Fani Miami Heat – i nie piszę o Was kochani polscy kibice Heat – kojarzą się nam głównie z przychodzeniem na mecz w połowie pierwszej kwarty i przedwczesnym wyjściem z meczu nr 6 Finałów 2013.
Są pośród nich też zwyczajni fani, okupujący tańsze miejsca gdzieś zwykle powyżej pierwszych rzędów atakujących nas opalenizną i silikonem – choć nawet i oni potrafią reagować z pasją.
Fani Heat w USA, jako ogół, nie są jednak traktowani jak pasjonaci. Przypina im się twarz ludzi z pierwszych rzędów. Generalnie cały sposób kibicowania na Florydzie niestawiany jest za wzór oddanego fana i wynikać to może z tego, że Floryda jest miejscem docelowym, miejscem do którego ludzie zmierzają w swoim życiu, szukają tam pracy, albo znajdują emeryturę pod palmami. Ci ludzie potem kupują bilety, ceny tych biletów idą w górę, przez co maleją szanse przeciętnego mieszkańca Miami na ich zakup.
Jest też jeszcze coś, czego nawet ten o którym zaraz napiszę nie potrafi do końca wytłumaczyć. Kibice na Florydzie po prostu nie żyją tak sportem – może to dlatego, że życie poza stadionem lub halą przynosi więcej atrakcji.
Dan LeBatard to ktoś kto powiedział mi o tym w jednej ze swoich audycji. LeBatard czuje się reprezentantem grupy tych prawdziwych, oddanych fanów Heat z Florydy, a zarazem socjologicznie próbuje wytłumaczyć dlaczego jest tak jak jest.
Do wizerunku fanów Heat w oczach amerykańskiej opinii publicznej dochodzić też może najzwyczajniejsza, skrywana zazdrość innych Amerykanów, którzy też chcieliby mieszkać i pracować w Miami. A na to wszystko w 2010 roku dojść mógł i doszedł sposób w jaki LeBron James zbratał się na Florydzie z Dwyane’m Wade’m i Chrisem Boshem. I pamiętna-nie-jeden-nie-dwa-feta jaką przy tamtej okazji zorganizowano.
Jak wszędzie jednak pośród grupy kibiców jakiś odsetek stanowią ci fani, o których mówimy oddani kibice. Ci często nieznośni na forach psycho-fani D-Wade’a i Kobe’go, bez których jednak sport nie miałby sensu, NBA nie przynosiłaby takich profitów, a my nie mielibyśmy pracy.
W liście, w którym LeBron James ogłosił swoje odejście z Heat, a który odebrany powszechnie został za uroczy i zgrabny, niekiedy nawet wzruszający, zabrakło jednej rzeczy. Zabrakło właśnie podziękowań dla kibiców Miami Heat. Było za to m.in. porównanie Miami do czterech lat gry w koledżu i mówienie o szansie jaką dali mu Heat. O fanach nic. LeBatard – dziennikarz radiowy, ale też fantastyczny writer (pogoogluj ‘LeBatard LeBron’) – mówił o tym już dwa dni później w swojej audycji Dan LeBatard Show, a w tę niedzielę chciał to zaakcentować.
“Akron Beacon Journal odrzucił w środę propozycję wykupienia całej strony gazety przez Dana LeBatarda i audycję radiową z Płd Florydy. Ogłoszenie miało pojawić się w niedzielnym wydaniu naszego dziennika.
Ogłoszenie pokazywało dwa mistrzowskie pierścienie, które LeBron James zdobył w Miami Heat, a pod nimi podpis ‘Nie ma za co LeBron’ i poniżej ‘Pozdrawiamy, fani Miami Heat’.
Mark Cohen, wydawca Beacon Journal, powiedział że z naszą gazetą skontaktowano się we wtorek i po zastanowieniu się wydawca odmówił umieszczania tego ogłoszenia. ‘Nie wydaje mi się, żeby było to właściwe w naszej społeczności. Jesteśmy dumni z tego, że LeBron wrócił. To jego rodzinne miasto i nie chcemy mieć nic wspólnego z takim ogłoszeniem, ani brać za nie pieniądze’.
Tydzień wcześniej taką samą propozycję odrzucił Plain Dealer z Cleveland.”
Tak miała wyglądać strona, którą chciał wykupić LeBatard:
Wydaje mi się, że – mimo niepowodzenia – LeBatard i tak właśnie w tym momencie dowiódł tego co chciał Jamesowi przekazać. Brał pod uwagę to, że gazety z Ohio nie będą chciały tego publikować.
Nie powinniśmy być wcale zdziwieni, jeżeli podczas pierwszej wizyty Jamesa w Miami – prawdopodobnie 25 grudnia – kibice Heat będą oklaskiwać, ale też i buczeć na Jamesa podczas przedmeczowej prezentacji.
O ile oczywiście przyjdą na mecz.
Powinni klaskac i dziekowac zw dal im 4 wspaniale lata. Trzeba to docenic i okazac szacunek a nie robic z siebie blaznow.
No cóż, zwykli frustraci, gdyby nie Bronio i bigTree w tym teamie to pewnie by Miamia było w ciemnej dupie te kilka lat niczym niejacy Knicks :)))))
Ale co tam, było minęło :)
“O ile oczywiście przyjdą na mecz” :D
Gdyby nie kibice nie byłoby tej sławy i sytych kontraktów, gdyż nawet jak brzmi to naiwnie to gra się dla kibiców.
Oczywiście LeBron dał Heat 4 fantastyczne lata, ale sam w tych 4 finałach nie grał.
Proponuję wejść na chociażby real.gm na forum Heat, gdyż chyba niektórzy maja mizerne pojęcie o fanach Heat (i nie mam tu na myśli autora tekstu).
Zreszta jego sposób odejścia tej pozostawia wiele do życzenia.
Zgadzam się w pełni. Jacy Ci fani by nie byli to dla nich i dzięki nim istnieje ta organizacja. Nie wiem czy Lebron pominął kibiców celowo,ale dla mnie jest to nietakt.