Wolves przegrali swoje pierwsze 11 spotkań zakończonych różnicą nie większą niż 4 punkty. Byli najbardziej anty-clutch drużyną ligi, czasami pudłując lay-upy na finiszu, innym razem nie dostając gwizdka przy decydującym rzucie albo nie trafiając kluczowych wolnych. Na szczęście wczoraj w końcu udało im się przerwać tę passę. Wreszcie wygrali wyrównane spotkanie pokonując 121-120 gospodarzy w Oracle Arena.
Warriors w odróżnieniu od Wolves już nie raz w tym sezonie wygrywali ostatnim rzutami. Stephen Curry i Andre Iguodala mają na swoim koncie po dwa game-winnery, ale tym razem zwycięskie punkty należały do Kevina Martina.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Czyli oddanie innemu zawodnikowi czystego rzutu to jest taktyka na Currego w crunch :0
Wolnymi doprowadzil do remisu, potem byl tylko game winner i skonczylo sie 121-120???
Moze pomylilo im sie koszykowka ze streetballem :)
Był też faul rubio na ruchomej zasłonie na Igudoli odgwizdany dla Wolves niesłusznie. To również mogło mieć wpływ na wynik koncowy bo byli już na bonusie.