Dzień pierwszy faktycznego EuroBasketu przyniósł quiche, kuskus po marokańsku i warzywo zawinięte w ciasto. Nie były to cztery sery z podwójnym serem.
W hali Park Suites Arena rozegrane zostały trzy mecze koszykówki. Po pretendentach do dwóch najgorszych meczów w historii tego sportu – w tym, meczu Polski, z którego Piotr wycisnął wszystko co się dało, ja napisałem o Ponitce, a Michał nie chce się chwalić – Finlandia zafundowała atrakcje Francji. Tysiące tuptających stóp kontra ogromna 2-3-tysięczna grupa kibiców z wyżej na mapie. Hala drżała w posadach.
Zabawną częścią tego miejsca są prawdopodobnie flamingi, które spacerują po zatoce nas tu oddzielającej od Montpellier w tym małym Nowym Orleanie, który Nowym Orleanem nie może być, bo w Nowym Orleanie jest jedzenie. Tu nie. Więc raczej flamingi chodzą po lagunie o głębokości najbardziej dramatycznych nagłówków o stanie rzek polskich w lipcu. Wkrótce albo dogoni je zazdrosny gość w sandałach, albo staną się slow foodem, albo po prostu wezmą i odlecą. Chciałem zaliczyć akapit o flamingach. Być może, być może, kto wie, może kiedyś, nigdy nic nie wiadomo…
Michał przyniósł właśnie gołąbki. Po 12 godzinach na hali i niespełnieniu kulinarnym jesteśmy wykończeni. Wcześniej rozmawialiśmy.
Breaking: bardzo dobra jakość.
POBIERZ (prawy przycisk – save as)
Dzięki za podcast Panowie. Słucha się bardzo dobrze.
Nie zazdroszczę problemów z jedzeniem, ale mam nadzieję będziecie mieli Panowie okazję najeść się dobrą koszykówką w wykonaniu naszej Reprezentacji :)