Włącz mecz Memphis i zgadnij których sześciu graczy akurat dziś brakuje. I tak jest od lat. Dlaczego w jakimkolwiek momencie października powinieneś wystawiać w piątce dwóch rookie ze słabego draftu? O co chodzi z tymi wszystkimi kontuzjami?
To nadal jednak świat Ja Moranta – kiedy gra i kiedy ma swój dzień. To jego miasto, tylko, że teraz kreuje przechwyty w runie 15-1 z synem Scottie’ego Pippena. Czyj syn będzie kolejny?
Wciąż elektryzujący, grający inną wersję NBA, jakby pozornie zaskoczony tym co widzi, żeby zaraz znaleźć rozwiązanie, i zrobić to chwilę wcześniej, uciec, jak dżemujący jazzman w innym, offbeatowym rytmie.
To chodzenie po linii rozwieszonej między budynkami. Jego wąskie biodra i tylko 79 kilo mogą być bardzo łatwo wytrącone z równowagi. Zmień przepisy – pozwól na więcej kontaktu – i ma problem. Zaraz jednak siedzi na boisku z piłką i z poziomu parteru pozoruje podanie, żeby rzucić obok reverse-alleyoopa, siedząc, z trudnego kąta; grając sekwencje najszybszych fejków w lidze, więc cała dziewiątka graczy wokół musi być bardzo w grze. Kiedy jest zdrowy, kiedy ma dzień, jest jak iluzjonista wychodzący ze skrzynki, uwalniający się z kłopotów.
Grizzlies wyszli w środę na Bucks Aldama-Jackson-Edey, czyli ogromnym frontcourtem, grając bez prawdopodobnie aż sześciu swoich najlepszych wingmanów. Do tego grając back-2-back po złej porażce u siebie ze słabym składem Nets – będąc w środę daleko od nawet pretendowania w Konferencji Zachodniej.
Nie ma tu romansu, tylko złe zdrowie. Morant dominował pierwszą połowę, jak za niemal zapomnianych już czasów sprzed kontrowersji, zawieszeń i kontuzji. Dominował jakby wiedział, że oglądają to dzieci – i duże dzieci też będą oglądać. 21-8-9 do przerwy to bardziej jak linijka młodszego LeBrona czy Doncica, a nie mierzącego 190 cm guarda z ramą rozstawu szyn kolejki wąskotorowej. Brook Lopez starzeje się szybko, a Bucks nie lubią grać przeciwko dużym lineupom, plus Damian Lillard był za kurtyną, w tle, kiedy Ja występował z różnego rodzaju alley-oopami do swoich kolegów, jak quarterback, maestro.
To jest iluzja Memphis. Było Halloween. To wciąż nie jest jeszcze playoffowy zespół, ten który wygrał w środę 122:99 i prowadził 30-toma przeciwko już-tylko-Bucks, którzy na początku tygodnia zagrali trzy niezłe kwarty z Bostonem, żeby wyglądać bez idei, bez tożsamości – o czym tydzień temu mówił Giannis – daleko od siebie, drugi rok z rzędu nie generując przechwytów i stając się bardzo, bardzo przeciętną obroną NBA. To ślepy zaułek dla tak starego teamu, który miał top-obronę, gdy wygrywał tytuł. I nawet powrót Khrisa Middletona może niewiele zmienić.
Memphis nie jest dziś wcale bliżej. 26 punktów, 14 asyst w 29 minut gry i 10 zbiórek Moranta. 37 punktów Giannisa. 1-12 z gry i 0-6 zupełnie nieobecnego Lillarda w jakiejś swojej halloween-spadającej-z-klifu wersji. Jest 6-27 za trzy w trzech ostatnich meczach po bardzo dobrym pierwszym w tym sezonie.
Bucks @ Grizzlies 99:122 Antetokounmpo 37/11z – Morant 26/10/14
Rockets @ Mavericks 108:102 Green 23/12z – Irving 28/8/7
Spurs @ Jazz 106:88 Wembanyama 25/9/7/5/5 – Collins 14/11z
Suns @ Clippers 125:119 Booker 40/8a – Harden 25/10/13
Jay Huff Highlights, pt 2.:
1) Phoenix Suns przyjechali do Inglewood lepiej wypoczęci, raz jeszcze wystawiając rookie’ego w piątce w miejscu Bradleya Beala i jego kontuzjowanego łokcia. Clippers grali drugi dzień swojej serii meczów dzień po dniu, z Kevinem Porterem w hulk-zielonych włosach, pudłującym za trzy prawie wszystko (1-16), ale z Krisem Dunnem w roli trzeciego rozgrywającego, który jednak w każdym meczu wychodzi i gra. Tyronn Lue popisuje się dziwną rotacją, ale ona nieźle działa dla tego zdominowanego przez guardów i wingmanów składu.
Ten lineup Mann-Dunn-Harden-Powell-Zubac – jeśli trafiane są czyste trójki – daje Clippers szansę w każdym meczu, mimo tego, że nie ma w nim Top-20 talentu. Ma znakomity balans.
Clippers w czwartek rozjeżdżali Suns już dwudziestoma punktami, bo Devin Booker nie mógł nic znaleźć, zanim seria 17-3 w trzeciej kwarcie – na wczorajszych nogach ciężko pracujących Clippers – wróciła Suns do gry. 15 celnych rzutów. Nagle Clippers popełniali dziwne błędy w swoich powrotach do obrony, nagle to rotacja role-playerów Suns wyglądała lepiej niż ta z zeszłego sezonu – i lepiej niż ta Clippers. Mecz był ciasny do samego końca, ale drugą z rzędu noc Clippers brakowało Kawhi’a Leonarda w roli closera, gdy Booker postawił zasłonę Tyusowi Jonesowi, zrolował(!) i po jednym podaniu O’Neale’a trafił z rogu za trzy na 44 sek. przed końcem – w tym 125-119.
Booker rzucił 40 punktów, O’Neale 21, rookie Ryan Dunn aż 16, trafił cztery trójki. Most Improved Rookie w porównaniu z ligą letnią. Aż 21 punktów Suns w transition na zmęczonej obronie Clippers.
Trzy porażki Clippers w tym sezonie – razem różnicą tylko 10 punktów.
2) Rockets rozpoczęli sezon porażką z Charlotte, wygraną z Memphis, grając po tym rozgrywki małej ligi ze Spurs. Mecz w Dallas był więc dla nich pierwszym testem – z klasycznym już matchupem Brooks-na-Luce.
Rockets mają bardzo czujne dłonie – skład pełen jest takich graczy. Do tego jest młody. Nawet Sengun ma w sobie steal na dole w polu trzech sekund. To wygląda na potencjalnie Top-10 obronę, co oznaczałoby, że mogą/powinni zrobić Play-In. Rockets prowadzili w Dallas szybko dwucyfrowo i nagle znaleźli się w tym bardzo dziwnym położeniu próby kontrolowania meczu, w którym gra Luka Doncić.
O, i mają jeszcze Stevena Adamsa grającego z dziećmi? Między trzema weteranami a trenerem jest w Houston trochę małego Miami. Nie dadzą się przepychać. Jalen Green pokazał kilka nowych ruchów do obręczy, znalazł kontakt i ot tak było 20-toma dla Houston już w drugiej kwarcie. Comeback Dallas był jednak oczywiście nieunikniony – Mavericks grają w koszykówkę w różniejszych porach sezonu. Mają to.
Ale było nadal 20-toma pod koniec trzeciej kwarty w imponującym na koniec zwycięstwie Rockets w tę długo-złą noc Dallas. Rockets musieli bowiem jeszcze odeprzeć przepiękny fadeaway Kyrie’ego z prawego rogu na koniec trzeciej kwarty, wytrzymać trafienia Luki – w czwartej kwarcie 15 punktów ze swoich 29 – z nieodgwizdanymi oczywiście faulami, musieli odetchnąć po dwóch trudnych i celnych trójkach Klaya, nie przerazić się dwoma z daleka Luki. I wtedy na minutę przed końcem, już przy tylko trzech punktach przewagi, Jalen Green – 23 punkty – trafił swoją nonszalancką jalen-green nie-pracowałem-na-to-dużo trójkę przez ręce, a po odpowiedzi za trzy Luki, Amen Thompson trafił trudny jumper przy linii po rollu do kosza, a zaraz Brooks trafił swój.
108:102. Był to dla Rockets test zdany w tym jak wygrywać wysoko z top-teamem i jak przetrwać jeszcze taki mecz na końcu. Małe “Dzień Dobry, NBA”.
3) Preseason tego nie zapowiadał, ale bardzo wcześnie to zaczyna wyglądać dla Utah Jazz na stracony sezon – tankowanie po wysoki pick. Grając w back-2-backu, San Antonio Spurs rozbili w Salt Lake City Jazz, grających bez Lauriego Markkanena, 106:88. A dokładnie zrobił to – po zadziwiająco słabym meczu przeciwko Oklahomie – Victor Wembanyama, który zdominował Drew Eubanksa i resztę niemalże samą swoją obecnością.
25 punktów, 9 zbiórek, 7 asyst, 5 przechwytów, 5 bloków to niemal wypisz-wymaluj 27-10-8-5-5, które w poprzednim sezonie miał przeciwko Lakers. Rekord takich meczów 5×5 to sześć – The Dream. Ale już tylko Wemby (2) i AK-47 (3) mają ich więcej niż jeden.
A jednak to Spurs przegrywali dwucyfrowo w pierwszej kwarcie, oddając 0-13 run Patty’emu Millsowi? Zanim wrócili w kolejnych dwóch. Chris Paul rzucił 19 punktów, miał 10 asyst.
26 strat Utah w meczu profesjonalnej koszykówki NBA. Jeremy Sochan ma dziś osobny plik.
5×5 wyglądało mniej więcej tak jak poniżej. Dla Jazz za to wyglądało jak Victor Wembanyama w halloweenowym kostiumie w klipie kilka zdań wyżej.
4) Poważny problem dla Orlando Magic.
Paolo Banchero zerwał mięsień skośny brzucha. Nie wiadomo kiedy wróci. Wszystko zależało będzie od rehabilitacji. Sprawdzony ma zostać ponownie za 4 do 6 tygodni. Do kontuzji doszło w czwartej kwarcie tego środowego pieszczoszka z Chicago.
Banchero zaczął ten sezon od rzucenia 50 punktów w jednym meczu i zaliczania średnio 29 na mecz, 9 zbiórek i 6 asyst w 36 minut gry. Franz Wagner przede wszystkim, ale też kilku ludzi – Suggs, Cole Anthony – wokół musiało będzie skupić się i kreować więcej niż dotychczas.
5) NFL? To już Week 9 w NFL. Pogoda zmienia się z późnego lata na pierwsze plotki o zimie. Nie ma w ten weekend znowu jakoś fascynująco zapowiadających się matchupów, ale jest jeden klub, który słynie z tego, że najgorzej przechodzi tę zmianę pogody, więc?
Miami Dolphins, bo o nich mowa, są od zeszłego weekendu w pełnym składzie, i to oni właśnie jadą na prawie-kanadyjską północ do Buffalo spotkać się ze swoim nemezis, czyli Joshem Allenem i Bills.
Dolphins nie wygrali w Buffalo od 2016 roku, to razem osiem meczów. Bills, na raczej sprzyjającym terminarzu, są w AFC z bilansem 6-2 za niepokonanymi Chiefs. Cały czas Chiefs, Ravens, Bills – w tej kolejności – to faworyci do gry w finale AFC. Ten kto go wygra będzie najpewniej faworytem Super Bowl. Ale rok temu o tej porze, podobnie jak Joe i Bengals, byli jeszcze w tej grupie właśnie Dolphins i ich efektowna gra oparta na kosmicznej szybkości receiverów; gra stylizowana przez młodego trenera Mike’a McDaniela na bardziej elektryczną wersję 49ers, czyli klubu gdzie uczył się pod Kyle’em Shanahanem.
QB Tua Tagovailoa, który wrócił po miesiącu przerwy w wielkiej formie – choć przegranym na końcu meczu 27-28 z Cardinals – plus najlepszy wide-receiver ligi Tyreek Hill i prawdopodobnie najlepszy corner-back Jalen Ramsey kontra bardziej kompletny skład Bills – choć bez wielkich gwiazd poza Allenem – o godz. 19. Gamepass.
Dla Dolphins (2-5) to jeszcze nie must-win, ale niedaleko.
Packers-Lions w Green Bay to drugi z najciekawszych meczów tygodnia (godz. 22:25) i on zostanie pokazany w Polsat Sport Fight.
Lions (6-1) są prawdopodobnie najbardziej kompletnym teamem w NFC pozycja-w-pozycję, choć bez Top-5 quarterbacka (Jared Goff? Top-10) i przed wtorkowym trade-deadline z koniecznością pozyskania pass-rushera po kontuzji Aidena Hutchinsona. Packers wygrali z nimi w ostatnim starciu 29-22.
PSPFight tymczasem znów dowozi. Pokaże trzeci najciekawszy mecz. Baltimore Ravens, ich topowy atak zmierzy się o godz. 19 z top-obroną Denver Broncos.
6) #PasMistrzowski Mamy update od Marcina Teodorczyka:
“Pasmistrzowski wraca po 2 latach do Las Palmas. Szalona dogrywka Nicolasa Brussino. Był w meczu 0/6 za 3, ale najpierw trafił trójkę na 72:75, nie przejął się odpowiedzią Dotsona i poprawił game winnerem na 8 s do końca. Joventut przegrał 76:78.
W niedzielę na Gran Canarię przyleci Baskonia i będę mógł przetestować moją teorię. Baskonia powinna przegrać, bo jest 0-10 kiedy gra z kimś po raz pierwszy o #pasmistrzowski i 2-0 gry gra po raz drugi.
A mecz Gran Canaria – Trefl odbędzie się 28 listopada”
Wrócił w pierwszej połowie do dobrych czasów:
Ryan Dunn is for real👍
“co chodzi z tymi wszystkimi kontuzjami?” być może najwazniejsze pytanie do ligi. To nie tylko Memphis, teraz Orlando i Banchero;( Kto następny? Chora liga.
Niektóre po prostu pechowe, jak złamany oczodół S. Barnesa.
Adrian Griffin wyleciał kiedy miał bilans:
30 zwycięstw
13 porażek
Bucks zatrudnili Doca Riversa
Od tego czasu mają bilans:
18 zwycięstw
22 porażki
Dziś w nocy to była 4 porażka z rzędu w tym sezonie…
#TrustTheProcess
Book zdjął tę śmieszną opaskę i cyk, od razu 40 pkt. Wgl Suns bez Beala wyglądają ok, gdy dostają solidne występy od Jonesa, O’Neala i Dunna (welcome, to the Dunngeon!) a Nurk i Plumms nie kaleczą pod koszem, nie od dziś z resztą wiadomo, że zamiast wątpliwego zdrowia Big Three, lepiej mieć dwóch All-Starów i paczkę solidnych rolesów.
A skoro już listopad, to może zaczniemy zakopywać jakieś teamy? Ja proponuję kandydaturę Bucks i żaden powrót Middletona tego nie zmieni, z tym parodystą na ławce lepiej nie będzie.
Czy możemy na zawsze zakopać Doca Riversa? Chyba że będzie trenował jakieś Charlotte.
az tak zle zyczymy Charlotte? ja bym go zesłał gdzies do EuroCup czy innych Fiba rozgrywek, zeby gral z Kingiem Szczecin np co najwyzej
Nie no, bez przesady. Doc ma za sobą kilka składów, gdzie z gówna powstała poważna drużyna koszykówki. Problem jest taki, że jak drużyna już jest, to nie robi różnicy. Dlatego Charlotte czy inne Pistons.
Dzięki Maćku, już wątpiłam (za punkt piąty oczywiście nie).
Nie musisz czytać przecież. Nie oglądam NFL ale lubię wiedzieć co się tam dzieje, więc czytam taki akapit z przyjemnością. Zostawić NFL w Wake-Upie! (precz z piłką nożną!)
Precz z piłka nożna? Nie musisz przecież czytać :Ddd
Wygląda na to, że Banchero wypisuje się z wyścigu do NBA Top15,bo nie zagra w tych wymaganych 65 meczach.Ewentualne przedłużenie po tym sezonie nie będzie tak sowite i jędrne jak mogłoby być.
Szkoda, bo te predykcje które sugerowały, że chłopak skończy ten sezon jako All NBA gracz były jak najbardziej uzasadnione