Dwa olbrzymie miasta, dwie finansowo potężne organizacje i dwóch graczy, z których jeden chciałby znowu wygrywać, a drugi przynajmniej zacząć. Los Angeles Lakers i New York Knicks byli aktywni na rynku wolnych agentów wykonując potrzebne ruchy i jak na ostatnie lata były to ruchy pozbawione kontrowersji. Pomijając Roy’a Hibberta pozyskanego zupełnie za darmo, który All-Starem przestał być jeszcze w playoffach 2014, Mitch Kupchak i Phil Jackson nie zdołali sprowadzić gwiazdy będącej w stanie wydajnie pomagać Carmelo Anthony’emu lub zdolnej od razu przejąć zespół od Kobe’ego Bryanta. Lakers postawili na mieszankę młodości z doświadczeniem, na prowadzenie gry przez 23 i 19 latka i wiarę, że Roy Hibbert, zrelaksowany Roy Hibbert, wydaje się, że z jeszcze mniejszym udziałem w ofensywie niż w Indianie, powróci przynajmniej do defensywnej dominacji. Knicks sprowadzili m.in doświadczonych Robina Lopeza i Arrona Afflalo. Derricka Williamsa, który spędzi kolejny sezon znowu przekonując, że nie potrafi grać jak drugi wybór draftu, Kyle’a O’Quinna i wybranego w drafcie Kristapsa Porzingisa. Lakers wzmocnili skład w pełnym wymiarze, Knicks wydaje się, że więcej uwagi poświęcili graczom pod koszem – graczom, którzy w Triangle Offense są nie mniej istotnie niż niższa trójka.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Jasne. Knicks sa żywą personifikacją Monty Pythonowskiego Ministerstwa Głupich Kroków. Tyle, że poszli… krok dalej. Idą tyłem…
Tk czytam o nowych NYK i LAL, i po cichu modle sie o rezurekcje impresji… moze w wersji coast 2 coast?