Pięć tytułów Tima Duncana

74
fot. The Associated Press

Jest rok 1999. Commodore 64, które kupiłem za pieniądze zebrane w czasie pierwszej komunii, już dawno pokrywa się kurzem w piwnicy. Innego komputera nie mam. Wciąż nie wiem nic o Internecie. Słyszę o wirusie milenijnym. Czas spędzam na boisku za domem. Mamy swoją drużynę osiedlową i czarne koszulki, na których moja mama wyszywa numery. Ja mam numer 1. Jak Penny Hardaway. Gdzieś w tym czasie bazgrzę niebieskim sprayem „Penny” w przy linii bocznej. Po moim boisku biegają też Allen Iverson, Shawn Kemp, Karl Malone i Kevin Garnett. Wieczorami na klatce schodowej mojego bloku wymieniamy się kartami i gramy w „koszykówkę” piłką ze skarpety. Kolega z osiedla obok przekonuję mnie, że powinienem oddać mu moją kartę Mosesa Malone’a za Jeffa Hornacka. Nie wiem, kim jest Moses Malone.

Mój tata przynosi mi z pracy VHS-y z meczami NBA z niemieckich telewizji. Uczę się kilku brzydkich niemieckich słów od kilku niemieckich pań.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.
Poprzedni artykułBrak wsparcia dla LeBrona
Następny artykułDoc Rivers został nowym prezydentem Clippers, co dalej?

74 KOMENTARZE

  1. Świetny artykuł.

    U mnie początek prawdziwego zainteresowanie NBA określiłbym na lata 2004.. 2005. Wcześniej przykładowo moim ulubionym zawodnikiem był Jason Kidd, bo widziałem jego jedną akcję z fake passem, a później Kevin Garnett bo nieźle pakował. Nie potrafię przynajmniej przypomnieć sobie, żebym słyszał o młodym LBJ który lada moment zostanie wybrany z 1 numerem w drafcie NBA.
    Ale pamiętam, że kolega zgrał mi na CD ALL STAR GAME 2003, gdy MJ rzuca fade away nad – wtedy moim ulubionym zawodnikiem – Shawnem Marionem. Ten sam kolega twierdził, że Shawn Marion zdobywa punkty tylko dzięki Nashowi. A mi podobało się to, że był silny i szybki – przynajmniej taki się wydawał gdy robił paki. Grając wtedy w koszykówkę i nosząc jego koszulkę wydawało mi się, że zczapuję każdego, kto będzie biegł w moją stronę na lay upa ;)

    Tak czy owak, to – czego ja żałuję, że nie zobaczyłem/przeżyłem to lata świetności Jordana.
    Jakoś teraz, gdy udaje mi się ściągnąć np. serie z finałów vs. Jazz, to gdy jakimś cudem przyjdzie mi ochota na oglądanie – szybko mija po pierwszej kwarcie. Nie potrafię tego dostrzec. Być może, a nawet myślę że na pewno, to co w tych akcjach robi MJ w dzisiejszej koszykówce robi prawie co trzeci zawodników w NBA? A wtedy, MJ to rozpoczął. I to na pewno musiało być niesamowite!

    PS. Czy na 6G istnieje taka funkcjonalność, że widzę pod którym artykułem ktoś odpisał po moim poście?

    Mało tutaj piszę, bo gdy czasami mnie weźmie by coś skomentować, to następnego dnia mam zapierdziel w pracy, a gdy się uspokoi to nie pamiętam już gdzie pisałem :)

    Pozdro!

    Lubię to: 0
    • „To co w tych akcjach robi MJ w dzisiejszej koszykówce robi prawie co trzeci z zawodników NBA”

      :D

      Jesteś pewien,że oglądałeś TEGO Jordana?
      Bo jeśli mówisz o De Andre Jordanie, a tym bardziej Jordanie Clarksonie,to daj mu szansę-chłopak jest młody,może się jeszcze rozwinąć.

      Lubię to: 1
  2. Przemysławie Szanowny – świetna rzecz, pięknie napisana… Czyste emocje no i „Zjedz mój kiełbas” :D:D kilka tygodni temu popełniłem do szuflady text na temat mojego początku z nba…

    P.S. Kujawiński wypierdalaj :D:D

    Lubię to: 0
  3. No i taka własnie różnica. Cyrk Kobe, lub odejście jak TD (jak bardzo to do niego pasuje)… w sumie cholernie żal się robi, kolejny którego obserwowałem karierę od początku do końca…

    Lubię to: 0
    • Dokładnie tak! Mi też się podoba że TD odszedł w taki sposób, po cichu spokojnie a nie jak Kobe który już w połowie sezonu ogłosił koniec kariery i rozpoczą się ten cyrk z AS

      Lubię to: 0
  4. Dziękuje Przemku za ten tekst, te podziękowania będą również debiutem, jeśli chodzi o napisanie komentarza. Nie należę do osób, które ochoczo uczestniczą w dysputach pod artykułami/wpisami, ale znów mi to zrobiłeś… Tak mocno w sferze emocji przypomina mi wpis z bloga, w którym opisujesz wieczorne bieganie ulicami Poznania – „Stałem się fioletowym kawałkiem jej czapki”. Naprawdę jestem pełen podziwu, jak potrafisz zaprosić swoją twórczością do własnego świata, pozwalając posmakować go czytelnikowi, duże słowa uznania. Widzę tutaj multum rzeczy, które mógłbym podpiąć pod siebie. Fascynuje mnie to, jak wplatasz swoistą wrażliwość pisząc o koszykówce, oddając kawałek siebie. Czytając to czuję się jakbym słuchał ulubionej płyty myśląc o przebrzmiałych „miłostkach”. Teraz nie będzie: „Kujawiński wypierdalaj” a „Kujawiński pisz kurwa książkę”.

    Rocznik 85, wróciłem na własnych zasadach do NBA w roku 2009, po kilkunastoletniej rozłące. Po powrocie jarałem się Tyreke’iem Evansem, człowiek uczy się całe życie…
    Cieszy mnie fakt, że 6G potrafi w tak solidny sposób podsycić zainteresowanie, a jednocześnie sprawia, że człowiek chce rozumieć więcej i dzięki wam ja mogę tę (tą?) drobną pasję pielęgnować/rozwijać niejednokrotnie poszerzając wiedzę na temat samej koszykówki. Dobrze widzieć grupę ludzi, która swoją pasją dzieli się z czytelnikami na odpowiednio wysokim poziomie.
    Salut – The Big Fundamental.

    Lubię to: 2
  5. Z Duncanem,pewno większość fanów NBA ,miało podobną historię.

    On jest trochę jak ta koleżanka w podstawówce,niebrzydka,ale nikt się nią przesadnie nie interesuje,bo każdy szuka ładnej buzi i fajnych cycków(efektownych dunków i crossover’ów).
    Koleżanka mizdrzy się do Ciebie odsłaniając inne walory(„Count the rings”),ale ty masz to gdzieś.

    Po latach spotykasz ją- piękną i elokwetną-niestety z mężem i trójką dzieci i masz poczucie,że być może przegapileś miłość swojego życia.

    Za późno.

    Tak jest z tymi 4ma tytułami Duncana.

    I’ll miss you Timmy…

    Lubię to: 5
  6. Kujawiński na props, że tak sparafrazuję :P

    Czytam komentarze i dostrzegam pewną zależność – duża część z nas, fanów NBA, ma wyrwę przypadającą na początek nowego millenium. Ja również na kilka lat „zawiesiłem buty na kołku”. Wydaje mi się, że było to związane głównie z trzema rzeczami:
    – zanikiem rynku magazynów koszykarskich
    – ograniczeniem transmisji meczów w TV (kiedyś nawet TVN to robiła!)
    – słabym jeszcze, w zasadzie raczkującym w PL, Internetem („Odłącz ten modem, chcę zadzwonić!”)
    Mam rację?

    Lubię to: 0