W meczu z Raptors, Kobe Bryant pojawił się na parkiecie po raz pierwszy od tego pamiętnego pojedynku z Warriors 12 kwietnia, który zakończył z zerwanym ścięgnem Achillesa. To był wielki powrót lidera Lakers, ale na razie pozostaje nam skupić się na samym fakcie, że znowu oglądamy go w akcji niż na jego grze. To na pewno nie był jeszcze Kobe jakiego znamy. Trudno jednak było oczekiwać, że już od pierwszego meczu będzie liderem drużyny i poprowadzi ją do zwycięstwa.
Wczoraj starał się pełnić rolę kreatora i miał kilka ładnych asyst, ale też popełnił aż 8 strat. Swoje pierwsze punkty zdobył z linii rzutów wolnych, ale dopiero przy drugiej próbie, ponieważ pierwszą spudłował. Jego pierwszy rzut z gry zakończył się airballem, a później został zablokowany przez DeRozna, kiedy próbował oddać ostatni rzut tuż przed końcem pierwszej połowy. Ale miał też w swoim stylu skuteczny jumper sprzed nosa Fieldsa. W całym spotkaniu uzbierał 9 punktów z 9 rzutów. Zebrał także 8 piłek. Natomiast Lakers nawet przez chwilę nie prowadzili i przegrali na własnym parkiecie z Raptors, grającymi w nieco ograniczonym składzie po transferze z Kings.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Dotarło do mnie czemu Buss podpisał tak szybko wielki kontrakt z Bryantem.
Spękał, że jest szansa na wejście do PO więc zaczął działać. Teraz mają tankowanie zapewnione :)
rozpoczynamy odliczanie Mości Panowie
10-09 bez Kobe B.
00-01 z Kobe B.