Phoenix Suns przegrali po raz dziewiąty z rzędu, ale to nic nowego, bo od dłuższego czasu są najgorszą drużyną ligi, a do tego dzisiaj grali z Golden State Warriors. To, że atmosfera w zespole jest kiepska również wiadomo od dawna, ale mimo wszystko, to co wydarzyło się na ich ławce na początku meczu nie jest czymś, coś często zdarza się nam oglądać:
Do przepychanki doszło w trackie pierwszego timeoutu, po niespełna trzech minutach gry. I oczywiście po raz kolejny rolę negatywnego bohatera odegrał Markieff Morris, dla którego mógł to być ostatni występ w barwach Suns, ponieważ był to ich ostatni mecz przed przerwą na All-Star Weekend. I nawet na pożganie sprawia problemy… A jeszcze przed meczem Earl Watson tak chwalił Kieffa.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
W Phoenix powinni jak najszybciej wytransferować Morrisa. Sytuacja w której zawodnik nie chce grać dla swojej drużyny jest niekorzystna dla obu stron. Nie ma sensu robić cokolwiek na siłę i udawać, że jest OK.
Serio nie masz czasem wrażenia że piszesz rzeczy oczywiste?
Marcus i Markieff to, mam wrażenie, tacy typowi filmowi bliźniacy z USA. Jeden skromny, spokojny, najlepszy ziomek każdego w drużynie, a drugi typowy wioskowy głupek, który przychodzi do szatni w złotych łańcuchach i z pistoletem, a za rok skończy na lukratywnym kontrakcie w Chinach :)
A ten głupszy jak na ironię bardziej utalentowany.