Zróbmy sobie Franchise Playera

9
fot. newspix.pl
fot. newspix.pl

Ledwie kilka dni temu mieliśmy okazję obserwować ceremonię draftu, momentu, który dla wielu młodych koszykarzy jest punktem zwrotnym ich rozkwitających karier. Przywdziewając czapeczki swoich nowych pracodawców, stają w obliczu szansy odciśnięcia trwałego piętna na historii tej gry. Natomiast kluby widzą w nich swoich przyszłych gwiazdorów i konie pociągowe organizacji na lata. Niestety, niejednokrotnie te wizje pozostają jedynie w sferach niespełnionych marzeń graczy i GM-ów. Nie będę jednak tutaj się pochylał nad zawodnikami, którym nie udało się potwierdzić swojego potencjału. O tych bowiem powstał już niejeden tekst i zapewne jeszcze niejeden powstanie.

Kwestia, która bardziej mnie nurtuje, to podejście organizacji do tych młodych ludzi, którzy mają się stać ich twarzami. Odnoszę bowiem wrażenie, że część z nich, posiadając w swoich szeregach nieoszlifowany diament, zawodnika o nietuzinkowym talencie i umiejętnościach, nie do końca wie, jak sobie z nim poradzić. Proces budowania drużyny w oparciu o takiego gracza przypomina często błądzenie po omacku i działanie na zasadzie „uda się albo się nie uda”. GM-om brakuje wyczucia momentu w podejmowaniu decyzji, co sprawia, że ucieka cenny czas, drużyna drepcze w miejscu, a utalentowani zawodnicy, zamiast walczyć o coraz wyższe cele, cały czas są świadkami wiecznej przebudowy.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.

9 KOMENTARZE

  1. Ostro pojechaliście Przemka w ubiegłym tygodniu. Dajcie czas chłopakowi. Złapie dobry flow i zacznie pisać bardzo fajnie. W każdej pracy potrzeba czasu aby się dotrzeć (np. LeBron w Miami :))
    A jak się nie dotrze to nie musicie otwierać jego artykułów.

    0
  2. Dobrze, postaram się konstruktywnie w takim razie. Mam problem np. z takim zdaniem:

    “(…)Paul George, po 7 latach gry dla zespołu, który wybrał go w drafcie, bez mrugnięcia okiem oświadczył swoim przełożonym, że jego przygoda z drużyną dobiegła końca.”

    Pytanie do Przemka – na czym opierasz swoje zdanie? Chodzi mi o “brak mrugnięcia okiem”. Sformułowanie, którego użyłeś brzmi dla mnie w tym kontekście pejoratywnie, nie wiem czy w założeniu, czy nieświadomie. Można się zgadzać z jego decyzją lub nie, ale widziałem gorsze zachowania w podobnych sytuacjach i jeśli już używasz takiego sformułowania, to uważam, że powinno być jakoś uzasadnione. Mogę wtedy się określić, czy się z tym zgadzam, czy nie.

    Poza tym, popraw mnie jeśli się mylę, podejrzewam, że nie znasz gościa osobiście, podejrzewam, że o jego życiu wewnętrznym i ewentualnych rozterkach wiesz tyle samo co o np. moich. Pisanie więc o braku wątpliwości z jego strony wydaje mi się nadużyciem.

    Chętnie czytam teksty, które opierają się na faktach i owszem zawierają opinię, ale widać na czym budowane. Wtedy potrafię mieć efekt “wow”, bo czasem jakaś podejrzana na początku teoria okazuje się przekonująca (najlepszy dla mnie przykład to tekst wspominanego tu często twojego imiennika o Reggim Millerze, po którym nie potrafię już wykrzesać z siebie takiego poziomu rozdrażnienia samym głosem byłej gwiazdy Indiany)

    Owszem, używasz w tekście mnóstwo argumentów, ja piszę o konkretnym przykładzie, nie popartym nimi. Mam problem w twoich tekstach przede wszystkim z rzucanymi mimochodem (jak mniemam, bo też nie wiem) teoriami, opiniami i osądami, których nie wiem czy jesteś świadomy. Przez takie fragmenty mam własnie poczucie jakbym czytał tekst licealisty.

    W tym kontekście zdanie z końca brzmi naprawdę zabawnie:

    “Być może jednak dzięki temu chłodnemu, zdystansowanemu spojrzeniu łatwiej jest nam ocenić daną sytuację, odcinając od naszej perspektywy zakłócenia utrudniające obiektywny pogląd, od których odciąć nie mogą się osoby działające tam na miejscu.”

    Na ten moment wydaje mi się, ze się nawet nie ocierasz o “chłodne, zdystansowane spojrzenie”.

    Nie czepiam się jednego zdania. Podałem je jako przykład większej całości.

    0
    • IMO teksty Przemka należy traktować jako luźniejsze felietony.
      Ten jest całkiem luźny i przystępny. Inny punkt widzenia od podpartych statystykami i opiniami innych wypowiedzi. I nie powiela nadmiernie opinii (tych samych zdań), które np u Adama pojawiają się trochę nazbyt często.

      Wierzę, że Przemek się wyrobi i znajdzie swój nurt.

      0
      • Nie rozumiem – czy forma felietonu tłumaczy fałszowanie rzeczywistości? Jeśli się na tym nie znam i przeczytałbym to zdanie, to pomyślałbym być może “O, to oni go wybrali, a ten nawet nie mrugnął i odszedł – chuj”.

        To nie jest prawda po prostu. Równie dobrze mógłbyś powiedzieć, ze TVP teraz jest jednym wielkim felietonem.

        I co mają do tego teksty Adama(?) Piszę do Przemka, który, jak zrozumiałem po ostatnim tekście, chętnie usłyszy konstruktywną krytykę, co doceniam. Poświęciłem pół godziny, przeczytałem to co napisałem 3 razy i wysłałem. Bez pojazdu wydaje mi się, a przynajmniej taki był zamysł.

        0
    • Zgadzam się z powyższym. To dobrze sygnalizuje kluczowe wady tekstu, ale skoro o krytyce to niech mi ktoś najpierw powie kto i gdzie “ostro zjechał” autora? Ostatnim razem pojawiały się podobne, a nawet drastyczniejsze określenia, a IMO jako tako kulturę wypowiedzi wszyscy zachowali, łącznie z autorem, który komentarze wziął na klatę. Znów, można przypomnieć Adama i gdyby nie to że wciąż wypominano mu literówki, to jaki miałby impuls do poprawy? Więc bez demonizowania i bez gadania “nie podoba się, nie klikaj”. Wszyscy chcemy żeby poziom na 6G był jak najwyższy.

      A co do samego tekstu. Jest okej, ale nie widzę w nim wartości. Nie wzbogacił mojej wiedzy, to raczej zbiór oczywistych wniosków, i to na dodatek ubarwionych takimi niefortunnymi i potencjalne fałszywymi określeniami jak wspomniał kolega wyżej.

      Ok, to felieton. Ale znów, Przemek apeluję, wez sobie do serca stwierdzenie “Nie masz prawa do własnej opinii, masz prawo do poinformowanej opinii. Nikt nie ma prawa być ignorantem” Ja sam się na nim uczyłem.

      Jedyna bonusowa informacja to wspomnienie o podcascie Lopeza, reszta to generalnie puste i oczywiste wnioski o nieudolności GMów, konieczności aklimatyzacji graczy, etc. Piszesz “analizując na trzeźwo” ja tu grama analizy nie widzę. Ba, dam sobie rękę uciąć że napisałeś ten artykuł bez researchu. Z głowy, z pamięci. Wszystkiego “felietonem” się nie przykryje, szczególnie jeśli prezentowana opinia nie jest szczególnie odkrywcze, wnikliwa, zmuszająca do refleksji. To tak trochę odbicie ostatnich tekstów, w których ryzykowales kontrowersyjne i nie do końca uzasadnione opinie (niepotrzebne MVP, zakladnicy Spurs) a tu wybrałes bezpieczeństwo. Asekurację.

      Jednym z moich ulubionych fragmentów jakie kiedykolwiek stworzył tu Przemek Kujawinski było przemyślenie o tym że historia nie została zapisana i nigdy nie zostanie, bo wciąż tworzyć będziemy nowe narrację. Ty miałeś szansę stworzyć tu swoją, mogłeś np opisać nam młodość George’a, gdzie grał w high school i tam znaleźć historię np o miłości do Lakers, która wciąż w nim goreje.

      Duży plus, masz lekkie pióro, przyjemny styl, czyta się dobrze, bez zgrzytów, czyli literacki warsztat jest. Teraz trzeba dołożyć pracę. Grzebienie w artykułach, wywiadach, szukanie informacji. Tak jak robi to Michał albo robił Przemek. Z czasem organicznie przyjdzie wiedza i felietony będą ciekawsze. Moje osobiste zdanie, poświęć kilka godzin na jeden dobry art tygodniowo, niż na kilka przeciętnych. Bo jako abonent takiej sytuacji będę grzecznie oponował.

      Szczerze, pozdrawiam i powodzenia! ☺

      PS. Równie ciekawym materiałem w temacie robienia sobie Franchise Playera jest historia LaMarcusa Aldridge’a w Portland. Ostatnio ktoś wrzucał tu linki z reddita o tym jak LA traktowano jak gwiazdę, oczko w głowie , a ten nigdy liderem nie został, a zachowywał się jak primadonna (spóźnienia, wymówki od gry, izolowane się) i w końcu odetchneli po jego odejściu. A o tym ja np nie wiedziałem, a bardzo chętnie bym poczytał.

      0
  3. zadam Ci Przemku jedno pytanie, na które odpowiedzi nie znalazłem w Twoim tekście. Dlaczego George chciał grać akurat w LA, a nie gdziekolwiek indziej niż w Indianie?
    Pominąłeś zupełnie ten fakt, bo nie pasował Ci do tezy. To niestety charakteryzuje wszystkie Twoje teksty. Podajesz swoje przemyślenia jako prawdy objawione (bez obowiązku ich argumentowania) zapominasz natomiast o faktach.
    W tekście nie ma odwołania do żadnego źródła, wypowiedzi gracza, kolegów trenerów, czegokolwiek. Ja jako czytelnik nie wiem z czego wywnioskowałeś, że George jest zły za sprzedanie Hibberta (tym bardziej że w obecnej NBA Hibbert jest w głębokiej d..)? Skąd wiesz, że George nie był zadowolony ze zmiany trenera? Mc Milan nie był przecież “z ulicy”. Dodatkowo ściągnęli z powrotem jego przyjaciela Stephensona.
    cyt. “Te ruchy nie wyglądały na takie, które były dokonywane za przyzwoleniem PG-13.” zapytam klasykiem, “po czym wnosisz?”

    Poza tym George nie zachował się jakby był poróżniony z klubem, czy czuł niedoceniany. Poinformował klub z rocznym wyprzedzeniem że nie zamierza u nich zostać, aby klub za niego coś dostał (tak jak np. Melo). Nie wydymał” klubu jak Durant czy James. Jak do tezy o sprzedawaniu zawodników pasuje “rozgonienie” przez Cubana mistrzowskiego składu. Gdzie jest jakakolwiek próba oceny charakteru Georga i jego priorytetów?

    Według mnie taki tekst mógłby się ukazac w latach 90 gdzie wiedzę czerpaliśmy z telegazety, magic basketballa, dzięki czemu Włodek Szaranowicz mógł nam opowiadać, że Ewinga nazywają King Kongiem i wszyscy w to wierzyli. Dziś jakby to łagodnie powiedzieć jest on nieprofesjonalny.

    P.S. zgadzam się z Antygenem, że zakończenie tekstu, biorąc pod uwagę jego treść brzmi groteskowo

    0