DeMarcus Cousins i Sacramento Kings to mistrzowie w podsycaniu negatywnych reakcji. W styczniu 2012 roku rzekomo żądający wymiany 21 latek został odesłany do domu przed meczem z Hornets. W grudniu tego samego roku Kings zawiesili Cousinsa z powodu słownej sprzeczki z trenerem Keithem Smartem podczas przerwy meczu z LA Clippers. Konsekwencją zdarzenia było pozostawienie swojego najlepszego gracza w szatni na całą drugą połowę. Współpraca z Mikiem Malone, trzecim trenerem w ciągu dwóch lat, układała się bez większych wewnętrznych incydentów, ale Cousins został zawieszony za uderzenie Patricka Beverley’a oraz musiał zapłacić karę w wysokości 20 tysięcy dolarów za słowa w kierunku sędziego Kevina Cutlera. Mimo wszystko Mike Malone opanował temperament centra, ale w kolejnym sezonie został zwolniony po 24 meczach i psychika Cousinsa raz jeszcze została wystawiona na próbę, zatrudnieniem dwóch coachów do końca sezonu – Tyrone’a Corbina i George’a Karla. Z tym drugim dograł sezon do końca, w kolejnym wygrał 33 z 82 meczów, ale już w listopadzie pojawił się raport o starciu w szatni, a w lutym o “większych problemach”. Na dodatek do końca sezonu Sacramento żywiło się plotkami o zwolnieniu Karla i wymianie Cousinsa. Koszykówka była tylko słabej jakości tłem.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Pierwszy
Drugi. Brawo Pioter!
Wszystko ładnie i pięknie. Kings starają się ogarnąć, zatrudnili trenera, który może nauczyć ich grania w obronie i wydobyć to co najlepsze z ich najbardziej utalentowanego gracza.
Tylko, że po pierwsze tak jak pisze Piotr w przedostatnim akapicie Memphis mogli sobie grać wolno i miewać problemy w ataku, bo bronili się kapitalną defensywą. Jakoś tego nie widzę w Sacto.
Po drugie kwestia Cousinsa. Cały czas z tyłu głowy tłucze mi się myśl, że to wszystko jest bez sensu, bo Cousins musiałby być Phd Gasolem, a nie jest. Ba nie jest nawet blisko.
PS. Zapomniałem napisać… świetny tekst Panie Piotrze.
Zawsze trochę łatwiej jest być Doktorem Marciem jak Twoim asystentem jest taki dyrygent jak Conley, a nie zbieranina dziwnych, jednowymiarowych rozgrywających.
Cousins jest piekielnie utalentowany i może być jednoosobową armią ofensywną, a w obronie (również przez własne demony) zdecydowanie może się poprawić. Pamiętajmy jednak, że te kilka spotkań, które rozegrał Boogie pod Mikiem Malonem, gdzie zostawał w paint przy pick’n’rollu wyglądały bardzo dobrze również defensywnie.
Wydaje mi się, że aby sprawiedliwie ocenić jakim graczem po obu stronach parkietu jest DaMarcus konieczny jest dobry system gry i zbliansowany skład na obie strony parkietu, których (poza wspomnianym wcześniej Malonem) nie było i fajnie jakby coś pod Joergerem zaczęło się rodzić.
Jeszcze jedno – w takim systemie grania przez high-post do Cousinsa bierze on w ten sposób odpowiedzialność za ofensywę całej drużyny – wysoki usage, piłka przechodzi mu cały czas przez ręce, a to równa się Happy Boogie. Joerger wie, że zadowolenie swojego lidera będzie kluczem czy coś w tym Sacto zacznie się pozytywnego dziać czy trzeba dzwonić. Coach oraz organizacja stawia na Boogiego i pozostaje nam tylko czekać czy potrafi on im się odwdzięczyć.
Doktorem Marciem się jest i nie ma znaczenia czy biega obok ciebie Mike Conley czy jego mama. Takie jest moje zdanie.
Natomiast ja nie wierzę w Sacto. Nie dlatego, że nisko oceniam umiejętności Cousinsa. Jego sufit pewnie leży wyżej niż to gdzie kiedykolwiek był młodszy Gasol. Nie wierzę w Sacto z Joergerem, bo nie wierzę w DeMarcusa dyrygenta z high-post, DeMarcusa solidnego obrońcę, DeMarcusa lidera. Stawiam że nie minie pół sezonu i nasz bohater już będzie z kims pokłócony, na kogoś się obrazi, zawieszą go na pare spotkań i zaraz będzie trzeba zwalniać trenera albo handlować super-utalentowanym misiaczkiem.
Nic nie poradzę na to, że jak tylko widzę DMC, to nie mogę oprzeć się wrażeniu, że miedzy uszami hula mu wiatr (to samo mam z DeAndre Jordanem – na szczęście DeAndre ma Paulika, który wyręcza go w boiskowych rozkminkach, Boogie nie ma takiego komfortu).
Trochę zabawne, że najpierw piszesz, że nie ma to znaczenia, że biega obok Conley, a kończysz, że DeAndre ma szczęście z CP3. Czy trochę się ze mną nie zgodziłeś ostatecznie :P?
Wyobrażam sobie to tak: możesz trafić do dobrego szpitala, z doświadczonym personelem medycznym, czystymi narzędziami i stawać się co raz lepszym chirurgiem (który wcześniej miał staż w najlepszych szpitalach w Barcelonie).
Może być też tak, że jesteś młodym, obiecującym chirurgiem, który trafia do brudnego, zatłoczonego szpitala, gdzie lekarze chodzą bez rękawiczek, chirurdzy ze sobą nie rozmawiają i co chwilę zmienia Ci się osoba, która ma Cię wprowadzić w tajniki tej profesji.
I wtedy wchodzi on: nowy kierownik oddziału, który zaczyna robić zmiany: narzędzia zawsze są w tym samym miejscu, harmonogram operacji jest zawsze taki sam, rozporządza, że codziennie będzie robił testy czystości i spędza z Tobą dodatkowy czas ucząc najtrudniejszych operacji i zabiegów. Czy naprawdę jesteś gotów z pewnością spisać tego aspirującego lekarza na straty?
“Trochę zabawne, że najpierw piszesz, że nie ma to znaczenia, że biega obok Conley, a kończysz, że DeAndre ma szczęście z CP3. Czy trochę się ze mną nie zgodziłeś ostatecznie :P?”
Jakby obok Gasola biegał Paulik, to dalej byłyby doktorem, jakby biegała obok niego leniwa wersja Rondo, dalej byłby doktorem, jakby biegał obok niego Rosik na jednej nodze, to dalej byłby doktorem, jakby biegał wokół niego Lawson na rauszu, to dalej byłby doktorem. :D
Natomiast jak Rondo spotkał się z DMC to było co najwyżej wesoło. Pewnie jakby dodać mu tego Conleya to mogło by cos zatrybić, ale nikt tego nie zrobił. Dlatego nie wierzę za bardzo w Sacto w tym sezonie.
Z drugiej strony może faktycznie nie doceniam Cousinsa. To w koncu Sakto. Wjeb*&i do drużyny Georga Karla w randomowym momencie. Być może w tej organizacji nawet papież zwątpiłby w boga. Może pół roku stabilizacji, gry w jakimś uporzadkowanym systemie i okaże się, że Cousins wciąga ligę nosem.