Nowojorskie impresje 726 – czyli… ciasteczko z niespodzianką…

8

Było już po północy.

Imam Shumpert jeszcze końcówką ucha złowił dźwięki eksplodujących kakofonią petard na Times Square, wyłowił dziurką od nosa zapach karbidu unoszący się eterycznie w powietrzu. Do głowy uderzyły już lekko zwietrzałe bąble. Nowy Rok zastał go nie w humorze. Westchnął.

Usłyszał brzęk tłuczonego szkła (Clyde będzie zadowolony, bo za każdą butelkę wziął sowitą kaucję), potknął się o walające się na stole kolana Amare, który w pijackim zwidzie szeptał czule do gaśnicy – mówiąc „Maleńka dziś nie będzie tak ostro jak ostatnio…”

Iman spojrzał w puste dno kieliszka i jeszcze tak tylko z przyzwyczajenia poprawił swój nieistniejący flat top. Zwilżył włosy Cristalem i spryskał nim pachę. Odpływał.

Po chwili wessał do środka swoje mięsiste wargi, omal nie doprowadzając się do samouduszenia. To go na chwilę otrzeźwiło. Bardziej przytomnym, ale nadal znudzonym wzrokiem powiódł po sali gimnastycznej szkoły podstawowej, którą wynajęli z drużyną żeby wspólnie spędzić Sylwestra. Trenerowi Woo na wszelki przypadek podali jakiś trefny adres w Atlantic City.

B. Udrih w kowbojskim kapeluszu pokazywał C. Aldrichowi jakieś sztuczki z lassem, których nauczył go T. Duncan, kiedy jeszcze odbierał od niego smsy. Cole biegał na czworakach i był zachwycony robiąc za białego byka. Wreszcie się, do czego przydał.

C. Anthony po tym jak zaserwował nam przemowę o rudymentarnych imponderabiliach bycia drużyną przeprosił bo miał jakąś ważną międzymiastową z Chicago i potem ustalał ze swoim stylistą, czy w czerwonym będzie mu paradnie. Bulls on parade. Zack De La Rocha ciągle młody.

T. Murry cały wieczór patrząc na zdjęcie J. Lina pakował w siebie makaron sojowy, zagryzając chińskimi ciasteczkami (z zapasów JR Smitha). Powtarzał tylko głośno – „Co robię nie tak?”

MWP miał międzylądowanie na Orionie. Powrót z galaktycznej imprezy mu się przeciągał. Wysłał tylko colgate foto, żeby nikt się nie martwił. Cesarz kontuzji.

Chyba MWP?

A. Bargnani przyszedł na imprezę z mamą i kontenerem spaghetti, którym wspólnie udekorowano choinkę. Imanowi wydawało się to głupie, ale JR mówił, że u niego w domu tak się robi, co roku i to jest fajne. Starszy ze Smithów teraz zapalił świeczkę za brata i oglądał już po raz czwarty tego wieczoru na ipodzie Kasyno próbując zrozumieć, o co chodzi w memie, które zamieścił na twitterze. Próba pomocy się nie powiodła. On nadal twierdził, że nie jest Sharone Stone i że to bez sensu.

T. Chandler spał. Miał dwie zbiórki ze stołu i jeden faul techniczny to, że nakrzyczał na kucharza, bo ten przypalił bigos (prezent od S. Novaka).

K. Martin próbował przepić całe Warsaw Shore i teraz jego zwłoki leżały zwinięte w kłębek. Dodatkowo ktoś odpalił mu petardę w nosie… To podobno taka tradycja jeszcze z Denver. Na dowód tego JR Smith pokazał swój odbyt.

R. Felton zapadł się na twarzy. Twarzoczaszka nie wytrzymała naporu tłuszczu. Podobno udało się uratować oczy. P. Prigioni moczył palucha w spirytusie, co jakąś chwilę go ssać. W pijackim zwidzie wykrzykiwał po hiszpańsku jakieś polityczne inwokacje – o tym, że do Argentyny nigdy nie przybyło Słońce Peru.  

Hardaway Jr. jako pierwszoroczniak wiązał już worki ze śmieciami i zabawiał się ze zmywarką. Iman machnął do niego. Jeszcze nie tak dawno jak on przygotowywał herbatę i kroił keksa.

Gdzie ja jestem? Co ja robię? – pomyślał Iman przeczesując swoją wątłą szczecinę na brodzie.

To jego najgorszy rok. Koszykarsko znalazł się na zakręcie, za którym czai się już tylko Austin Daye. Jest łączony z niemal każdym transferem nie wyłączając tego z Rzeszowa do Chociebuża. Właściciel go nie lubi, bo odmówił gry w Las Vegas tego lata. Cholera naprawdę bolał go nadgarstek od zaciągania jednoręcznego bandyty w Taj Mahal. Do tego ta noga. Ale przecież był lepszy od D. Rose’a. O jakieś pół roku wyprzedził. Dlaczego nikt tego nie zauważa? Nie rozumiał, dlaczego jest tak źle skoro miało być tak dobrze. Zdobył właśnie swój tysięczny punkt w NBA. Czarek Trybański by oszalał. Przecież jeszcze nie tak dawno uchodził za jednego z najlepszych i najbardziej perspektywicznych obrońców obwodu na tyle, że T. Allen pozwolił mu do siebie mówić „Proszę Pana” – zamiast „Eminencjo”. Do tego przecież przestał wcierać w dziąsło te specyfiki, które serwował mu JR jako konserwanty i ochrona przeciwko motylicy.

Dlaczego więc nadal szedł utartą drogą Landry Fieldsa do Toronto? Ani chybi za chwilę, będę otwierał imprezy integracyjne dla karibu. Gdzie tkwi błąd systemowy? Co robi nie tak?

Jego ręka natrafiła na zapakowane jeszcze ciasteczko, które musiało wypaść Toure. Tak żeby Murry nie widział wypakował je z celofanu, przełamał, szybko wsadził do ust i przeczytał wróżbę.

„Właśnie odnalazłeś swoją pewność siebie”

——

Wszystkim tym, którzy wyciągają jakieś daleko idące wnioski zalecam laktacyt. Może być doustnie. Raz do roku to i kij od szczotki wypala. T. Chandler nie żyje, JR Smith się obraził, T. Murry nadal nie ma skośnych oczu.

Poprzedni artykułFlesz: Supermecz – Miami Heat mają problem z Warriors? Wielki comeback Cleveland, 21 trójek Trail Blazers
Następny artykułNowy Hakeem z Kansas

8 KOMENTARZE