Przekleństwo blogerów to styczniowa NBA, kiedy jedna-dwie drużyny łapią ogień i robią serię, która w oczach czytelników wyrasta na moment, który definiuje sezon (a blogerzy przeżyli to już nie raz i nie chcą się ekscytować). Przekleństwo blogerów to marzec, bo cóż, powiedzmy to sobie wprost, sezon jest za długi i już nam się nie chce. Przekleństwem blogerów nigdy nie bywały playoffy. Szczególnie trwające playoffy (bo pamięć blogerów też bywa krótka), które dotychczas iskrzyły się wydarzeniami, które można było wałkować, ugniatać i formować.
Czasem jednak, tylko czasem, nawet playoffom zdarzy się kilka wolnych dni, gdy akurat żaden sędzia nie popełni błędu, nikt nie rzuci 49 ani 63 punktów i nawet rasistowski właściciel przez chwilę ukryje się w cieniu.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Przemek, ŚWIETNY tekst!!
Fajny artykuł, gratuluję!
Tak mnie tylko refleksja naszła, czy to trzeba mieć życie od dziecka zjebane żeby w tym nba wypłynąć? Ciekawe jaki jest udział zawodników o korzeniach patologicznych/tragicznych do tych “normalnych”?
Pamiętam, że kiedyś Grant Hill był wyjątkiem jako “chłopak z dobrego domu” reszta to raczej nie za ciekawe środowiska. Teraz chyba jest/nie jest lepiej?
W najnowszym numerze MVP pisałem o graczach NBA, których ojcowie też grali w lidze (w tym sezonie było ich 19 – w przyszłym może być podobnie lub więcej, bo dojdą Wiggins, Parker i Robinson z draftu). Oni mogą być przykładem dzieciaków z dobrych domów, którzy osiągnęli sukces w lidze (na liście są gwiazdy: Kobe, Curry, czy Love).
Czyli jest… lepiej, w sumie widać to po “intensywności” gry:) chociaż nowe przepisy, to już nie jest ta fizyczna gra jak kilka(kilkanaście lat temu.
Do dzieci byłych zawodników, trzeba jeszcze pewnie doliczyć grupe pochodzącą z przeciętnych amerykańskich rodzin (rodziny byłych graczy mają pewnie trochę lepszy status finansowy, chociaż kiedyś aż tak dobrze nie zarabiano). Natomiast nie od dziś wiadomo, że sport jest jedną z szans na wyrwanie się z nizin społecznych i to chyba jest również jego wielka zaleta.
PS: oby więcej takich tekstów Przemku!
masz świetne pióro Przemku (albo klawiaturę ;) !
Ibaka,mój ulubiony zawodnik :) Do tego jestem kolekcjonerem jego kart,jeśli ktoś byłby zainteresowany mogę pokazać (mam nawet kartę w koszulce Manresy ;) ).
Szacunek i dla Ciebie i dla Ibaki. Pozdrawiam
Jako zawodnika to go nie znoszę, ale bardzo szanuję jako osobę, dokładnie tak samo mam z KG, który zresztą był jego wzorem ;)