DeMarcus Cousins zniszczył, zjadł i niestety też wypluł Doktora Marca Gasola w drodze do swoich 41 punktów w tym razem innym – bo defensywnym zwycięstwie – (30-41) New Orleans Pelicans nad Memphis Grizzlies 95:82. W dwóch poprzednich meczach Pelicans rzucili 128 i 123 punkty. Tym razem mecz – który był żywym dowodem na to, na jakiej pozycji w NBA wciąż strasznie brakuje talentu – był klasycznym bully-ballem z udziałem Boogie’go, Gasola, Z-Bo i ramion Anthony’ego Davisa.
Zbierałem rano dowody z miejsca zbrodni popełnionej przez Boogie’ego na Gasolu.
Dowód nr 1:
https://twitter.com/mackwiatkowski/status/844431363461828609
Dowód nr 2:
https://twitter.com/mackwiatkowski/status/844432464869249024
Zło do szpiku kości.
Pelicans są 5-1 w ostatnich sześciu meczach, a poniedziałkowy trap-game – dosłownie… z uwagi na to jak bronią – dla Portland Trail Blazers z Milwaukee Bucks po powrocie Blazers z Florydy, okazał się faktycznie trap-game i Blazers przegrali u siebie 90:93. Kto swoją drogą układa taki schedule, że Blazers niespełna 48 godzin po grze w niedzielę w Miami muszą zmienić trzy strefy czasowe, przelecieć w poprzek całe Stany Zjednoczone, wyjść na parkiet i rzucić 35 punktów do przerwy?
Jedna rzecz, o której nikt w tym sezonie mówić nie chce… Po kilku latach problemów z ustawianiem w parze Davisa z Ryanem Andersonem, i po niespodziewanych kłopotach defensywnych w zeszłym sezonie pary Davis/Omer Asik, Pelicans praktycznie przez cały sezon 2016/17 mają Top-10 obronę NBA.
To w dużej mierze bierze się z talentu, który zgromadzili latem i z tego, który mieli już wcześniej w składzie. W tym momencie trzej najlepsi gracze Pelicans potrafią co najmniej dobrze bronić swojej pozycji: Jrue Holiday obecnie wychodzi w piątce w parze z Timem Frazierem i kryje także dwójki, Davis ewoluował w jednego z 20 najlepszych obrońców ligi, a Boogie – jeśli pomaga mu się – potrafi co najmniej wyciszyć tych, którzy próbują atakować go w post-up. Gasol niewiele mógł przeciwko niemu zrobić.
Niewiele potrafi też wciąż zrobić Alvin Gentry z tym jak wykorzystać duet Fire&Ice. Rozwiązania proste, typu akcje 1-4-5, po których Boogie robi pop, a Davis ścina do obręczy, funkcjonowały w drugiej połowie meczu z Grizzlies. Był nawet jeden a’la pick-and-roll kozłującego Boogie’ego z Davisem, zakończony alley-oopem. Nie ma za to i brakuje akcji, w których Davis i Cousins ustawieni są na obu końcach linii rzutów wolnych. Brakuje dribble-handoffów, prostych rozwiązań, w których obrona – z uwagi na nieprawdopodobny talent liderów Pelicans – musiałaby zacieśniać środek. Która inna drużyna NBA jest w stanie wystawić w tych miejscach parkietu graczy, którzy mogą albo zrobić krok wstecz i rzucić, albo ściąć do obręczy, obrócić się, dostać piłkę i po prostu włożyć ją do kosza bez zbędnych ceregieli? Wystarczyłoby, żeby Gentry podpatrzył co David Joerger robił w pierwszej połowie tego sezonu w Sacramento, grając Boogie’m w parze z Kostą Koufosem. Mógłby też wrócić się do pięciu poprzednich lat Memphis, czy nawet tego sezonu.
Stąd tylko 97,1 punktów na 100 posiadań, które Pelicans zdobyli na razie w 258 minut wspólnej gry Boogie’ego i Davisa. To nr 30 atak NBA. Nr 1 obroną ligi jest za to zaledwie 96,4 punktów na 100 posiadań, które tracą.
Rzeczą niezrozumiałą jest to, że drugi mecz z rzędu Gentry zdecydował się grać bez jednego z duetu Davis/Cousins na parkiecie (potencjalne kłopoty Boogie’ego z faulami, to coś co może zniechęcać Gentry’ego do trzymania go długo na boisku + fakt, że opuścił już dwa mecze nie pomaga ustabilizować rotacji). I to kosztowało Pelicans szybki, oddany 0-9 run w drugiej kwarcie. Wrócili jednak potem wielkim 21-0 i jeszcze dobijali Memphis w czwartej kwarcie.
Wayne Selden, który jeszcze w piątek wyszedł w piątce na mecz Pelicans z Rockets, w poniedziałek wyszedł w pierwszej piątce Grizzlies na mecz z Pelicans. Tak oba kluby błagają o wingmanów.
(42-29) Toronto Raptors przerwali nieprawdopodobną passę 11 porażek z rzędu z (33-38) Chicago Bulls i po KLASYKU – grając w tych świetnych strojach Toronto Huskies – pokonali u siebie Bulls, po dogrywce, 122:120.
Raptors przegrywali przez cały mecz ze znakomicie grającymi Profesorem Rondo (season-high 24 punkty) i Bulls – ogromne zaskoczenie, że grają lepiej bez Dwyane’a Wade, o-grom-ne… – i w czwartej kwarcie było to już 89-104, zanim choke Chicago (Rondo miał 60 lat w końcówce tego meczu i umarłby, gdyby doszło do drugiej dogrywki, bo miałby wtedy ponad 100 lat), jeden spektakularny blok DeMara DeRozana, wiele gritu i grindu, i niespodziewanie dużo Freda Van Vleeta – konkretnie niski lineup z Patrickiem Pattersonem na centrze – wróciło Raptors do meczu i wygrało go w dogrywce.
To był jeden z 5 najlepszych meczów w tym sezonie (Chicago przez trzy kwarty grało naprawdę bardzo dobrze), ale jest w tym Top-5 z uwagi na to co stało się w trzeciej kwarcie. Wreszcie, po tylu miesiącach (latach) oczekiwań, dwóch ludzi w trakcie przepychanki wyprowadziło ciosy w twarz!
To był wielki powrót ciosów w twarz!
I nie możemy tego tak zostawić we Fleszu.
Wszystko zaczęło się tutaj, niżej… Walka o zbiórkę po rzucie Jimmy’ego Butlera za trzy. Piłka wpada do kosza. Nie mogę zauważyć, żeby Serge Ibaka prawe ramię położył na lewym ramieniu Robina Lopeza i przeszkodził mu w skoczeniu na tablicę. Próbuję – nie mogę.
To wyglądało jakby Lopez po prostu, niby to stracił równowagę, żeby rozpocząć mały bully’ing na Serge’u, przy wysokim prowadzeniu 88:72 (+ wcześniej 11 ZWYCIĘSTW Z RZĘDU DRAKE). Powiedzmy, że z doświadczenia wiem o co chodzi, Robin Lopez wie o co chodzi, Boogie wie o co chodzi i nawet Fred Hoiberg wie o co chodzi. Lopez ma ten streak w sobie.
Ibaka w kaszę sobie jednak dmuchać nie da. Stephen Jackson powiedział kiedyś, że Serge nie jest o tym życiu. Kilka krajów patrzy. Raptors grają bez majtek przeciwko Bulls.
Idzie łokieć w plecy, bo musi pójść:
Lopez się obraża.
I rzuca spojrzenie pełne gniewu:
Ale co robi Lopez?
Podchodzi do Ibaki i wybija piłkę z jego lewej ręki. Szósta klasa podstawówki. W Kanadzie coś takiego karane jest 10-letnim wyrokiem…
Dochodzi do zwarcia i tu następuje rzecz, którą historia ludzkości może pominąć w konstruowaniu NAJWAŻNIEJSZEGO JAK ZWYKLE “Kto zaczął!”.
Ibaka wyprowadza ciosik, który dotyka twarzy Lopeza i schodzi z niej.
Czy to cios, czy szturchanie kogoś za twarz, czy to był tylko stretching ręki – za 20 lat politycy PiSU będą kłócić się o to z politykami PO – ale lewa dłoń Ibaki faktycznie znajduje się na twarzy RoLo i zaraz przedramię jest przed nią.
We wszystko miesza się sędzia i dochodzi zaraz dwóch graczy Raptors (Joseph, DeRozan). W tym czasie Lopez traci równowagę, gdy Ibaka lewą ręką (to nie cios), próbuje go odepchnąć.
I mogłoby wydawać się, że to koniec. Ale nie!
ZŁO WRACA
Zło powraca. Robin Lopez wraca z ciosem. Oto cios w pierwszych sekwencjach bycia ciosem:
Wszystko obserwujemy z kamery zainstalowanej na konstrukcji kosza w hali Air Canada Centre.
Oto cios w fazie tuż przed dotarciem. Terrain Ahead:
Cios ląduje…
Ale odbija się od razu od stalowej twarzy Ibaki.
Unik Serge’a i może mały brak zdecydowania przy obierania celu przez Lopeza sprawiają, że ręka odbija się.
I kończy w powietrzu.
Zabrakło zdecydowania i wykończenia.
Teraz następuje moment, w którym Krytycy Walk widzą oczami wyobraźni nadciągającą pangę…
Popatrz jak imponująco Ibaka zasłania się lewą ręką, jednocześnie wyprowadzając wielką, potężną…
…łapę, która ląduje na lewej skroni Lopeza, na chwilę oszałamiając go.
Głowa Lopeza odskakuje, on próbuje iść dalej, ale nie jest w stanie już unieść rąk do góry i słania się pod naporem wszystkich asystentów Bulls i sędziego.
Werdykt: Ibaka wygrywa walkę. Raptors kilkadziesiąt minut później wygrywają mecz.
Dziękuję za przeczytanie.
Ps. Dziś bez Palmy. Wracamy w piątek
CSI: kryminalne zagadki Toronto – kto zaczął?!
NBA ma też swoich Hardkorowych Kokso-Popków :D
nie podniecałbym sie pojedyńczym występem Boogiego… W dłuższym okresie on nie potrafi prowadzić swojej drużyny do zwycięstw. NIgdy w playoff, nigdy powyżej 50% zwycięstw. Można go usprawiedliwiać i mówić jaką fatalną organizacją sa Kings ale ja upatruje w tych wynikach sporo winy Cousinsa.
Przede wszystkim strasznie niedojrzała osoba, wielkie rozkapryszone dziecko… Wiecznie niezadowolony z decyzji sędziów i obrażający się na kolegów. Plus słynny cytat z vide session do trenera (T. Corbina) : “Może teraz pokażesz nam vidoe swoich błędów…”
Jest powód dla którego żadna z uznanych organizacja nie tradowala po Cousinsa – nikt nie chce raka w szatni!
Zgoda, jeden mecz o niczym nie świadczy. Ale przecież w przypadku Cousinsa to nie jest tak, że zagrał on tylko jeden dobry mecz w karierze. Jego talentu nikt chyba nie kwestionuje.
Co do problematycznego charakteru, to nie był by pierwszym zawodnikiem, któremu przeprowadzka zrobiła by dobrze, np tacy Zach Randolph czy Dennis Rodman potrafili się zmienić, a myślę że swego czasu problemami byli większymi niż Cousins.
Ja patrzę z nadzieją na przyszłość Pelicans, bez tego transferu myślę, że jest duża szansa, że zmarnowali by najlepsze lata Anthonego Davisa. Czy teraz ciągle może tak się stać? Jasne. Ale moim zdaniem jest na to sporo mniejsza szansa. Dwie takie gwiazdy mają też niewątpliwie spory potencjał przyciągania wolnych agentów, co może być kolejnym plusem. Mam nadzieję, że NOP zwolnią jeszcze na dodatek Gentry’ego i ruszą w dobrą stronę pełną parą od przyszłego sezonu.
Zdecydowanie zabrakło strzałek a la Jacek Gmoch. Już samo małe rozrysowanie spojrzenia pełnego gniewu spowodowało, że i ja zacząłem się bać pana Lopeza.
Maciek strasznie sie podjarał bójka:)
nic to, gorzej jak się jeszcze Sitarz zajara
Dobrze Olu że to zauważasz, bo w związkach to bardzo istotne aby partner dostrzegał co podnieca drugiego i był później na to otwarty.
Jednego kręci koronkowa bielizna a drugiego przemoc.
To nie jest nic złego jeśli się nie wymknie spod kontroli.
Życie szybko mija więc trzeba starać się dawać ukochanym osobom jak najwięcej przyjemności :)
Ohoho… Chyba trafiłeś w miękkie Angel, że Ola tak nam się zbulwersowała w odpowiedzi. Szkoda że Maciek, który tak skupiał się na poszukiwaniu dowodów morderstwa Boogiego, ten usunął po kilku minutach. Fajny folklor by był :P
jak nic, niedługo trafię na Pudelka:)
Hej, Maciek robi sobie jaja w tekście a my w komentarzach i chyba tak jest OK :)
Nie miałem na myśli nic innego jak tylko dobry, staropolski
KLAPS.
Ja tam to biorę w ciemno (w komplecie z koronkową bielizną) od pięknej dziewczyny :)
BTW
Oczywiście tą bieliznę mam na sobie JA
Ile mozna sie o sobie dowiedziec z przypadkowo rzuconego komentarza:)
Z tego przypadkowo rzuconego komentarza, to akurat o Angelu dowiedziałem się znacznie więcej niż kiedykolwiek bym chciał. A na Pudelka, to trzeba się znacznie bardziej postarać.
Wiesz, Angel, dobrze, że na kosza ubierales się jednak inaczej..choć w sumie gram bez okularów :-o
Okulary, okularami. Ciesz się, że mimo ich braku, nie wyczułeś koronek i atłasów przy próbach – i tu aż boję się użycia tego słowa – krycia… ?
Dajcie spokój chłopaki,
każdy z nas ma jakieś swoje drobne
słabostki …
‘Wreszcie, po tylu miesiącach (latach) oczekiwań, dwóch ludzi w trakcie przepychanki wyprowadziło ciosy w twarz!’
Nie wiem kto czekał na to latami i nie wiem kto jara się bójką na parkietach NBA, ale raczej nie kibice koszykówki. Żenada.
Bez obrazy dla Kolegi, ale na prawdę bardzo nie lubię jak ktoś wypowiada się za wszystkich, na dodatek w kategoriach to jest jedyna prawda objawiona i tak należy postępować. Może i jestem “kibicem koszykówki” od niedawna i nie posiadam tak dużej wiedzy w temacie jak 90 procent czytelników 6gracza, ale serio, zmieniając swoje upodobania sportowe (wcześniej dość mocno interesowałem się piłką nożną) liczyłem na oglądanie dobrej męskiej rywalizacji. Osobiście najbardziej jaram się pojedynkami 1v1 z jakimś fancy crossoverem i celnym rzutem gdy przeciwnik ląduje na parkiecie z połamanymi kostkami, ale still, to musi być męska rywalizacja, goddamn it! Jeżeli kolega woli oglądać rozkapryszonych płaczków, co rusz, przewracających się na parkiet z błagalnym wzrokiem skierowanym ku sędziemu, spoko nic mi do tego, ale prosiłbym się nie wypowiadać za wszystkich.
Masz rację…za wszystkich wypowiadać się nie powinienem, my bad :)
Uwielbiam rywalizację, ale kiedy ktoś zaciska pięść i wyprowadza cios w stronę innego gracza to już nie jest koszykówka. Irytuje mnie to na równi z flopowaniem i płakaniem do śedziów o każdy gwizdek (a niech Was Clippers).
Rozumiem i szanuję, co więcej absolutnie nie jestem za tym, żeby takie mordobicia zdarzały się w każdym meczu NBA. Bardziej chodziło mi o to, że w tej coraz grzeczniejszej lidze, ktoś w końcu pokazał charakter i nie przebierał w środkach, że ta zdrowa, fizyczna męska rywalizacja nadal gdzieś tam jest. Tak czy inaczej jest ok :) peace!
Myślę, że te słowa, jak i całą drugą część Flesza, należy czytać z dość dużą dozą dystansu ;)
Wielki szacun za opis walki, klasyka. Łzy i uśmiech, że basket nie umarł w tym ‘twardym wydaniu’. Karl Malone i Denis Rodman wyślą na pewno chłopakom po bombonierce szampanie i bukiecie kwiatów, założą stare troje meczowe i pójdą porzucać przed domem. Słońce jednak dzisiaj zaświeciło…
Ja się nie dziwię, że nie ma zdecydowania w tych ciosach skoro teraz są takie kary. Chcą komuś przywalić, ale gdzieś z tyłu głowy pojawia się Adam Silver i spuścizna Sterna lub Artesta i reszty chłopaków z 2004.
No, ale teraz jest dowód na to, że jednak to pokolenie aż tak miękkie nie jest. Ciosy zostały wyprowadzone :D
Wielki powrót ciosów w twarz […] – Tytuł roku ! :)
Dla mnie wygląda na 10 – 9 dla Ibaki.
Spojrzenie pełne gniewu!
KaplYca!