Piotr Sitarz
To już marzec. Miesiąc, który rok temu zamienił Indianę Pacers w “tylko” drużynę Konferencji Wschodniej, drużynę na siedmiomeczową serię z wtedy nie tak dobrą Atlantą Hawks. Marzec nie jest dobrym miesiącem dla NBA i dla trenerów. Dla jednych zespołów to okres, w którym trzeba uniknąć kontuzji, dla innych marzec zamyka się w kwestii rozstawienia przed playoffami, dla następnych, to dni dogrywania tank-sezonu do końca. Wąską grupę tworzą drużyny naprawiające swoją grę, tak aby wrócić do poziomu sprzed All-Star Weekend lub złapać optymalną formę przed drugą połową kwietnia.
Mamy San Antonio Spurs powoli włączające tryb destrukcji, mamy Portland Trail Blazers uczących się grać bez Wesley’a Matthewsa. Są Charlotte Hornets z wracającym Kembą Walkerem i są też nasi Washington Wizards, z 22. atakiem NBA w tym miesiącu. “Atakiem” z nazwy, bo apogeum filozofii Randy’ego Wittmana przypadło na nie tak dawny mecz z Golden State Warriors.
Nie można opierać ofensywy na połączeniu niestabilnych graczy z zasadą “oddajemy rzut z pierwszej dobrej pozycji”. Czy John Wall wie co to jest dobra pozycja? Czy to każda próba z półdystansu, gdy obcina się na zasłonie? Jego obrońcy nie uważają, że 37.5% celnych pullup jumperów, to realne zagrożenie i zwykle przechodzą pod zasłoną stawianą przez wysokiego. Wall może podać do rolującego Marcina Gortata, ale obrona skutecznie ustawia się względem pozostałych graczy zostawiając point-guardowi więcej miejsca i tylko jedną opcję – oddanie rzutu. Robią mu malusieńkie San Antonio z Finałów 2013, a biorąc pod uwagę stan faktyczny i statyczność pozostałych zawodników, to w zupełności wystarczy. Nie żeby wygrać mecz, ale przejąć najpierw jedno posiadanie, później kolejne i kolejne i kolejne.
Długie rzuty za dwa punkty są głupie i złe, a Randy Wittman gloryfikujący każdy rzut z czystej pozycji przechodzi do grona trenerów dinozaurów, o analityce i zdrowym rozsądku słyszących z ust Charlesa Barkleya. Nie wszyscy muszą obsesyjnie śledzić zmiany w koszykarskim świecie i poznawać lepsze sposoby zdobywania punktów, by później przenieść je na własny zespół, ale …to najprostsza metoda zapobiegania kłopotom i zamieniania posiadań w ataku na punkty. Randy Wittman wie jednak swoje i tkwi w analitycznej ofensywie, trzymając się za ręce z Byronem Scottem. Mówi:
“Jeśli przeciwnik chce pozwolić nam na rzuty z mid-range – weźmiemy je. Czy powiem graczom, żeby zamiast tego rzutu, robili trzy kroki w tył i rzucali za trzy? Nie, nie zrobię tego.”
Randy Wittman nie dostrzega problemu, z którym nieświadome się zaprzyjaźnił. Nie ma nic złego w oddawaniu rzutów z otwartych pozycji bez obrońcy w pobliżu. To jedyne i w 99% najlepsze rozwiązanie dla zespołu i gracza z piłką, który nie obawia się kontestowania własnej próby. Jednak krótkowzroczność Randy’ego Wittmana całą ideę obraca w proch.
To nie on decyduję czy rzut z mid-range zostanie oddany z ręką obrońcy przed twarzą czy bez. Nawet jego zawodnicy często nie są w stanie samodzielnie – wykorzystując playbookowy set – doprowadzić do dobrej pozycji rzutowej.
Wittman stał się ofiarą schematów defensywnych pozostałych drużyn NBA.
To obrona decyduje o rzutach z mid-range, robiąc małe rzeczy w dyskretny na pierwszy rzut oka sposób. W tym przypadku wychodzi to ile dla poszczególnych drużyn znaczy analityka i wałkowany od paru lat temat “rzuty z mid-range, to rzuty słabe”. Jeśli w ten sposób uda się zabić ofensywę rywali, to trenerzy będą to robić, a Randy Wittman siedząc w fotelu nie zrozumie, że czyste pozycje nie są czyste bez powodu.
Nawet jeśli obrońca został na bardzo dobrej zasłonie Marcina Gorata, to in-the-zone obrona w pick-and-rollu Roy’a Hibberta wystarczy na gracza z piłką. John Wall z szybkim pierwszym krokiem i minięciem rywali jak mało kto w tej lidze jest zagrożeniem pod obręczą, dlatego musisz chronić pola trzech sekund przed jego skutecznością 51% w drive’ach.
Hibbert robi wszystko tak jak należy, bo Pacers – tak jak Spurs, Blazers czy Bulls – krok po kroku zmuszają rywali do oddawania złych rzutów. Powyższy mismatch sprzyja obronie Pacers, ponieważ:
a) Hibbert broni obręczy na elitarnym poziomie 42.4%
b) im bliżej kosza tym trudniej minąć wysokiego obrońcę
c) ten rzut wpisuje się w zalecenie head-coacha Wizards.
Frank Vogel i Randy Wittman mogą myśleć, że w tym posiadaniu ich zespoły wykonały dobrą robotę, ale tylko jeden z nich ma rację. Zgadnij który.
Wizards co wieczór oddają 29 nieefektywnych rzutów z mid-range. Są wśród nich rzuty Nene i Gortata po akcjach pick-and-pop, ale też długie dwójki Drew Goodena i pull-up jumpery backcourtu, z dodanym miesiąc temu Ramonem Sessionsem. Wśród graczy z przynajmniej jednym takim rzutem w meczu, tylko Paul Pierce trafia na lepszej niż 40% skuteczności. Wall, Bradley Beal i cały zespół biją się w czoło, tym co proponuje im Randy Wittman.
To nie jest dobry trener dla tej drużyny. Jeśli w pierwszej rundzie dostaniemy matchup Wizards-Raptors, to wygra zespół z większym talentem i mniejsza ilością błędów. Randy Wittman nie zostanie zwolniony, ponieważ ludzie w Waszyngtonie są omotani najlepszym bilansem od lat, wysokim miejscem w konferencji i tym że rok temu z tym trenerem pokonali Chicago Bulls.
Ale ponad 12 miesięcy temu Beal rzucał 20 punktów na mecz i trafiał 41.5% wszystkich trójek wychodząc po zasłonach jakby grał w lidze piąty sezon. W tym sezonie opuścił już 18 spotkań, a w środową noc mocno skręcił kostkę. Czy Randy Wittman wie co robić?
Nie wiedział nawet gdy miał zdrowego Beala. To już teraz bardzo dobry strzelec za trzy. W każdym z trzech sezonów poprawiał się na dystansie, ale jego skuteczność pozostawiała wiele do życzenia. Beal nie forsuje rzutów, ale jako przykład gracza off-the-ball ze świetnym rzutem za trzy punkty, gra bardzo mało akcji catch-and-shoot na dystansie. Tylko 3.4 próby w każdym meczu, to niewiele w porównaniu z resztą rzucających obrońców w lidze.
Beal zdobywa 0.82 PPP (punkty na posiadanie) w akcjach off-screen (po których wychodzi po zasłonach), ale nie kończy ich tak jak J.J Redick czy Klay Thompson. Słaby spacing Wizards z dwójką wysokich i starym Paulem Piercem oraz niekompetencja Randy’ego Wittmana prowokują oddawanie rzutów z mid-range. Beal ma tendencję do zbyt głębokiego wychodzenia po zasłonie na rzut z pół dystansu. To też wina podania nie w tempo, ale Randy Wittman od początku sezonu nie reaguje na skracanie obszaru gry, bo to są właśnie open-shoty, które chce. Nie good-open-shoty, a po prostu pierwsze rzuty bez obrońcy w pobliżu. Poniżej mamy dobry rzut, kolosalna różnica prawda?
Bez Beala na boisku Wizards zdobywają zaledwie 98.5 punktów na 100 posiadań. Gorzej w ataku radzą sobie tylko bez Johna Walla. Z Bealem na parkiecie atak powinien być łatwiejszy, bo tego typu gracz generuje więcej ruchu nie tylko w ataku, ale też zmusza obrońców do biegania. To, przy więcej niż solidnych zasłonach Nene i Gortata, powinno otwierać dobre rzuty – DOBRE a nie PIERWSZE LEPSZE. Wittman zdaję się nie rozumieć jaki wpływ na spacing ma Beal bez piłki, dlatego próbuje dawać mu ją w ręce – wtedy John Wall gra jako off-guard, a to nie jest dobry pomysł – i zmuszać go do kreowania własnych rzutów, tak jak robi to np. James Harden. To ciekawe rozwiązanie, bo Beal w izolacjach zdobywa 1.20 PPP. Czy dobre dla zespołu? I tak i nie, ponieważ spacing z Wallem na dwójce po prostu zanika. Puff… nie ma go, tak jak nie będzie Wizards w Finale Konferencji.
Ale z drugiej strony czy holowanie piłki przez ponad 8 minut w meczu, przez słabo kontrolującego tempo młodego point-guarda ma sens?
Wall jako nieefektywny strzelec ma największy Usage w zespole. Jego problemy z rzutem przekładają się na obronę pick-and-rolli Wizards, ponieważ rywale mogą skupić się na dobrze rolującym Gortacie, zostawiając odrobinę więcej przestrzeni Wallowi. Dlatego oddanie piłki w ręce Beala – na podobny ruch postawił Steve Kerr z Klay’em Thompsonem – może w przyszłości przynosić wymierne korzyści, ale tylko z lepszym strzelcem na pozycji numer jeden i prawdopodobnie już nie z tym trenerem i nie w takiej ofensywie:
To posiadanie od początku do końca. Wizards zagrali tutaj jedną z wielu zagrywek na grę w low-post dla Nene, ale szybki switch pomiędzy wysokimi Warriors wykluczył podanie najpierw do Brazylijczyka, a później do a Gortata. Wall jest dobrym podającym w pick-and-rollu, ale cały czas brakuje mu więcej niż solidnego przeglądu pola. Rozumiem egzekucję zaplanowanej wcześniej akcji, ale czołowy point-guard ligi wie kiedy można ją złamać. Zwłaszcza w tak przewidywalnym teamie jak Wizards odpowiednia ilość szaleństwa byłaby wskazana.
Marcin Gortat przez chwilę stał sam w high-post. Podaniem napędza się atak, a Wizards jak większość drużyn wykorzystują swoich wysokich nawet do gry high-low pomiędzy nimi. Jednak w posiadaniu wyżej gra read-and-react została wyrzucona na śmietnik. To częsta przypadłość zespołów nie radzących sobie w ataku wtedy, gdy obrona przewidzi ich intencje.
Wall mógłby podać do Gortata, następnie odebrać piłkę, ale w ostatnich tygodniach Wizards nie potrafią zagrać nawet tego tego. Ich hand-off-game na granicy linii za trzy punkty jest zła, tragicznie zła. Kompromitująca wręcz całą ideę podawania do wysokiego i odbierania od niego piłki:
Podczas hand-offu, twój wysoki musi ustawić się pod dobrym kątem, tak aby postawić skuteczną zasłonę i oddać Ci piłkę. Po tym zagraniu możesz dostać się w paint i rzucić floater, runnera z jednej nogi albo oddać rzut za trzy. Patrz ile sekund stracił Beal na odebranie piłki… Trochę śmiech przez łzy, że Beal z piłką znalazł się dokładnie tam gdzie nie miał się znaleźć, w miejscu z którego rozpoczynał sekwencję. 11 sekund pozostaje 22. ofensywie na przeprowadzenie ataku. I możesz teraz cofnąć się parę linijek wstecz i obejrzeć posiadanie przeciwko Warriors, bo tak w ostatnich spotkaniach wygląda atak Wizards. Zatkany, statyczny i nieskuteczny. W swojej prostocie jest po prostu fatalny.
Zrozumiałbym słabą ofensywę, gdyby to rezerwowi pakowali Wizards w kłopoty. John Wall może kreować rzuty za trzy z rogów i jest w tym nawet bardzo dobry, ale całościowo – przechodzenie w ataku od ustawienia graczy, poprzez egzekucję początkowych punktów zagrywki, aż do zakończenia posiadania, jest w przypadku bolesne i ciężko sie to ogląda. Tę ofensywę tworzy jeden z Top10 rozgrywających ligi, wsparty jednym z lepszych rzucających obrońców w NBA – jeśli jest zdrowy – doświadczeniem Paula Pierce’a i lepszym w ataku niż w obronie Nene. Czy z innym trenerem Wizards graliby lepiej w ataku? Na pewno.
Randy Wittman być może samodzielnie nie odpowiada za wydarzenia na parkiecie, być może w szatni dzieją się rzeczy o których nie słyszymy, ale potencjał tego zespołu zatrzymał sie tam, gdzie trenerski rozwój head-coacha Wizards. Z trzeciej siły Wschodu zrobiła się drużyna przeciętna, która straciła szansę na coś wyjątkowego.
Dzięki! Ląduje w ulubionych :)
A Randy i tak wyleci po tym sezonie chyba że w kontrakcie ma opcję automatycznie gwarantującą przedłużenie jeśli np. zespół dojdzie do finału konferencji. Lub poczekają aż KD wyrazi opinię z jakim trenerem chce zdobyć swoje pierwsze mistrzostwo ;)
Nie jest taki zły ten Wall. W zeprezentowanej akcji przeciwko GSW Gortat nawet musnął piłkę jak się sprężył :) W zasadzie biorąc pod uwagę jak ‘umiejętnie’ podawał Jasiu Ściana to ją przytomnie uratował. Niestety nic to nie pomogło :)
IQ koszykarskie Wizards jest na bardzo niskim poziomie.
Świetny tekst ! Nareszcie ktoś to powiedział głośno i wyraźnie. Teraz tylko tłumaczyć na antakg i zaspamować dziennikarzy i działaczy Wizards.
Brawo za wyrzucenie Wittmana!
Brawo za analizę tragicznego ataku!
I brawo za polanie kubłem zimnej wody głowy Wall’a!
I to ostatnie to coś o czym powiedzieć trzeba więcej – Wall potrzebuje mentora i dobrego trenera, który pomoże mu się rozwinąć. Z kreacją gry jest problem (minus fakt, że nie jego wina, że nie ma komu do rogów odgrywać) to jest coś w czym trener zagrywkami może pomóc. Lepszy trener pomoże też w odzyskaniu pewności siebie w rzutach za 3, bo przecież rok temu te trójeczki jakoś tam wpadały. A teraz, nie John idź na łokieć, to jest twój rzut. A w szatni przyda się mentor, bo Wall zaczyna robić się irytująco gwiazdorski – nie trafi 3 rzutów z rzędu, trafi 4 i wali się po klatce, albo robi miny. Jasne to boiskowy charakter, ale ktoś go musi wspierać i instruować. Sporo wody musi upłynąć, żeby Wall eksplodował jak Westbrook. Dla niego ta gra jeszcze nie zwolniła do tego stopnia.
Wittman musi odejść!
Drużyna ma już go ewidentnie dość i gra przeciwko niemu, jedno zwycięstwo w PO to i tak będzie sukces.
Wittman, Karl, Brooks, Hollins – kazdemu z nich (w tej kolejności) trzeba pomachać chusteczką i zamiast kolejnych dinozaurów-Karlów potrzeba więcej Stevensow.
Czasem zastanawiam się co by było, gdyby pierwszym trenerem był psycholog-motywator, zespół analityków robił za asystenta budując strategie pod zespół, a nie pod aktualną modę (szybciej =/= lepiej #LoveMemphis).