Szósty Gracz zapowiada Finały NBA: Miami Heat – San Antonio Spurs

30
fot. Pedro Portal / Newspix.pl

Miami Heat wystawia w pierwszej piątce:

Mario Chalmers (26.8 minut, 8.9 punktów, 3.5 asysty w playoffach)

Wydaje się, że za nami już czasy, w których Mario Chalmers traktowany był przez swoich ehmm koooleeegów jak ściera. Norris Cole był najlepszym rozgrywającym Heat w serii z Chicago Bulls i potem Mario Happened. Przeciwko najtrudniejszej obronie jaką Miami prawdopodobnie zobaczy w tych playoffach Chalmers zagrał na remis swój matchup z George’m Hillem, trafiając 44.3% rzutów z gry, 40.0% za trzy i przede wszystkim dostawał się na ten swój z kozła wade’owski floater o tablicę z prawej strony, będąc na linii 3.0 razy w meczu na skuteczności 90.5%. W Finałach jego zadanie staje się jeszcze trudniejsze. Nie stać się wyżymaczką dla frustracji LeBrona Jamesa i Dwyane’a Wade’a – czyli utrzymać to co zrobił z Indianą plus nie dać się wyfaulować przy zrywach i fake’ach Tony’ego Parkera.

Dwyane Wade (35.1 min., 14.1 pkt, 4.9 as, 4.9 zb)

“Znałem kiedyś tego typa Dwyane’a, ale teraz mu…” …kolano siadło. Dlatego Wade rzuca w tych playoffach najgorsze w karierze 14.1 punktów w meczu, bo wiemy przecież, że każda obrona NBA zaprosi Wade’a do rzucania zza łuku pięciu metrów. Spadek atletyzmu i mniejsze depnięcie w kroku, w kombinacji z Roy’em Hibbertem, obniżyło jego opcje w finałach Konferencji Wschodniej, dopóki w meczu nr 7 nie powrócił na tablice, zbierając tylko dwie piłki w ataku mniej niż cały team Indiany Pacers. Jest dużo rzeczy, które Wade może robić bez rzucania 20 punktów w meczu – w tych playoffach zalicza póki co przecież 1.9 zbiórek w ataku, 4.9 asyst, 1.6 przechwytu na dobrej skuteczności 44.7% z gry. W serii ze Spurs mogą pomóc mu dodatkowe dni przerwy, których nie miał przeciwko Pacers – te przed meczem nr 1, ta dwudniowa między meczami nr 2 i 3, a potem znów dwudniowa między meczami nr 4 i 5.

LeBron James (41.2 min., 26.2 pkt, 7.3 zb, 6.4 as)

Sześć lat temu przegrał do zera swoje pierwsze finały, w których zmierzył się ze Spurs. Od tamtego czasu 4-krotnie został wybrany MVP ligi, zdobył swój pierwszy tytuł i teraz przyszła pora na rewanż za 2007. LeBron jest najlepszym zawodnikiem na świecie i najzwyczajniej jest nie do zatrzymania. Jimmy Butler i Paul George zmusili go do wysiłku, ale to było wszystko co mogli zrobić. Tak samo jak teraz Kawhi Leonard. Jednak dla LeBrona kluczowe nie będą indywidualne popisy, a uruchamianie swoich Miami Heat-przyjaciół. W Finałach Wschodu miał momenty, kiedy przypominały mu się czasy Cleveland, gdzie w ataku grał właściwie w pojedynkę. Nie może na to pozwolić w serii ze Spurs. Wade i Chris Bosh ostatnio nie dawali mu tyle pomocy co zwykle, ale w meczu nr 7, kiedy od pierwszych minut LeBron grał na nich, wyglądało to dużo lepiej. Heat potrzebują właśnie takiego Jamesa, który i tak zdobędzie swoje punkty, ale będzie w dużej mierze kreatorem ofensywy Heat.

Udonis Haslem (18.4 min., 6.3 pkt, 3.9 zb)

W tym sezonie wrócił do roli zawodnika pierwszej piątki, ale na boisku spędzał średnio najmniej czasu w całej swojej karierze. Więcej grał Shane Batter w nie-tak-znowu-odkrywczym, choć krytycznym dla pozostałych 29 drużyn NBA ustawieniu smallball. W Finałach Wschodu jednak Haslem przypomniał o sobie i odegrał kluczową rolę, zaliczając dwa mecze, w których trafił 8 z 9 rzutów. Trafiał jumpery ze skrzydła i pomógł Heat wyciągnąć spod kosza Hibberta. Teraz będzie miał takie samo zadanie, aby rozluźnić obronę Spurs w paint. Nie można liczyć, że w każdym meczu będzie równie skuteczny, ale jeśli się wstrzeli, poszerzy spacing. Heat są 5-0 w tych playoffach, gdy rzuca co najmniej 10 punktów.

Chris Bosh (31.9 min., 12.3 pkt, 6.6 zb, 1.6 blk)

Lód, rehab i któryś z asystentów Miami Heat ganiający od dwóch dni za Chrisem Boshem i przypominający mu “Ty, młody człowieku rzucałeś przeciwko Spurs 23.6 punktów na skuteczności 61% od czasu, gdy grasz w Miami… To Ty młody człowieku jesteś lepszym graczem niż Tim Duncan, a przynajmniej wyglądałeś tak jeszcze rok temu o tej porze roku”. Ale czy ta prawa kostka, skręcona w meczu nr 4 z Pacers wytrzyma? Bosh trafił zaledwie 4 z 21 rzutów w meczach nr 6 i 7. Miał też 12 zbiórek i 4 bloki, więc podobnie jak w przypadku Wade’a, są jeszcze dla niego innego drogi, aby uwierzytelnić swój atletyzm. Heat są najlepsi wtedy, gdy do rzutów za trzy i z mid-range Bosh dodaje wsady i aktywność w pomalowanym.

San Antonio Spurs wychodzą do gry z:

Tony Parker (37.0 min., 23.0 pkt, 7.2 as)

Kiedy Spurs po raz ostatni sięgali po tytuł, Parker został wybrany MVP Finałów. W tym sezonie też jest ich MVP. Grał rewelacyjnie w fazie zasadniczej i kontynuuje to w playoffs. Co prawda na finiszu drugiej rundy problem z łydką nieco go spowolnił, ale już przeciwko Memphis Grizzlies nie było śladu żadnych kontuzji i ponownie był nie do zatrzymania. Teraz będzie miał trudne zadanie w starciu z agresywnymi i najlepszymi w obronie na gracza z piłką w pick-and-rollu Heat. Ale kto jak nie Parker ma sobie z tym poradzić. Tym bardziej, że Heat mają problemy z powstrzymywaniem szybkich guardów. Jeśli będzie dalej w takiej formie jaką prezentował w Finale Zachodu, kiedy zdobył 37 punktów w meczu nr 4, rzeczywiście Heat mogą być zmuszeni wystawiać przeciwko niemu LeBrona.

Danny Green (30.1 min., 9.6 pkt, 4.1 zb, 1.1 prz)

W drugiej rundzie dostał tytuł „Curry-killer”, najskuteczniej powstrzymując lidera Golden State Warriors i uniemożliwiając mu oddawanie łatwych rzutów. Przeciwko Grizzlies odpoczywał przy Tony’m Allenie zajmując się przede wszystkim podwajaniem wysokich. Teraz czeka na niego Wade, kontuzjowany i nie tak groźny jak zwykle, ale nadal będzie trzeba na niego uważać. Green będzie odgrywał także ogromnie ważną rolę w ataku – musi trafiać trójki, żeby rozciągać grę i utrudniać Heat trapowanie Parkera. Początek playoffs miał dość słaby trafiając tylko 33.3% rzutów za trzy przeciwko Lakers, ale już w kolejnych dwóch rundach było to średnio 2.4 trójek ze skutecznością 45.3%.

Kawhi Leonard (37.1 min., 13.0 pkt, 8.0 zb, 1.6 prz)

Gregg Popovich nie chce abyśmy używali słowa “happy” lub “happiness”, ale pewnie pozwoliłby nam użyć słowa “beautiful”, aby określić rytm, w którym porusza się i gra niczym niezrażający się niski skrzydłowy San Antonio Spurs. Ci, którzy oglądają go mecz w mecz widzą, że te parszywe tendinitis w lewym kolanie nie przestają mu dokuczać. Ale sam Leonard? Trafił 56.5% rzutów w tych playoffach i 41.7% rzutów za trzy. Zbiera 8.0 piłek w meczu i zalicza 1.6 przechwytu. Nie mówimy o nim, bo Tony Parker i Tim Duncan odbierają nam dech, ale gość gra najwięcej minut dla tych Spurs i teraz w czwartek drugi raz w karierze stanie na przeciw koszykarzowi zwanemu LeBron. Nikt inny w San Antonio nie jest w stanie go zatrzymać.

Tim Duncan (34.4 min., 17.8 pkt, 9.2 zb, 1.7 blk)

Pełna maestria, samokontrola i procesowanie rzeczy z kamienną twarzą, ale też z czasem dostrzeganym parsknięciem w kierunku rywali (wink-wink Dwight). “You stupid”, myśleliście, że czasy Tima Duncana minęły? Owszem, jego PER spadł z 24.4 w sezonie regularnym do 20.3 w playoffach, ale zobaczmy na przeciw komu grał i kto go krył: Dwight Howard, Andrew Bogut i Marc Gasol, czyli trzech z pięciu najlepiej broniących centrów ligi. Kolejni rywale Duncana w żadnym wypadku go nie przerażają (bosh-bosh), dlatego możemy widzieć go częściej w tej serii na lewym bloku wyciągającego rzuty up-and-under spod przedramion Bosha i Udonisa Haslema, z czasem podwajanego i rzucającego hokejowe asysty jakby to był rok 2007 i Roman Giertych w rządzie.

Tiago Splitter (23.3 min., 6.8 pkt, 3.7 zb)

Jego pojawienie się w tym sezonie w pierwszej piątce u boku Tima Duncana pomogło Spurs wrócić do grona najlepiej broniących drużyn w lidze. Z tym duetem na parkiecie tracili zaledwie 92.7 punktów na 100 posiadań w fazie zasadniczej i tylko minimalnie więcej dotychczas w playoffs (93.2). W Finałach Zachodu bardzo dobrze poradzili sobie z zatrzymując podkoszowych Grizzlies, natomiast w serii z Warriors Splitter odegrał kluczową rolę pomagając Popovichovi zmusić rywali do gry wysokim składem. Na początku drugiej rundy wracał po kontuzji kostki i potrzebował czasu, żeby się rozkręcić. Z każdym meczem był coraz lepszy i bardzo się przydał w meczu nr 6, kiedy rolując do kosza zdobył 14 punktów i dobrze spisywał się w obronie pick-and-roll, zastępując na finiszu zmęczonego Duncana. W ostatnich trzech meczach z Grizzlies notował 11.3 punktów ze skutecznością 71.4% i 2.3 bloków. W pojedynku z Heat może być x-factorem Spurs, zwłaszcza jeśli będzie potrafił wykorzystać swoje centymetry.

Erik Spoelstra wypuści z ławki:

Ray Allen (23.8 min., 10.0 pkt, 3.0 zb)

W Finałach Wschodu dopiero w ostatnim meczu wstrzelił się zza łuku i trafił 3 trójki w samej drugiej kwarcie. W pierwszej rundzie z Bucks rzuty mu wpadały, ale od czasu pojedynku z Bulls jego skuteczność za trzy wynosi tylko 30.4%. Wiadomo jednak, że Ray-Ray może w każdej chwili stać się gorący i na to liczą Heat. Jest doświadczonym zawodnikiem, wie co to gra w finałach i po to przyszedł do Miami, żeby pomóc Heat w tym momencie sezonu. Teoretycznie wszystko jest na swoim miejscu. W decydującym meczu nr 7 stanął na wysokości zadania, teraz powinniśmy oczekiwać, że zrobi to samo w serii ze Spurs.

Norris Cole (21.0 min., 7.1 pkt, 1.9 as)

Jest coraz solidniejszym zmiennikiem na jedynce w Miami i w tych playoffs miał już swój moment – mecze 2 i 3 w serii z Bulls, łącznie 36 punktów i 7/7 za trzy. Trudno oczekiwać żeby to powtórzył, ale trzeba przyznać, że Cole stał się w tym sezonie graczem NBA. W playoffach jest najskuteczniejszyw Miami w rzutach za trzy ze skutecznością 57.7% i nawet w obronie z nim na parkiecie Heat są lepsi niż bez niego. Teraz przed nim trudne zadanie, jakim będzie pomoc Chalmersowi w próbie chociażby ograniczenia Parkera.

Shane Battier (20.3 min., 4.3 pkt, 1.8 zb)

W tym sezonie zanotował najwyższe w karierze 43% za trzy i był kluczową postacią w smallballu Heat. Jednak w playoffs przestał trafiać zza łuku, ma skuteczność ledwie 23%, pudłując nawet wtedy kiedy ma dużo wolnego miejsca i robiąc to nawet z rogów. Do tego nie radził sobie w serii z Pacers z dużo silniejszym Davidem Westem i w efekcie większość Finałów Wschodu przesiedział na ławce, a w ostatnim meczu nawet na sekundę nie pojawił się na parkiecie. Warto jednak przypomnieć, że rok temu też w pierwszych trzech rundach grał słabo (32% za trzy), a później rozstrzelał się w finałach (57.7%). Dlatego nie należy go jeszcze przekreślać. To po cichu seria dla Battiera, zwłaszcza, że teraz będzie mu znacznie łatwiej w rywalizacji z Mattem Bonnerem, czy nawet z Borisem Diaw. Jeśli chce grać, musi jednak zacząć trafiać.

Chris “Birdman” Andersen (15.5 min., 7.1 pkt, 4.1 zb, 1.3 blk)

Pozyskany dopiero w trakcie sezonu, ale bardzo szybko wkomponował się do zespołu i jest jednym z najważniejszych rezerwowych. Z 57 meczów w jakich dotychczas wystąpił, Heat przegrali tylko 6. Jego nieobecność w meczu nr 6 przeciwko Pacers też odegrała swoją rolę. Daje Miami centymetry, zbiórki, agresję, a w ataku grozi ścięciem pod kosz wzdłuż linii końcowej. Ma dłonie, których nie mają pozostali centrzy Miami. W playoffs Heat bardzo często to wykorzystują, po penetracji odgrywają piłkę do Andersena, a on kończy akcję wsadem lub layupem. Jest doskonałym finiszerem w niełatwym czasem sytuacjach –  trafił 82.6% swoich rzutów. Jest też najefektywniejszym zawodnikiem w Miami w walce na tablicach w playoffs ze wskaźnikiem 17% zebranych piłek.

Gregg Popovich wprowadzi z ławki rezerwowych:

Manu Ginobili (25.8 min., 11.5 pkt, 5.4 as, 4.5 zb)

Wouter De Backer miał taką piosenkę, którą na pewno słyszeliście. O tym, że ktoś już nie jest tym kimś jakim go znaliśmy. Czy jakoś tak. Nie wszyscy pewnie wiedzą, że Gotye jest prawie wzrostu Manu. Nie wszyscy pewnie wiedzą, że Gotye nagrał też w życiu inne piosenki. Nie wszyscy pewnie muszą też pamiętać, że Manu grywa w tych playoffach mecze, w których jest cieniem samego siebie. Że w czterech z pięciu ostatnich nie rzucał więcej niż 8 punktów. A potem są mecze takie jak ten nr 3 z Grizzlies (19-7-5), albo nr 1 z Warriors (16-7-11). Ginobili wciąż to ma, tylko że nie zawsze, o czym świadczy jego tylko 38% z gry i 32% w tych playoffach. Ale NBA.com musi pilnować tych asyst-tasaków Manu z podwojeń Miami do rolującego Splittera. Nie mogą odwracać głowy!

Boris Diaw (17.8 min., 4.1 pkt, 2.5 zb, 1.8 as)

To jest seria, w której może Spurs po cichu tu i tam brakować będzie tego mierzącego 203 cm i podchodzącego do gardła Kapitana Jacka. LeBron James jest dużo bardziej fizyczny niż Danny Green, więc zostaje praktycznie Leonard. Dlatego asystenci Popovicha biegają od dziewięciu dni za Diawem przypominając mu – To Ty Borisie możesz na początku drugiej kwarty czasem znaleźć się przed Jamesem, To Ty możesz ratować podwojonego przy połowie Parkera wychodząc na szczyt po piłkę i rzucając asystę do wolnego w rogu Greena, To w końcu Ty możesz trafiać lepiej niż co trzeci rzut z dystansu.

Matt Bonner (16.5 min., 5.0 pkt, 2.3 zb)

Najłatwiej byłoby napisać, że Matt Bonner rzucający 49% z gry i trafiający 50% trójek w tych playoffach jest legendą. I tak właśnie napiszemy.

Gary Neal (15.7 min., 5.5 pkt, 2.0 zb)

Jeśli jest jeden gracz, który dla tych Spurs powinien zagrać w Finałach lepiej, to jest to właśnie Neal. Neal, trafiający tylko 36.4% rzutów z gry i 25% za trzy w tych playoffach. Teraz wchodzi jednak jeden trik – widzicie tych wingmanów Miami dobiegających na closeouty do linii za trzy po agresywnej rotacji? Wyobraźcie sobie Neala robiącego swój pump-fake, kozioł i trafiającego z mid-range ze skrzydła albo wchodzącego na floater z jednej nogi. Tak, to jest seria dla Gary’ego Neala. Tego, który rzucił 20 punktów i miał 7 asyst w dniu 29 listopada kiedy Spurs prawie wygrali w Miami.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.
Poprzedni artykułW Atlancie chwytają się brzytwy
Następny artykułJackson nie żałuje, dostał swoje pieniądze

30 KOMENTARZE

    • “Jedynym atutem w tej serii ze strony Spurs jest Pop.”
      so disrespectful!!!!
      Wręcz bluźnierczy post, jakby to powiedział Stephen A. Smith.
      Choć podobnie obstawiam, że Heat wygra 4:2, to napisanie, że JEDYNYM atutem Ostróg w tej serii jest Pop, jest żartem i to ponurym.
      A Tim? a Tony? a Manu? i reszta genialnym role playerów?

      0
      • Fakt, biję się w piersi, niestety nie zdążyłem wyedytować posta ;)
        Lepszym stwierdzeniem byłoby napisanie, że jak dla mnie największym atutem Spurs jest Pop i to jakie adjustments będzie wprowadzał na zagrania Spo. Swoją drogą, szykuje nam się niezła partia szachów między trenerami :)
        Jeszcze raz sorry, w żadnym wypadku nie chciałem i nie lekceważę Timmy’ego, TP i Manu oraz pozostałych role players, ale oni w połączeniu ze wsparciem i wskazówkami Popa z ławki stają się jeszcze groźniejsi.
        Jeśli o mnie chodzi, to Pop w tej chwili jeśli nie jest już najlepszym trenerem w historii, to jest na pewno w pierwszej trójce obok Jaxa i Reda (chociaż Auerbacha to znam raczej tylko z opowieści).

        0
  1. Popovich w 5.
    Zobaczycie, okaże się, że James pomimo 45-10-10 nie będzie w stanie ugryźć tych wszystkich Bonnerów i im podobnych ;-)))
    Wystarczy, że San Antonio wyeliminuje Wade. Bosh sam się wyeliminuje, więc rekordy Jamesa przydadzą się jak świni siodło.

    Ale to będzie smakowita niespodzianka… już widzę te tytuły: Za rok wrócimy silniejsi, blablabla…

    0
  2. Argument, że Pop nie chciał odkrywać kart vs heat w sezonie regularnym to dla mnie lekka bzdura. Kto jak nie on skorzystałby z okazji wyciągnięcia wniosków z takiego meczu? Oszczędzanie Duncun’a, generalnie trzonu zespołu, po tamtejszym back-to-back było oczywiste. To chyba ostatni taki run Spurs w tym składzie, dlatego nie wiem czemu wszyscy wypowiedź Pop’a brali jako wymówkę.

    Nie mam zielonego pojęcia kto wygra, ale to nie potrwa 7 spotkań. Twierdzę nawet, że momentum przy prowadzeniu dwoma spotkaniami będzie nie do wyrwania. A przewaga parkietu w systemie finałowym (2 home, 3 away, 2 home) wcale nie jest tak korzystna dla HEAT jak w poprzednich seriach.

    0
    • Tylko przez HCA, tylko dzięki przewadze parkietu, tylko home court advantage… bla bla bla. Po to robi się ten jak najkorzystniejszy bilans w sezonie, żeby przewagę parkietu mieć. ;)

      A wracając do pytania zasadniczego. Gdyby Dwyane i Krystyna Boshówna byli zdrowi obstawiałbym 100% Heat, nawet gdyby grali na wyjeździe. Nie ma drużyny, która wygrałaby z nimi serię best of 7, nieważne home czy away (jeszcze nie w tym roku przynajmniej :) Niestety w obecnej sytuacji to jest całkowita loteria, mam nadzieję że Heat wygrają w jakimkolwiek stosunku. Są w stanie, ale margines błędu maja cholernie wąski i trzeba będzie zostawić na parkiecie wszystko co zostało. Birdmanie, RayRayu, Shane powstańcie i czyńcie waszą powinność ;)

      0
  3. Rozum mówi Heat w 7, serce podpowiada Spurs w 6… :) Bardzo chciałbym 5-ego tytułu dla TD na zakończenie kariery, ale mam obawy czy czegoś im nie zabraknie by pokonać Miami, jakiejś kropki nad “i”. Takiej kropki zabrakło przecież Indianie, choć była bardzo blisko. Moje obawy powiększył mecz nr 7 z Pacers, bo jak Miami się zawzięło, to uuuaaa jak mawia klasyk. Pozostaje liczyć na geniusz Popovicha.

    0
  4. Chciałbym Spurs – chciałbym piątego mistrzostwa dla Duncana, ba – chciałbym dla niego kolejnego MVP Finałów!
    Niemniej jednak obawiam się, że ta przewaga parkietu zrobi robotę i meczem przełomowym będzie Game 4, gdzie Heat wygrają, 2-2 i 2 ostatnie mecze wygrane u siebie. Rozum podpowiada Heat w 7, serce chciałoby Spurs w 5.
    Faktycznie szkoda Kapitana Jacka – cholernie przydałby się w tej serii, tym bardziej, że to kolano Leonarda jest takie niepewne.

    odnośnie Chalmersa:
    http://www.youtube.com/watch?v=UcyQD1IYUvA

    Chociaż fakt faktem, że w serii z Pacers to Chalmers ratował im dupę, gdy Bosh i Wade nie byli w stanie się wstrzelić i za to powinien dożywotnio uzyskać status sacrosanctus w Heat.

    0
  5. Miami w 5. Widzę w obozie SA tę samą słabość, która męczyła Aragorna w filmowej trylogii.. LeBron wszystkich nas zadziwi. Ale on wie dobrze, ze w tym roku, z całym szacunkiem dla Tima, Popa i z całym brakiem szacunku dla Manu Floppu, to szansa na tytuł ogromna, niepowtarzalna. Bo za rok Thunderkidz będą już nie do wyjecia..

    0
      • hm, jak sądzę ta seria z Niedźwiadkami chyba trochę zamazała obraz.. No to ja to widzę tak:
        1. Brooks istotnie tytanem trenerki nie jest (choć to nie tyle chyba w inteligencji problem, co w konserwatywnym nastawieniu i jakimś takim zrezygnowaniu jego.. jak sie go na tej ławce widzi, to zawsze zafrasowany, jakby właśnie umoczył na giełdzie) ale nie jest też najgorszy i może w końcu cos przemyślał
        2. w sezonie zasadniczym iso na Duranta bynajmniej nie dominowało i chyba należy sie spodziewać, ze takiej gdy będzie jeszcze mniej, zwłaszcza w połączeniu z jego coraz lepszymi podaniami
        3. w ogóle, racjonalne jest oczekiwanie postępu Duranta, Westbrooka (który już ten sezon od pewnego momentu miał dużo bardziej dojrzały i nawet pull-upów jakby mniej odpalał..)i Ibaki
        4, zawodników o których piszesz (i jeszcze Ligginsa) pewnie wreszcie ograją, do tego dochodzi solidny Reggie i niezłe picki w drafcie
        5. ..no i sądzę, że Sam Presti cos wymyśli a propos Kendricka -Mam-Dwie-Ręce-To-Już-Było Perkinsa i jeszcze jakiegoś shootera. hej, to Sam Presti..;-)
        6. takie lanie, jak w tym roku, to przy całej żenadzie super doświadczenie, którego brakowało i teraz, i w poprzednim, nieco fuksiarskim i przedwczesnym finale
        7. młodość, atletyzm i stabilny rdzeń zespołu jako znaczący atut przy rosnących problemach konkurencji (Sajgon w Jezioranach, jeżdżący po klubach Dwight, niskie prawdopodobieństwo kolejnego tak dobrego sezonu Tima i w ogóle SA, wątpliwości co do przyszłości Miami, Memphis, Paula w Clippers, Denver bez Karla,itp)
        8.. no i może faktycznie ciut mojego nadmiernego optymizmu ;-)

        0