Plusy i minusy konkursowej soboty

10
fot. twitter.com
fot. reddit.com

PLUS: CHRIS BOSH

(Maciek) To proste – Chris Bosh ukradł dzień. Trafił jakieś 2/8 rzucając za trzy z lewego skrzydła w konkursie Shooting Stars, ale 2-na-2 z połowy. Fakt, że właśnie w taki sposób jego team (Swin Cash jest piękna jak lato) zdobył tytuł back-2-back, dodaje temu dodatkowego swagu. Wszyscy kochamy Bosha!

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.
Poprzedni artykułJohn Wall wygrał Konkurs Wsadów, który zmierza ku upadkowi
Następny artykułAll-Star Game w najlepszym wydaniu

10 KOMENTARZE

  1. Widać, że sobota na ASW straciła jakikolwiek prestiż i stała się tylko takim “dniem dobrej zabawy”. I nawet nie chodzi tu o skład bo tym z drugiego szeregu powinno nawet bardziej zależeć żeby się pokazać. A tu Reggie robi sobie spacerek w sztafecie, Iso Joe wygląda jakby właśnie wyszedł z Burger Kinga i jeszcze ten żenujący challenge ekipy TNT przed rozpoczęciem konkursów. No proszę ja was…
    Shooting Stars był fajny bo było zabawnie momentami a nikt się tu wielkich wyczynów nie spodziewał (no i miło zobaczyć Tima seniora i Della z tatusiowymi brzuszkami).
    Do konkursu wsadów już nie dotrwałem, ale po highlightach widzę, że dobrze zrobiłem. Nawet nie ma za bardzo czego komentować. Jak Dwight zakładał pelerynkę a Blake skakał przez samochód to można się było chociaż posprzeczać czy to było fajne czy nie. A tak – tragikomedia.
    Podpisuję się pod pomysłem, żeby zamiast tej całej śmiesznej soboty zrobić jeden duży turniej 1 na 1. Taki w streetballowej oprawie. Można do tego dobrać ciekawe pary, żeby miało to jakiś dodatkowy smaczek i będzie przynajmniej emocjonująco.

    0
  2. Pomysł z grą one on one przewija się już od lat osiemdziesiątych. Wtedy pojawiła się koncepcja gry Magica z Jordanem, z tym że ktoś mądry szybko poszedł po rozum do głowy i stwierdził, że pewni zawodnicy – z marketingowego punktu widzenia – nie mają w tym żadnego interesu (abstrahujemy od pieniędzy). I nic się w tej kwestii nie zmieniło.

    0
    • Jest dokładnie tak jak piszesz. Szczególnie w dzisiejszych czasach, gdzie marketing jest tak wszechobecny, a największe gwiazdy są kreowane praktycznie na osobne brandy i zarządzają swoim wizerunkiem nie gorzej od wielkich koncernów. Ubolewam, że tak jest, ale Durant, James, Kobe i spółka mają dużo więcej do stracenia w takim hipotetycznym 1 on 1, niż do zyskania. Do tego możliwość kontuzji, podrażnienie własnych ambicji w wypadku porażki (u co poniektórych :) itd… Szkoda, bo to by było ciekawe. Może chociaż u rookich dało by się coś podobnego zrobić.
      PS: do tego dochodzi spojrzenie tzw. okazjonalnych kibiców (którzy sporo gotówki do NBA z pewnością przynoszą), pod tytułem: przegrywasz w turnieju 1 on 1 to postrzegam cię jako słabszego koszykarza – co oczywiście jest błędem :)

      0