Flesz: Warriors odrobili 23 punkty straty i upokorzyli Clippers. Czy kiedykolwiek przegrają jakiś mecz?

25
fot. Nhat V. Meyer / Newspix.pl
fot. Nhat V. Meyer / Newspix.pl

Noże, nożyczki, halabardy, pilniczki, aparat czeski, gwoździe, pineski, sztyki, patyki, dywany, guziki, trąbki, pompki, żabki i choinowe bombki. To wszystko Los Angeles Clippers rzucili na Golden State Warriors, a Warriors byli jak wolę niuskul.

Powrót Chrisa Paula po kontuzji pachwiny, jego wielka pierwsza kwarta i comeback Dubs – niesamowity mecz w Staples Center. Rewanż Cavaliers za porażkę w Milwaukee i Sacramento Kings umierający w kryciu Heat w Miami. Trzy mecze rozegrano w czwartek. Szybko. Do gier!

DeMarcus Cousins został w czwartek wieczorem zawieszony na jeden mecz za uderzenie Ala Horforda przedramieniem w twarz, więc (4-9) Sacramento Kings teoretycznie nie mieli czego szukać nad Biscayne Bay. I niewiele znaleźli w porażce 109:116 z (7-4) Miami Heat.

Piotrek pisał o Kings wczoraj – to nie jest team George’a Karla. Nie przypomina takiego. Chociaż w jednym względzie kojarzy się dobrze z drużynami Karla – it’s the defense, kid.

Heat pokonali swoje problemy ze spacingiem (7/24 za 3), korzystając z błędów w obronie Sacramento. Na tle Kings ktoś taki jak 19-letni Justise Winslow błyszczał i nieprzypadkowo miał +11 w 27 minut z ławki, w pierwszej połowie kryjąc po zasłonach bez piłki Marco Belinellego, w drugiej realizując typowe założenia w dawaniu miejsca do rzutu Rajonowi Rondo i jeszcze na trochę przejmując Bena McLemore’a, bo matchupy trzeba było jakoś ustawić. Ten młody człowiek i jego defensywna wszechstronność to już teraz skarb dla Erika Spoelstry

Z drugiej strony jedyną zaangażowaną postacią był Kosta Koufos, który stawiał dobre zasłony i był tam gdzie powinien być. Trudno się gra w koszykówkę, kiedy Darren Collison kryje wszystkie zasłony jak pijana siedmiolatka – robiąc praktycznie wszystko źle co można zrobić dobrze i unikając kontaktu jakby ludzie byli z prądu. Tyler Johnson skorzystał z tego na 19 punktów z 6/8 z gry z ławki i 3/4 za trzy.

Rookie Willie Cauley-Stein z kolei albo nie przeczytał, albo nie dostał od Karla scouting-raportu takiego gracza, kojarzysz, nazywa się Chris Bosh. Bo krył Bosha zostawiając mu w drugiej połowie miejsce do rzutu i nagle niewidoczny mecz Bosha zakończył się 8/12 z gry na 23 punkty.

Dwyane Wade po czterech gorszych meczach złapał ofensywny groove, punktując wokół łokci, po użyciu pindown-screens, post-upów jak rok 2006. Wade trafił 10 z 23 rzutów na 24 punkty, miał też 6 asyst, 5 zbiórek, 2 steale i żadnej straty.

Ale zupełnie nie ma chemii między Goranem Dragicem i Hassanem Whitesidem. Dragicowi brakuje spacingu w pierwszej piątce Heat – gdy wchodzi w paint to jest obok 3-4 obrońców – i na domiar złego Whiteside stawiał mu w meczu z Kings zasłony tak delikatne jak pierwszy pocałunek. Heat byli -11 z Whitesidem na parkiecie, -4 z Dragicem.

Whiteside raz jeszcze miał kilkuminutowy fragment – w trzeciej kwarcie – gdy zdominował mecz wsadzając i blokując nad ziutkami, ale Heat znów lepiej wyglądali kiedy przechodzili w te niższe lineupy 4-1 lub gdy Josh McRoberts był na boisku i grał obok Bosha/Whiteside’a.

Wielką pierwszą kwartę miał Amar’e Stoudemire, który w 8 minut rzucił 10 punktów, w tym miał jeden a’la Hakeem the Dream move i rzut z odejścia na prawym bloku. Potem już nie wrócił na parkiet. Podejrzewam, że się zmęczył.

Rajon Rondo miał 14 punktów, 18 asyst i 9 zbiórek, znajdując ludzi w miejscach, w których chcą być znajdowani. Ale poza jego grą ze slipującym zasłony Cauley-Steinem, nie było jakiegoś wielkiego kreowania łatwych punktów przez Rondo. To są asysty naliczane w NBA, choć Rondo zwłaszcza w czwartej kwarcie podawał tam gdzie Kings tego chcieli, a dzień rzutowy mieli Belinelli – 5/10 za 3, 23 punkty, niedoceniany Omri Casspi – 2/4 za 3, 16 punktów i McLemore – 3/4, 17 punktów. Ale był to głównie bardzo dobry shotmaking Kings. Na domiar złego Kings stracili w drugiej połowie Rudy’ego Gaya z kontuzją lewego barku.

W końcówce Kings zakradli się jeszcze – przegrywając już 87-100 po tym jak TJohnson trafił trójkę z klasycznej akcji Splash Brothers, gdy McLemore gubi się przy dwóch ludziach obcinających się/robiących tzw split na wysokim w pinch-post – i sygnaturowy fake Rondo na 1.21 min. przed końcem zmniejszył straty do pięciu punktów. Ale zaraz Casspi przysnął przy ścięciu Luola Denga, hej, Belinelli złapał go w pół jak Omri pomyliłeś się więc głupio sfauluję ale się pomyliłeś to fauluję,yo, i były rzuty wolne, a potem na pół minuty przed końcem, przy -6, Karl patrzył i nie kazał swoim graczom faulować jak naaaah, chodźmy posiedzieć w nocy na plaży i pokaż cycki.

To będzie długi sezon dla Kings. To już JEST długi sezon dla nich – są 0-5 bez Cousinsa, 4-4 z nim.

Ciekawe czy to już ten moment, w którym Heat zrobią coś ze swoją pierwszą piątką – 3/12 za trzy – by móc lepiej wykorzystać talent Dragica. Sory za ten żart z cyckami.

Pierwsza kwarta (6-5) Los Angeles Clippers w czwartkowym, drugim w tym sezonie starciu z (13-0) Golden State Warriors spokojnie może być nominowana do najlepszej kwarty jednego zespołu w tym sezonie – 71% z gry, 0 strat i 41-25 przeciwko najlepszej drużynie NBA.

And it was gone.

Po prostu.

Z czasem Clippers opadli z sił, a defensywna prezencja Dubs podłączyła się pod ten mecz jak USB i na końcu mecz zamknął być może najlepszy lineup ever w koszykówce – ten z Draymondem Greenem na centrze i shotmakingiem/obroną wokół niego.

117:124. Good job, great effort Clippers.

Tylko, że to przestaje być matchup.

Nawet trapowanie Curry’ego w crunchtime już nie szło Clippers. Andre Iguodala – niekryty jak w Finałach NBA – trafił dwie kolejne trójki z rogów i nagle z -10 zrobiło się -2. Na koniec Stephen Curry i kontynuacja błędów w obronie Clippers zamknęły ten mecz.

 

Niesamowite jest to, że Warriors kończyli go klasycznie Curry-Thompson-Iguodala-Barnes-Green, trzymając na ławce znakomitego w obronie po przerwie Festusa Ezeliego. Ile drużyn NBA może sobie pozwolić na niegranie w ostatnich minutach kimś kto pomógł ograniczyć DeAndre Jordana do 9 punktów, 10 zbiórek i tylko jednego lobu? Ezeli w tym sezonie rozwija się w skarb dla tych Warriors. Andrew Bogut niech dalej zrzuca kilogramy, niech zrzuca…

Historią meczu było to jak niesamowicie dobry był Chris Paul w pierwszej kwarcie. Rzucił w niej 18 ze swoich 35 punktów, ogółem miał 5/9 za 3, 8 asyst i 3 steale. I jak niewiele gorszy od niego był Blake Griffin – 12 ze swoich 27 punktów. Obaj trafiali swoje rzuty i także ciężkie rzuty. Jeszcze do przerwy Clippers grali na skuteczności 61%, ale już od drugiej kwarty podłączali się pod ten mecz Warriors.

Mecz trwa bowiem 48 minut i gdy Griffin w drugiej połowie zostawiał Draymonda Greena dwukrotnie za linią za trzy, albo schodził zbyt głęboko przed trójką Curry’ego, obrona Warriors już dorównywała wysiłkiem temu co Clippers włożyli w samą pierwszą kwartę. I to wystarczyło, by nakręcić Dubs i powrócić na tory być może najlepszej drużyny od czasu Chicago Bulls Jordana.

Stephen Curry miał kłopoty z faulami i rzucił kilka meeeh-podań w tym meczu (7 strat). Nawet jego faule z pierwszej kwarty były powiedzmy sobie głupie, ale na koniec miał 40 punktów – 6/14 za trzy, 11 zbiórek, 4 asysty, 3 steale, grając po przerwie dobry defense na Paulu.

Jedno co tak naprawdę zaskoczyło Warriors w tym meczu, to były akcje grane na i przez Wesa Johnsona – 7 punktów w 16 minut – który zajął minuty Lance’a DNP Stephensona. Ale to w zasadzie było tylko to.

Clippers rzucili na Warriors praktycznie to co mają najlepsze – nie grali JJ Redick (plecy), ale z drugiej strony minuty kontuzjowanych Shauna Livingstona (zginacz biodra) i Leandro Barbosy zastępowali Brandon Rush i Ian Clark – ale to za trudne dla nich utrzymać przez 48 minut poziom wysiłku, także tego intelektualnego. Biegania za tym wszystkim i tą liczbą zasłon w ataku Warriors.

Wysocy – którzy kryją Curry’ego i trzymającego trochę dla Dubs ten mecz do przerwy Klaya Thompsona – muszą cały czas spodziewać się tego, że mogą być potrzebni, gdy jeden ze Splash Brothers wyjdzie zza zasłony. Cały czas. A tymczasem Warriors rozwijają grę wokół tego i Green jest nieprawdopodobnie wstrzelony w potrzeby jako niski center i bóg asyst.

Warriors musieliby po prostu zejść poziom niżej, aby Clippers mogli z nimi grać.

Obserwacja tutaj, że Warriors od czerwca zrobili poziom wyżej i w czwartek pożegnali Clippers pa pa.

To był jeden z trzech najlepszych meczów sezonu. Nie omiń.

W pierwszym meczu w TNT zabrakło emocji. (9-3) Cleveland Cavaliers prowadzili 43-31 po pierwszym kwadransie i do końca kontrolowali 115:100 z (5-7) Milwaukee Bucks. Najciekawiej było w zasadzie tylko wtedy, gdy Giannis grał jako center w czwartej kwarcie.

LeBron James miał 27 punktów, 9 zbiórek i 6 asyst na 9/13 z gry, Kevin Love 22/15, a JR Smith – grający jak się okazało z niewyleczonym złamaniem kciuka (jak mógł o tym nie wiedzieć?) – odnalazł w końcu groove i trafił 4 z 8 trójek na 18 punktów. Cavaliers stracili jednak z kontuzją prawego barku Timofieja Mozgowa, który na starcie sezonu nie wyglądał okej po operacji kolana z offseason. Ale nagle pojawił się Anderson Varejao i trafiał jumpery na 9 punktów w 11 minut, a Tristan Thompson miał 12/11. Mo Williams nie grał przez jakieś bóle nogi.

33 punkty z 15 rzutów Giannisa Antetokounmpo, 14 punktów Jabariego Parkera, ale obrona Bucks – ta dobra obrona Bucks kiedyś, ale już nie – pozwoliła Cleveland na aż 56% z gry i 11/24 za trzy.

Bucks z Gregiem Monroe mają dopiero 29. obronę NBA… Piotrek widział więcej.

Bucks zbierają też 27,8 piłek w obronie na mecz – najgorzej w NBA. Będący dopiero na 28 miejscu Pelicans zbierają aż 3,4 piłki w obronie więcej.

Dziękuję za przeczytanie.

Poprzedni artykułDniówka: Głód zwycięstwa
Następny artykułSpokojna wygrana Cavaliers

25 KOMENTARZE

  1. W GSW najbardziej przeraża mnie to, że oprócz niewątpliwych skilli, mądrego sztabu trenerskiego mają też zajebistą chemię w zespole, ta gra po prostu sprawia im radość. A takie comebacki jak ten dzisiejszy to wszystko jeszcze nakręcają. Niesamowita drużyna :)

    0
  2. Nie no, to był MECZ. Super się to oglądało. Naprawdę jak Clippers mieli już +20 coś przyłapałem się na takiej myśli, “to się pewnie i tak rozstrzygnie w końcówce”. Curry jest wielki w tym roku, mam na myśli cały 2015, im dalej tym lepszy.

    0
  3. Doc jest chyba najbardziej overrated coachem w NBA. Typ uparcie trzyma w crunch Crawforda i Pierce’a jakby to był 2008. Już nie jedną grę przegrał w tym sezonie przez to, że wytrwale nimi gra.

    Pierce-Crawford tandem has played 40 minutes against the Warriors this season. Their DRtg is 134.1. Bye.

    0