5-na-5: Podsumowanie sezonu – Most Improved Player

3
David Blair / Newspix.pl
David Blair / Newspix.pl

W poprzednich dwóch kategoriach nie mieliśmy większych wątpliwości. Tym razem będzie trochę inaczej…

W poprzednich odcinkach:

MVP
ROY

1. W jaki sposób oceniasz postęp w NBA?

Maciej Kwiatkowski: Oceniam to na półtora sposobu. Cały jeden – faktyczne postępy gracza, które w trakcie jego indywidualnego rozwoju zdecydowanie łatwiej zauważyć po atakowanej stronie parkietu. Mam na myśli elementy, które stopniowo dodaje i kształtuje w swojej grze (np Russell Westbrook w post-up, Jimmy Butler w pick-and-rollu, ale też np Stephen Curry udoskonalający swój kozioł i rzut). Pół – to sama okazja na to by, mógł pokazywać co poprawia, czyli powiększona rola w ataku i przede wszystkim minuty. Pierwsze (postępy) jest dla mnie ważniejsze, niż drugie (okazja), bo nie każdy trener daje zawodnikowi większą ilość okazji.

Piotr Sitarz: Bardzo prosto. Statystyki są ważne, ale nie mają decydującego głosu. Przegrywają z poprawą elementów, z którymi konkretny gracz miał problem i zupełnie nowymi rzeczami w ataku czy progresem w obronie. To wszystko na pewno łączy się ze sobą, spotyka w podsumowaniach, ale dla mnie najważniejsze jest to, co widzę w grze jednego zawodnika i jak “nowy on” wpływa na grę całego zespołu.

Michał Kajzerek: Nie ma jednej miary. Trzeba spojrzeć kompleksowo – na czas gry, podejście do pracy on/off ball, wykorzystanie minut w rotacji. Jednak moim ulubionym kryterium jest to, jak zawodnik zaczyna prezentować się w mediach. Doskonale widać to na przykładzie C.J. McColluma, który w zeszłym roku był bardzo sfrustrowany, natomiast teraz jest profesjonalistą. Wypowiada się w sposób, który sugeruje Ci, że to dopiero początek jego długiej i intrygującej kariery. Opieranie się tylko i wyłącznie na liczbach może być bardzo mylące.

Adam Szczepański: Postęp statystyczny ma duże znaczenie, ale to tylko punkt wyjścia, bo same lepsze cyferki nie muszą oznaczać lepszej gry. Wyższe średnie przy większych minutach to jeszcze nic, liczy się efektywność i jak najlepsze wykorzystanie tego czasu na parkiecie. A to wszystko powinno być odbiciem postępów w samej grze, co jest tutaj oczywiście kluczowe. Jak zawodnik prezentuje się na parkiecie w porównaniu z wcześniejszym sezonem, co poprawił, czego nowego się nauczył, jak poszerzył swój arsenał zagrań, swoją wszechstronność. Liczy się także cały kontekst, w jakiej jest sytuacji, jaką ma rolę w drużynie, jak się ona zmienia i też to jakie są wobec zawodnika oczekiwania. Inaczej patrzymy na młodego gracza z czołówki draftu, którego postęp ma być naturalnym procesem dochodzenia do poziomu gwiazdy, a inaczej na zawodnika, który po kilku latach w lidze wreszcie pokazuje, że stać go na coś więcej.

Przemek Kujawiński: Chciałbym powiedzieć, że statystyki nie mają tu żadnego znaczenia, ale byłaby to hipokryzja. Oczywiście “lepsze numerki” to jeden z najważniejszych wskaźników postępu i tego nie zmienimy. Zawsze staram się jednak najpierw patrzeć na elementy w grze, które dany gracz dodał lub poprawił. Często bywa tak, że liczby przychodzą dopiero później, kiedy trener uwierzy tej zmianie i zaoferuje większą rolę i minuty. Warto też pamiętać, że to trenerzy jako pierwsi widzą postępy swoich graczy, więc dla zewnętrznych obserwatorów większa rola gracza jest dowodem na to, że “coś się w nim zmieniło” – nawet jeśli początkowo nie idą za tym statystyki.

2. Który zawodnik poczynił trzeci największy postęp w tym sezonie?

Kwiatkowski: Hassan Whiteside. Jego statystyki PER-36, za wyjątkiem bloków i asyst, są minimalnie gorsze, niż w 48 meczach jego przełomowego sezonu 2014/15. Whiteside gra jednak więcej minut (23->30) i trafia bardzo dobre 62% rzutów z gry i nie są to już tylko dunki i półhaki. Odważnie od początku tego roku rzuca z półdystansu (43% z 3-5 metrów) i w miarę efektywnie – choć niezdarnie – próbuje gry w post-up. Whiteside ma bardzo słaby drugi wyskok (Andrew Bynum był w tym kotem jak na swoje warunki), potrzebuje jeszcze siły fizycznej, bo słabo reaguje na pierwszy kontakt, pierwsze odepchnięcie np przez Draymonda Greena – nie jest jeszcze graczem tzw drugiego wysiłku. Ten pierwszy, przy jego warunkach, jest jednak absolutnie dominujący w obronie pola trzech sekund. Staje się też coraz lepszy w obronie pick-and-roll. Jego głowa działa coraz lepiej. Jeszcze wczoraj zastanawiałem się nad jego kandydaturą do All-NBA 1st Team (bo Cousins jest dla tych oczu niepoważnym graczem), więc nie mogę go pominąć w tej kategorii.

Sitarz: Kemba Walker. Nie jest to super wielki postęp, ale poprawa na dystansie z 30% na 38% celnych rzutów za trzy punkty, otworzyła przed Stevem Cliffordem spread pick-and-roll atak. Przestano w Charlotte obawiać się obrony, która przechodzi pod zasłoną, komfortowo ustawia się przed własną obręczą i zatrzymuje atak Hornets. 10. atak w NBA, który dzięki trafiającemu rzuty za trzy punkty rozgrywającemu łatwiej zdobywa punkty, gra szerzej i wykorzystuje presję obrony na point-guardzie do zaangażowania innych graczy w ofensywne posiadania.

Kajzerek: Stephen Curry. Złapał zadyszkę w końcowej fazie sezonu, ale w przekroju wszystkich miesięcy rozgrywek zasadniczych widać, że to gracz, który wszedł na zupełnie nowy poziom. James Harden był w stanie rywalizować z nim o miano MVP w poprzednich rozgrywkach. W sezonie 2015/2016 nie było gracza, który reprezentowałby nawet zbliżony poziom.

Szczepański: Giannis Antetokounmpo. Od samego początku, kiedy tylko pojawił się w NBA, wiedzieliśmy, że to freak i że będzie świetny, ale czy spodziewaliśmy się, że będzie rozwijał się tak szybko i aż tak wszechstronnie? Mimo dopiero 21 lat już stał się zawodnikiem, który na parkiecie może robić praktycznie wszystko poza rzucaniem, co pozostaje jego największą słabością. Ale nawet bez rzutu potrafi zdobywać punkty (średnio 16.6), ponieważ coraz lepiej gra z piłką i atakuje kosz. Pokazał to już w pierwszej części sezonu, ale oczywiście najbardziej zaczął imponować po ASW, kiedy zaprezentował się w roli rozgrywającego. Z jednej strony boiska świetnie kreuje swoich kolegów, a zaraz w obronie może chronić obręczy niczym center. Wyrósł na lidera Bucks i reszta ligi może zacząć się poważnie obawiać.

Kujawiński: C.J. McCollum. Trudno przejść obojętnie obok takiego postępu, jeśli chodzi o liczbę zdobywanych punktów. Oczywiście w przeliczeniu na 36 minut nie jest on już tak imponujący, ale to pewnie nie przeszkodzi mu to w zgarnięciu tej nagrody. Ja mam go niżej, bo w gruncie rzeczy trudno mi powiedzieć, gdzie w jego grze dokonał się postęp. McCollum pokazał jedynie, że udźwignięcie większej roli nie jest dla niego problemem i że, mając więcej minut, niekoniecznie musi być czarną dziurą w ataku.

3. Który zawodnik poczynił drugi największy postęp w tym sezonie?

Kwiatkowski: Jae Crowder. Crowder stał się jeśli nie najlepszym, to 1B graczem Celtics. Już od samego początku kariery był dobrym obrońcą na pozycje 2-4, ale w końcu podniósł skuteczność za trzy do respektowanego poziomu 35% i stał się bardzo realna bronią w ataku (14,4 punktu na mecz). Zbiera, biega do kontrataku, potrafi co nieco zapostować. Odbezpiecza też niskie lineupy Bostonu, którymi Brad Stevens kończy praktycznie każdy crunchtime. Odbezpiecza też możliwość switchowania picków 1-4 w takim ustawieniu. Jest takim “DeMarrem Carrollem” tego sezonu. Mavericks ewidentnie przegrali trade Rondo, a Danny Ainge wygrał podpisując Crowdera na pięć lat za 7 mln dolarów rocznie.

Sitarz: Kawhi Leonard. Do efektywności w obronie, dołożył efektywność w ataku. Trafia rzuty z każdego miejsca na parkiecie, ma swój signature-move, gdy w post-up dostaje się na środek paint i oddaje fade-away rzut. Tylko przez rzuty wolne i 88% z linii nie dołączy w tym sezonie do klubu 50/40/90. Jest spot-up shooterem, graczem w izolacjach, przydatnym w każdym momencie meczu, każdemu zespołowi gra się łatwiej – nawet Spurs – z gwiazdą w ataku, ale brakuje mi Kawhia Leonarda grającego na piłce w pick and rollu i jest to rzecz, którą pewnie doda w przyszłym sezonie, albo już w nadchodzących playoffach.

Kajzerek: Jae Crowder. Gdy mówimy o graczu, który poczynił największy postęp, musimy także wziąć pod uwagę jak wpływa na grę swojego zespołu. Crowder był świetny dla Boston Celtics w tym sezonie. Jeden z najlepszych two-way playerów w lidze. Duża pewność siebie, energia, mądrość w grze – otwieranie linii podań, bieganie do kontrataków, przewidywanie zachowania obrony. Jest świetnym graczem i może być game-changerem w serii playoffs. Jeden z moich nowych ulubionych graczy w NBA.

Szczepański: Stephen Curry. W jego przypadku może trudno mówić o ‘największym postępie’, bo już był MVP, ale to na pewno najbardziej niesamowity postęp, bo z tak wysokiego poziomu wejść jeszcze wyżej, to naprawdę ogromne osiągnięcie. Coś co niewielu się udało, tylko tym absolutnie najlepszym w całej historii ligi. A jest to tym bardziej imponujące, że nikt nie spodziewał się po nim takiego skoku. Nikt nie przypuszczał, że może tak zdominować ligę. Długo zastanawiałem się nad wstawieniem go tutaj na pozycję numer jeden, ale tyle w tym sezonie jest Curry’ego, że ostatecznie postanowiłem, że trzeba też dać szansę innym.

Kujawiński: Giannis Antetokounmpo. Patrzyłem sceptycznie na próby zrobienia z Antka rozgrywającego. Pamiętam jego pierwsze próby w tej roli, kiedy przeprowadzał piłkę przez połowę, po czym nie miał najmniejszego pojęcia, co robić dalej. Jason Kidd postawił jednak na swoim i okazało się, że wszystko jest kwestią cierpliwości. Antetokounmpo dostał prawo, by popełniać błędy i nagle okazało się, że ma w sobie wizję. To może być ta jedna rzecz, której się po Greku nie spodziewaliśmy.

4. Który zawodnik poczynił największy postęp w tym sezonie?

Kwiatkowski: C.J. McCollum. Nie tylko zagrał w tym sezonie już blisko dwa razy więcej minut, niż przez pierwsze dwa lata kariery. W górę poszły też statystyki PER-36 jego punktów (20,7 pkt na mecz), asyst i podniósł skuteczność za trzy do poziomu 41%. Ma dopiero 24 lata, ale gra jak weteran. Jest coś herky-jerky w jego stylu gry – przypomina mi guardów z lat 80-tych. Jak oni gra do pull-up jumpera w półdystansie (kocha rzucać z lewej strony przy linii końcowej), bo jego słaby atletyzm nie pozwala mu kończyć ze spokojem akcji w polu trzech sekund. Mądry gracz. Nie szaleję na jego punkcie, ale jest dobry, solidny i skok z 15.7 na 21.4 punktów PER-36 + skok z 15.7 do 34.8 minut na mecz, to naprawdę nie byle co.

Sitarz: Draymond Green. Równie dobrze mógłbym wpisać tutaj nazwisko każdego gracz Golden State Warriors, ale to Green trzyma atak Steve’a Kerra w high-post jak rok temu Andrew Bogut. Oddaje mniej rzutów za trzy punkty, częściej dostaje się na linię i częściej kończy spod obręczy, bo nie boi się prowadzić gry w pick-and-rollu. To skutek oddania piłki w jego ręce, a nawet pozycji numer jeden – posiadań w których Stephen Curry był “tylko” off-guardem”, a Green playmakerem, nie sposób zliczyć. Sezon na triple-double gdyby maszyna z Oakland trafiała niecałe trzy rzuty więcej po jego podaniach.

Kajzerek: C.J. McCollum. Grę wychowanka Lehigh tłumaczy się faktem, że w tym sezonie po prostu dostał więcej minut i to nie do końca oznacza jego rozwój tylko więcej szans. Trzeba jednak zwrócić uwagę na to jak wiele obowiązków C.J. przejął wraz z nową rolą. Jest nie tylko scorerem, ale także play-makerem w pick-and-rollu. Ma duże braki w obronie, ale jego zaangażowanie mówiło o dużej determinacji. Liga zyskała w tym sezonie kolejną świetnej klasy dwójkę, która w kolejnych latach będzie walczyła o miano gry w meczu All-Star. To wiele mówi o drodze, jaką musiał przejść McCollum. Miał to cały czas w sobie, ale imponująca jest jego skuteczność w wykorzystaniu swojego potencjału.

Szczepański: C.J. McCollum. W zeszłym roku był tylko rezerwowym i dopiero w drugiej części sezonu zaczął odgrywać nieco większą rolę. Teraz od samego startu dostał miejsce w piątce, szansę bycia drugą gwiazdą drużyny i świetnie się w tym odnalazł. Wszedł w dużo większe buty i poradził sobie z większą odpowiedzialnością, oddawaniem ważnych rzutów w crunch time, rywalizacją z innymi starterami i dużo większym skupieniem obrony na sobie. Zanotował ogromny skok w swoich statystykach z 6.8 punktów na 20.8, ale też ma najlepsze w karierze 44.4% z gry i 40.9% za trzy, jest jednym z najefektywniejszych w pick-and-rollu z piłką w całej lidze, a do tego bardzo poprawił się jako playmaker, znacznie częściej i lepiej kreując kolegów (wskaźnik asyst 21% z 10.4%).

Kujawiński: Kawhi Leonard. Stoi za nim test oka i statystyki. Już 11% lepsza skuteczność zza łuku przy 4 próbach w meczu powinna dać mu miejsce w gronie graczy, którzy poczynili największe postępy. Dodajcie do tego grę 1 na 1 i tyłem do kosza i fakt, że w tym samym czasie nie obniżył poziomu swojej obrony, mimo tego, że stał się pierwszą opcją w ataku (co zdarzało się innym graczom, którzy dokonali takiego skoku jakościowego w ofensywie, patrz Jimmy Butler i Paul George).

5. Który zawodnik, po którym się tego spodziewałeś, nie poczynił wyraźnych postępów?

Kwiatkowski: Anthony Davis. Nie byłem jednych z tych, którzy typowali go na Top-3 gracza tego sezonu, ale oczekiwałem, że latem dopracuje chociaż jeden ruch w low-post, którym będzie mógł tyrać switche. Davis sam przyznał w odpowiedzi na zarzut o brak go-to-move, że jego go-to-move, to zdobywać punkty. Jego produkcja pozostała jednak na poziomie z sezonu 2014/15 i przez brak tego jednego go-to-ruchu, nie tylko nie pokonuje switchy inaczej niż jump-shot, ale przede wszystkim nie wymusza podwojeń z piłką. Jego steale+bloki PER-36 to career-lows. Póki co nie jest graczem, którzy sprawia, że zawodnicy wokół niego są lepsi – to odróżnia supergwiazdy ligi od gwiazd. Jest bardziej katalizatorem akcji w ataku (jako rolujący, popujący i ścinający do paint po zasłonie), który korzysta z fenomalnego atletyzmu. Liczyłem nie na skok po tron, ale trochę więcej niż to co pokazał.

Sitarz: Kevin Love. Nie chodzi o sam postęp, o to co mógłby dodać do swojej gry, coś czego do tej pory nie widzieliśmy. Chodzi tylko i wyłącznie o powrót do gry w koszykówkę – w mniejszym wymiarze – na poziomie sezonów z Minnesoty, o trafianie rzutów, o wejście na poziom przydatności chociażby Paula Millsapa. O pokazanie, że Cavaliers nie mają się czego obawiać grając nim porządne minuty w playoffach, że grą w ataku przykryje błędy w obronie. Tymczasem na trzy tygodnie przed najważniejszą częścią sezonu Kevin Love walczy o pozostanie w rotacji na pierwsze piątki rywali i kto wie, być może zostanie najdroższym graczem w historii NBA, którego lepiej nie wpuszczać na parkiet.

Kajzerek: Jimmy Butler. Pojawiły się problemy ze zdrowiem, które mogły wynikać z przepracowania, ale nie chciałbym używać tego argumentu jako tłumaczenia porażki Butlera. W systemie Freda Hoiberga – teoretycznie – miał wyglądać jak najlepsza dwójka na Wschodzie. Okazało się, że ma duży problem z ustabilizowaniem swojej gry na konkretnym poziomie i nie potrafi połączyć obowiązków związanych z grą bez i na piłce. Nie wierzę w to, że tak bardzo przeszkodził mu powrót Derricka Rose’a. To popularna diagnoza sytuacji Jimmy’ego, nie do końca prawidłowa. Moim zdaniem zwyczajnie nie potrafił odnaleźć się w sytuacji, w której nie miał swobody gwarantowanej przez Toma Thibodeau.

Szczepański: Victor Oladipo. To nie tak, że on nie robi postępów, bo robi, a po All-Star Weekend zalicza nawet bardzo ładne statystyki na poziomie 21-5-4 i 48% z gry, ale spodziewałem się po nim dużo więcej. To miał być jego rok, w którym stanie się czołową postacią Magic, liderem tej drużyny i udowodni, że może wziąć na siebie większy ciężar gry. Zrobili to jego koledzy z draftu 2013 McCollum i Giannis, ale nie on. Miał kiepski początek sezonu, natomiast zdobycze na poziomie 20 punktów zaczął notować dopiero w momencie gdy Magic już przestali się liczyć w walce o playoffy.

Kujawiński: Andrew Wiggins. Miał być najlepszym graczem swojego pokolenia. W tej chwili nie jest nawet najlepszym graczem swojej drużyny. Kevin Durant też zaczynał przede wszystkim jako scorer, ale bardzo szybko zaczął robić postępy jako zbierający i podający. Wiggins tych postępów nie poczynił i może jest za wcześniej na wyciąganie wniosków, ale dodając do tego problemy z rzutem z dystansu (choć część winy na siebie powinien wziąć tutaj Sam Mitchell), wygląda póki co na bardzo jednowymiarowego gracza. Nie skreślam go jeszcze, ale spodziewałem się, że przy atletycznym talencie, który posiada, ten rozwój będzie dużo szybszy.

Poprzedni artykułDniówka: Walka o playoffy. Powrót Griffina. Podsumowanie sezonu Knicks i Nets
Następny artykułFlesz: Golden State Warriors przegrali u siebie z Celtics, J.J. Barea wygrał w Detroit

3 KOMENTARZE

  1. Jeżeli chodzi o przejęcie roli w zespole i nie zmarnowania większej ilości czAsu to zdecydowanie McCollum. Spory progress mentalny można podziwiać u Kemby Walkera. Uważam też ze powinno się tu wymienić I.Thomasa z Boś bo jedno co o nim można powiedzieć to to ze nie stoi w miejscu i się rozwija plus widać że pracuje z trenerem.
    Zdecydowanie in minus sezon A.Davisa Ale tutaj nie pomogła drużyna i w ogóle brak ogarnięcia w zespole. Dla mnie prywatną wtopa bo liczyłem na progress i to spory to Otto Porter i porcelanowy B.Beal. Obaj pokazali ze mogą być świetnymi a B.B. top 20 ligi Ale dla mnie obaj mają sufity zdecydowanie wyżej!

    0
  2. Dziwne, że tylko Pan Sitarz ma Greena w Top 3…i jako jedyny nie ma McColluma.

    Dla mnie osobiście największy postęp zrobił Kawhi. Stał się pierwszą opcją w ataku, a mimo to jego skuteczność poszła do góry. Zjada ludzi na bloku nie gorzej niż Aldridge, w obronie jest jeszcze lepszy niż roku temu, wskoczył do grona TOP 5 graczy ligi i wygląda na to, że się dopiero rozkręca. Ale zapewne zgarnie DPOY, więc MIP trafi do obrońcy Blazers.

    0