Flesz: Dryf Cleveland znalazł kotwicę w duecie LeBron-Nance

6
fot. AP Photo
fot. AP Photo

Flesz bardzo szybko wszedł w ten trudny moment sezonu, czas zmiany pór roku i zmienności samego nastawienia do produktu sygnowanego logo NBA. Jednego dnia chcę JUŻ play-offów, drugiego nie.

Za nami 60 meczów i to moim zdaniem jest wystarczająca liczba spotkań. Po tym punkcie szukanie nowych rzeczy w grze drużyn NBA jest znacznie trudniejsze. Trzeba od razu odpowiedzieć sobie na pytanie co z tego jest zasłoną dymną (seria zwycięstw Houston), co zaraz wróci do normy (Pelicans), co z tego jest efektem etapu przejściowego związanego z kontuzją danego gracza (Wizards). Przed nami miesiąc, w którym narracje dotyczące graczy i drużyn będą podtrzymywane na respiratorze. Inne powstaną tak szybko, jakby poprzednie 60 meczów sezonu nie miało kompletnie znaczenia.

Ale dlatego właśnie na koniec jest to wszystko interesujące i tu gdzie siedzę jest to wyzwaniem, któremu co roku sprostać nie umiem; z zastrzeżeniem, że przede wszystkim jest to preludium i zapowiedź wydarzeń w kwietniu, maju i czerwcu.

Terminarz NBA zwolnił w ostatnim tygodniu. Tylko siedem meczów rozegrano w środową noc. Nikola Jokić odpowiedział na działania motywacyjne Mike’a Malone’a, ale jego 36 PKT, 13 ZB i 6 AST zbledło na tle chyba najlepszego meczu LeBrona Jamesa w tym sezonie – 15/25 FG, 39 PKT, 10 AST i kluczowy rzucz po kluczowym rzucie. Larry Nance Junior miał kolejne double-double w wyjazdowej wygranej 113:108.

Brook Lopez rzucił 27 PKT, Kyle Kuzma miał 20/10 w 108:107 u siebie z Orlando Magic. Aaron Gordon miał 28/14, ale Evan Fournier podkręcił kolano. Anthony Davis kontuzjował kostkę w pierwszej połowie i już nie powrócił do blowoutu w Sacramento 114:101. Skal Labissiere zalicza obecnie najlepsze momenty w swoim koszykarskim życiu.

Houston Rockets nie potrafią już nawet przegrać meczu (come on, guys!) i po kontrolowaniu we wtorek od drugiej kwarty wygranej w Oklahomie, identycznie kontrolowali wygraną 110:99 w Milwaukee – Top-10 obroną.

Robin Lopez nie wrócił do gry – Bulls idą więc na wojnę z Adamem Silverem. Przynajmniej pokonali Memphis 119:110, do którego ktoś powinien zadzwonić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze.

Na poziom nie-umiem-przegrać-meczu wdrapali się też Toronto Raptors, którzy 121:119 wygrali po dogrywce w Detroit. DeMar DeRozan miał 42 PKT. Natomiast w mojej ulubionej rywalizacji Utah Jazz przeszli się po Pacers w Indianapolis 104:84. Rudy Gobert w meczach, w których gra, jest bardzo mocnym kandydatem do Defensive Player of the Year. Tych spotkań na koniec mu jednak zabraknie.

Jazz są już tuż tuż od 8. miejsca. To trwa zdecydowanie zbyt długo.


1) Jeśli ominąłeś: bardzo dobry koszykarz gra z nr “23” w Cleveland. Robi bardzo ciekawe rzeczy z piłką. Jest naprawdę dobry. W ostatnich 15 meczach trafia 53% FG, 43% 3PT i zalicza średnio 27.9 PKT, 10.0 ZB i 10.0 AST.

2) 9 ostatnich punktów LeBrona Jamesa w Denver:

To było królewskie party w Denver, absolutnie sensacyjne. Niesamowite rzuty, clutch rzuty, ludzie z rozdziawonymi paszczami w pierwszych rzędach, pot Jamesa na nich, kiedy spadł po ostatnim rzucie. Ciepło, bliskość, emocje. Wciąż jest nr 1. Test oka nie pozwala nikomu innemu się do tego tronu zbliżyć. Analityka nie daje mu szans w rywalizacji z Jamesem Hardenem.

3) Indiana Pacers – Ci od zaskakującego 9. ataku i nie dużo mniej zaskakującej 13. obrony NBA – od pewnego momentu środowego meczu przeciwko Jazz w ogóle nie byli w stanie wygenerować pozycji do rzutów za trzy, nie mówiąc o tych czystych, przeciwko wielkiemu meczowi Rudy’ego Goberta w obronie. Victor Oladipo grał swój ulubiony pick-and-roll na szczycie, Gobert czekał na niego w okolicy linii rzutów wolnych, trzymał przed sobą, nie pozwalał na penetracje i Dipo rzucał po koźle z półdystansu. I pudłował okropnie – 13 PKT z 19 rzutów. Nie było nic, co Indiana mogła w środę zrobić, żeby chociaż przez moment znaleźć rytm ofensywny. Sercem tego zespołu, który wymusza 15.2 strat na mecz (6. miejsce w NBA) i w którym Oladipo lideruje NBA w przechwytach jest właśnie to, żeby znaleźć się w transition i nie być tak dużo w ataku pozycyjnym. Nawet jeśli rywalem nie jest ktoś tak dominujący trumnę jak Gobert czy Joel Embiid.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.
Poprzedni artykułFantasy 6G: Freak Show
Następny artykułDniówka: Spurs i Wolves walczą o przetrwanie. Westbrook może mieć drugi sezon z triple-double

6 KOMENTARZE

  1. sluchałem wczoraj podcastu Michaela Rappaporta z Nate Robinsonem. Kilka ciekawych rzeczy się dowiedzialem, m.in. tego, ze Nate trenował z Dwightem na rozgrzewce wsad nad nim, aby sie upewnić, że bedzie to w stanie zrobic parę minut później w trakcie konkursu. I D12 powiedział po rozgrzewce, że w takim razie Nate ma zwycięstwo w kieszeni.
    Ale w kontekście Knicks i rozwoju graczy Nate się świetnie wypowiedział. W latach Isiaha na czele Knicks mieli w składzie: Channinga Frye, Wilsona Chandlera, Dawida Lee, Jamala Crawforda, Robinsona himself na wczesnych etapach kariery i nie potrafili ich konsekwentnie budować jako zawodnikow i wczesniej czy pozniej oddawali ich w trejdach licząc na jakies marzenia o Lebronie czy inne. Nie oznaczało to, że ten skład dawałby im misia, nie, chodziło o to, że brakowało im konsekwencji w realizacji planu, brak cierpliwości totalny.
    W tym świetle patrzę na rozwój Franka N i Emanuela w perspektywie roku/dwóch i nie widze ich w koszulkach Knicks.

    0
    • Serio Rzepka?

      Channing Frye, Wilson Chandler, Dawid Lee, Jamal Crawford, Nate Robinson – to są gracze? Jakiego formatu?

      W sumie dwa mecze All- Star. I to na siłę.

      Moim zdaniem trzeźwa, chłodna ocena, żeby się ich pozbyć, bo żaden z nich nie rokował.

      Brawo Knicks.

      0
      • @znyk – Nate mówił o sobie i tych graczach jako Solid role players, takimi właśnie z perspektywy czasu byli. I lepiej było może ich rozwijać i próbować sklejać zespół niż miec „pipe dreams” o kontenderze.
        Z drugiej strony masz prawo do swojej zacnej opinii bo wtedy ponoć prowadziłeś bloga i oglądałeś każdy mecz, wiec rozumiem ze możesz sie stanowczo wypowiadac

        0