Dniówka: Przegląd debiutantów

11
fot. AP Photo
fot. AP Photo

Wybaczcie wczorajszy brak Dniówki, ale byłem na pogrzebie babci i to był dla mnie niezwykle ciężki dzień, jeden z tych nielicznych, kiedy NBA nie ma znaczenia, dlatego musiałem zrobić sobie wolne. Ale życie toczy się dalej, a NBA cały czas gra… choć akurat w czwartek Amerykanie mają swoje święto i nie będzie meczów, a dzisiaj zostanie rozegrany tylko jeden, więc przed nami bardzo nietypowy tydzień z wyjątkowo niewielką dawką najlepszej koszykówki.

Ten jedyny dzisiejszy mecz to pojedynek dwóch młodych zespołów, dlatego to dobry pretekst, żeby przyjrzeć się najmłodszym zawodnikom, którzy od samego startu sezonu potwierdzają, że tegoroczna klasa debiutantów jest bardzo silna. To ogromna różnica w porównaniu z poprzednimi rozgrywkami, kiedy poza nielicznymi wyjątkami, rookies byli niemal niewidoczni. Wystarczy przypomnieć, że w 2016/17 tylko sześciu pierwszoroczniaków grało średnio ponad 25 minut, a ledwie dwóch oddawało średnio ponad 10 rzutów na mecz, w tym Joel Embiid, który wystąpił tylko w 31 spotkaniach. Nagrodę Rookie of the Year zgarnął wybrany w drugiej rundzie Malcolm Brogdon, który był najlepszym podającym z średnią 4.2 asyst, natomiast 10.2 punktów wystarczyło mu do zajęcia czwartej pozycji na liście najlepszych strzelców. Obecnie z takimi zdobyczami byłby dopiero na końcu pierwszej dziesiątki i piąty wśród podających. Obecnie dziewięciu debiutantów zdobywa ponad 10 punktów, dwóch zaliczyło już po dwa triple-doubles (poprzednio tylko Brogdon miał jedno), a do tego duża grupa odgrywa ważne role w swoich drużynach i to nie tylko w tych z samego dna tabeli.

Tegoroczni debiutanci prezentują się znakomicie, ale i tak wyścig po Rookie of the Year na razie jest zdominowany przez jednego zawodnika. Średnia punktów (18.7), zbiórek (9.2), asyst (7.6), przechwytów (2.0) – we wszystkich tych kategoriach Ben Simmons jest numerem jeden wśród rookies. Ma też najwięcej double-doubles (11). I wyróżnia się na tle całej ligi, znajdując się na trzecim miejscu pod względem przechwytów i szóstym jeśli chodzi o asysty.

Rok temu Joel Embiid miał historycznie dobre cyferki jak na pierwszoroczniaka, a teraz ponownie zawodnik Sixers jest na dobrej drodze, żeby zaliczyć jeden z najlepszych debiutanckich sezonów w historii NBA. Przed nim tylko Magic Johnson w swoim pierwszym roku w lidze zaliczał statystyki na poziomie co najmniej 17 punktów, 7 zbiórek, 7 asyst i 2 przechwytów.

 

I jak tu nie wierzyć w Proces? Oczywiście jeszcze zobaczymy do czego to wszystko ich doprowadzi, czy JoJo na pewno będzie zdrowy, a Simmons rzeczywiście wyrośnie na super gwiazdę, ale już sam fakt, że Sixers mają w swoim składzie aż dwóch tak ogromnie utalentowanych zawodników daje im wielką przewagę nad resztą ligi. Warto było przemęczyć się te kilka lat, bo dzięki tej dwójce mają potencjał, żeby w niedalekiej przyszłości włączyć się w walkę o tytuł.

Tuż za Simmonsem na liście najlepszych strzelców wśród debiutantów z średnia 16.5 punktów jest Kyle Kuzma, czyli jeden z największych stealów ostatniego draftu. Już w Lidze Letniej prezentował się bardzo dobrze, ale wtedy jeszcze wydawało się, że to głównie efekt Systemu Lonzo. To Lonzo Ball miał być gwiazdą Lakers od pierwszego meczu, ale póki co, to głównie wybrany pod koniec pierwszej rundy skrzydłowy prezentuje swoje ofensywne możliwości i jest najlepszym strzelcem drużyny.

W preseason Kuzma potwierdził swoją wartość i nie zwolnił tempa kiedy zaczęło się poważne granie. Początkowo bardzo dobrze spisywał się wchodząc z ławki, a po kontuzji Larry’ego Nance’a dostał szansę gry w roli startera i nie wydaje się, żeby miał już stracić miejsce w piątce. Co prawda nie jest poważnym zagrożeniem na dystansie z 34% za trzy, ale potrafi zagrać z piłką, penetrować (trafia 55% w drive’ach), świetnie kończy przy obręczy (71%) i ma bardzo dobrą skuteczność 50.7% z gry. Natomiast od czasu gdy został przesunięty do piątki zbiera też 8.6 piłek.

Ball zaliczając drugie triple-double przypomniał o swoim potencjalne, bo ostatnio tylko krytykuje się go za niecelne rzuty. Ale jego efektywność strzelecka pozostanie dużym tematem, ponieważ to jak wysoko będzie jego sufit, będzie w dużej mierze uzależnione od tego, czy będzie potrafił dostarczać punkty. Bez tego nadal może być bardzo dobry, ale raczej nie stanie się super gwiazdą na jaką liczą w Los Angeles.

Te problemy Balla, a także wcześniejsze Markelle’a Fultza, który jeszcze przez kilka tygodni pozostanie poza grą, tym bardziej uwidaczniają jak silną i głęboką mamy klasę debiutantów. To w końcu zawodnicy wybrani z dwoma najwyższymi pickami, obaj na razie zawodzą, a i tak dostajemy wiele dobrego od rookies.

(3-11) Chicago @ (7-10) LA Lakers 4:30

Dzisiaj czeka nas ciekawy pojedynek na pozycji silnego skrzydłowego, ponieważ będzie to starcie zawodników z drugiej i trzeciej pozycji najlepszych strzelców wśród pierwszoroczniaków.

Odnośnie Lauri’ego Markkanena dużo było wątpliwości w dzień draftu, jak to zwykle wobec białych zawodników z Europy, którzy mają być następcami Dirka Nowitzkiego. Z Kristapsem Porzingiosem się udało, ale już Dragan Bender nie wygląda jak materiał na gwiazdę, a nikt nie chce trafić na drugiego Andreę Bargnaniego. Ale Markkanen już podczas EuroBasketu rozwiał obawy, potwierdzając swoją wartość i robi to dalej w barwach Bulls.

Nie tylko potrafi rzucać za trzy, ale jest prawdziwym zagrożeniem w pick-and-pop i często trafia. Zalicza skuteczność 36.7% i ma najlepsze w historii 36 trójek po 14 pierwszych meczach kariery, poprawiając rekordowe osiągnięcie Damiana Lillarda (34). W poprzednim spotkaniu, w swoim powrocie do Arizony, gdzie grał na uczelni zdobył career-high 26 punktów. Jego średnia wynosi 15.6 i jest też drugim najlepszym zbierającym wśród rookies (8.0).

Inną historią meczu w LA będzie pojedynek braci Lopez. Do tej pory jest 9-7 dla gorszego, ale występującego częściej w lepszych drużynach Robina, który w tym sezonie wyjątkowo zbliżył się do zdecydowanie bardziej utalentowanego ofensywnie Brooka. Center Bulls zdobywa najlepsze w karierze 13.3 punktów, podczas gdy jego brat w Lakers notuje 15.4, a dotychczas niemal w każdym sezonie różnica między nimi była w okolicach 10 punktów.


Drugim po Markkanenie debiutantem pod względem liczby trójek jest Donovan Mitchell. On jednak nie imponuje skutecznością, bo trafia tylko 32.7% zza łuku, a sumie zdobywa swoje 14.9 punktów oddając aż 14.6 rzutów. Daleko mu do bycia efektywnym, ale wyglądałoby to znacznie lepiej, gdyby nie musiał w aż tak dużym stopniu ciągnąć ofensywy drużyny. Okazał się jednak znacznie lepszy niż tylko specjalista 3-and-D, potrafi dostarczać punkty, których Jazz bardzo potrzebują, dlatego oddają mu piłkę, mocno na nim polegając. W efekcie, Mitchell ma drugi najwyższy wśród debiutantów wskaźnik USAGE (28.2%) i rzuca najwięcej pull-upów (6.0), choć trafia tylko 28% z nich. Za trzy w catch-and-shoot ma dobre 39%, jednak tych rzutów oddaje ponad dwa razy mniej.

Problemy ze skutecznością ma też Dennis Smith Jr., który wczoraj w starciu z Celtics większość czwartej kwarty i dogrywki przesiedział na ławce. Od czasu gdy zdobył swoje najlepsze 27 punktów przeciwko Spurs, w kolejnych trzech meczach łącznie uzbierał tylko 21 trafiając ledwie 25% z gry (i 1/12 za trzy).

Na razie nie jest on tak poważnym kandydatem do ROY jak wydawało się przed sezonem, kiedy jeszcze wszyscy wspominali jego szaleństwa podczas Summer League, ale niewątpliwie jest jednym z najlepszych debiutantów. Zalicza 14.1 punktów, 4.3 zbiórek i 4.4 asyst, a do tego już robi różnicę, pomagając drużynie swoim atletyzmem. Mavs widzą w nim przyszłą gwiazdę i dostaje on teraz dobrą szkołę od Ricka Carlisle’a, który poświęca mu dużo czasu, często rozmawia z nim, analizuje filmy i tłumaczy błędy.

Wczoraj lepiej od Smitha zaprezentował się Jayson Tatum, który nie tylko rzucił 15 punktów, ale też pomógł Celtics w comebacku i zwycięstwie. Tatum obecnie wygląda najlepiej z top-5 ostatniego draftu, dzięki czemu Danny Ainge wygląda na jeszcze większego mistrza wymian, oddając pierwszy wybór i biorąc go z trzecim numerem. Zdobywa średnio 13.9 punktów i zbiera 5.8 piłek będąc ważną postacią najlepszej drużyny NBA, a najbardziej imponuje swoją efektywnością strzelecką. Często debiutanci potrzebują trochę czasu, żeby z akademickiego grania przestawić się na nieco dalej oddaloną linię rzutów za trzy, ale Tatum nie ma z tym żadnego problemu. Trafia aż 46% trójek, a najbardziej zabójczy jest za łukiem w sytuacjach catch-and-shoot – 55.9% (drugi wynik w NBA przy minimum 30 rzutach).

De’Aaron Fox (11 punktów, 4.7 asyst) – Potwierdza to, czego się od niego oczekiwało, gra z dużą energią i charakterem, a do tego pokazuje, że jego rzut nie będzie problemem jeśli jeszcze trochę nad nim popracuje i ma już na swoim koncie pull-upa na zwycięstwo. Natomiast już w czwartek przed Foxem najważniejszy mecz dotychczasowej kariery, kiedy do Sacramento przydają Lakers. Wreszcie będzie mógł zmierzyć się z Ballem i kontynuować rywalizację z boisk akademickich, bo dotychczas zarówno w Lidze Letniej, jak i w preseason nie udało im się spotkać, mimo że Lakers i Kings często grali ze sobą.

John Collins (11.6 punktów, 7.4 zbiórek) – Jest liderem debiutantów w skuteczności z gry (56.9%) i dotychczas tylko Simmons zrobił więcej wsadów niż on. Na liście najlepiej zbierających rookies jest trzeci, ale jako jedyny z top-6 gra mniej niż 30 minut. Wczoraj w San Antonio zdobył najlepsze w karierze 21 punktów, a do tego miał też 9 zbiórek i 2 bloki.

Malik Monk (8.2 punktów) – Początkowo był głównym motorem napędowym z ławki w Charlotte i miał już mecz, w którym zrobił się super gorący w czwartej kwarcie, czym zapewnił Hornets zwycięstwo. Ale gdy wrócił Nicolas Batum, Monk stracił miejsce w rotacji i w czterech meczach spędził na parkiecie łącznie tylko 20 minut. Jego skuteczność na razie wygląda kiepsko – 34.6% z gry i 33.3% za trzy, ale jest zbyt dobrym strzelcem, żeby trzymać go na ławce.

Mike James (11.4 punktów, 4 asysty) – W ostatnich meczach został przesunięty na ławkę, ale nadal pozostaje najpewniejszym punktem na pozycji point guarda w Phoenix i jednym z największych odkryć tego sezonu. Będzie też pierwszym zawodnikiem na two-way kontrakcie, który zapewni sobie zmianę tej umowy na normalny kontrakt.

Frank Ntilikina (4.6 punktów, 3.9 asyst) – Na razie niewiele robi w ataku i tylko raz zdobył 10 punktów, ale jest drugim najlepszym przechwytującym debiutantem z średnią 1.8 (numer jeden w całej lidze PER-36 3.3) i coraz bardziej jest chwalony za dobrą postawę w obronie.

Poprzedni artykułFlesz: OKC to mimo wszystko rozczarowanie. Monk wypadł z rotacji, bo Hornets chcą zrobić playoffy
Następny artykułWake-Up: Lakers zrobili comeback i pokonali Bulls

11 KOMENTARZE

  1. Może i tegoroczna klasa “rookies” jest głęboka, ale ten wyraźnie najlepszy z debiutantów wywodzi się akurat z tej klasy słabszej, zeszłorocznej. Ironia, przypadek, karma?
    Gdyby nie przypadki zdrowotne, to w zeszłym roku oglądalibyśmy fascynujący, bratobójczy pojedynek o tytuł debiutanta roku. Embiid trashowałby Simmonsa w trakcie meczów, a Ben unikałby asyst do JoJo.

    0
  2. IMO NBA powinna brać pod uwagę tylko ostatnią klasę draftu. spójrzmy na Simmonsa, on nie gra jak debiutant on gra jak drugoroczniak i powinien być do nich porównywany. Chłopak przez rok miał dostęp do treningu i trenerów na poziomie NBA.
    Wydaje mi się że to nie jest do końca fair w stosunku do obecnej klasy która dopiero uczy się NBA od podstaw

    0