NBA to liga gwiazd i David Fizdale jest kolejnym trenerem, który się o tym boleśnie przekonał. Nie dogadywał się z Marcem Gasolem i musiał odejść. Podobno rzadko ze sobą rozmawiali, na treningach dochodziło do spięć między nimi, a przetrzymanie Gasola na ławce w czwartej kwarcie było kumulacją tego konfliktu, o którym wcześniej się nie mówiło (bo to w końcu tylko Memphis). Do tego przegrali już osiem razy z rzędu, dlatego management doszedł do wniosku, że trzeba coś z tym zrobić. Fizdale został kozłem ofiarnym, bo łatwiej wymienić trenera (choć trudno będzie znaleźć równie dobrego co Fiz), niż ryzykować, że zaraz zostaną zmuszeni do przehandlowania swojego gwiazdora. Oczywiście trudno przewidzieć czy w tej sytuacji ucichną plotki o nadchodzącym transferze Gasola, ale przynajmniej pozbyli się jednego z powodów jego frustracji.
Fizdale kończy swoją przygodę z Grizzlies z bilansem 50-51, z serią 8 porażek i patrząc tylko na te cyferki można by stwierdzić, że nie za bardzo sprawdził się w roli head coacha, ale wiadomo, że tak nie było. Wykonał bardzo dobrą pracę w Memphis. Wprowadził do drużyny powiew świeżości, przestawił ich na nowe granie, wyciągnął Gasola na dystans, pomógł Mike’owi Conley’owi rozegrać najlepszy sezon kariery i Grizzlies spisywali się lepiej niż można było oczekiwać. Ostatecznie w zeszłym sezonie wygrali 43 mecze, a on był jednym z najbardziej wyróżniających trenerów. Natomiast w playoffach nie tylko zrobiło się przez chwilę głośno po konferencji Fizdale’a, ale jego tyrada rzeczywiście przyniosła efekt. Był w stanie poderwać swój zespół do walki po dotkliwych porażkach w San Antonio i przegrali dopiero po sześciu meczach to starcie z dużo silniejszym rywalem. Trzeba pamiętać, że w zeszłym sezonie Fiz właściwie nie miał do dyspozycji Chandlera Parsonsa, a teraz też nadal nie jest on sobą i sukcesem jest tylko to, że w ogóle gra i nie jest aż tak fatalny jak poprzednio. Trener wycisnął co się dało z ograniczonego składu, jaki zapewnił mu management i jeszcze na początku obecnego sezonu dzięki temu Grizzlies byli jednym z pozytywnych zaskoczeń z najlepszą ławką w lidze. Potem stracili Mike’a Conley’a i bez niego jeszcze nie wygrali.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Myślę, że Grizzlies poświęcili niewłaściwą osobę. Ta drużyna od jakichś 7 lat stoi w miejscu. Co roku pierwsza runda, przy odrobinie szczęścia druga – pogrążeni w przeciętności.
To chyba czas, kiedy należy w końcu zaryzykować i zagrać bardziej pod kątem przyszłości. Przehandlować Gasola i Conleya. Postawić na młodzież, zwłaszcza, że kultura organizacji pozwala wierzyć, że można tam stworzyć coś na kształt Spurs.