Dniówka: Świetny start trzeciego sezonu Sochana

2
fot. NBA League Pass

“Gra na mojej normalnej pozycji będzie świetna. Nie będę tyle myślał. To będzie bardziej naturalne.”

Tak mówił Jeremy Sochan na początku obozu treningowego, ciesząc się, że może po prostu grać swoje jako skrzydłowy, zapominając o zeszłorocznych eksperymentach trenera Gregga Popovicha. Próba zrobienia z niego rozgrywającego była główną historią drugiego sezonu Polaka w NBA, ale było to dla niego trudne i frustrujące doświadczenie. Teraz od startu jest na swoim miejscu i od razu widać efekty. Po bardzo udanym preseason, zalicza także mocne wejście w sezon.

Sochan jest dużo pewniejszy, zdecydowany i przede wszystkim stara się wykorzystywać swoje mocne strony, będąc bardzo aktywnym po obu stronach boiska. Nikt w San Antonio nie biega tyle co on. Ale też nie może sobie pozwolić na stanie w ataku, bo przez wszystkich przeciwników traktowany jest typowy non-shooter, którego można bez obaw zostawić na dystansie. Dlatego wystawiają na niego swojego środkowego. Sochan nie jest w stanie ukarać tej strategii otwartymi trójkami i nawet rzadko próbuje to robić. Dopiero wczoraj w Salt Lake City oddał cztery rzuty zza łuku, po tym jak wcześniej łącznie miał 5 takich prób. W sumie jest 2/9. Można go zostawiać niepilnowanego, ale mimo wszystko trzeba na niego uważać, bo atakuje rywali penetracjami, szuka okazji do ścięć, biega w transition i jest też angażowany w akcje stawiając zasłony. Robi co może, żeby jego brak rzutu był jak najmniejszym problemem dla drużyny.

Regularnie dostaje się w pomalowane i tam zdobywa niemal wszystkie swoje punkty. Jeszcze ma kłopoty z finiszowaniem w tłoku i layupy nie zawsze mu wpadają (54.3%), ale z 26 celnymi rzutami w restricted area znajduje się obecnie w czołówce ligi. Gorzej, kiedy jest zatrzymany nieco dalej od obręczy, bo na razie trafił ledwie 30.4% swoich jump shotów. W trzecim roku chciałoby się już znaczącego progresu, żeby ten jego rzut był lepszy, ale to niestety dalej pozostaje jego największą słabością. Nawet przejście do normalnego rzucania wolnych mu się nie udało i po próbach w preseason, wrócił do firmowego rzucania jedną ręką.

Cztery kolejne występy na co najmniej 17 punktów to najdłuższa taka seria w karierze Sochana. Również 17.0 wynosi jego średnia po pięciu meczach. Robi to przy skuteczności 47.9% z gry. Jest drugim strzelcem San Antonio Spurs. Korzysta na podaniach od Chrisa Paula, w pick-and-rollach albo przy ścięciach i w sumie otrzymał od niego 10 asyst. Dostał również już kilka alley-oopów od Victora Wembanyamy. Pracują nad swoją dwójkową grą. Ta większa ofensywna rola Sochana wynika też z nieobecności Devina Vassella, bo Spurs potrzebują innych opcji i jest teraz więcej rzutów do wzięcia. Ale jego powrót powinien pomóc Jeremiemu, zapewniając lepszy spacing i więcej miejsca pod koszem.

Bardzo dobrze spisuje się także w walce na tablicach, już w drugim meczu zanotował pierwsze double-double, a po pięciu ma średnio 8.2 zbiórek. Do tego dokłada jeszcze 3.2 asyst, jeden przechwyt i 1.6 deflections na mecz.

Odgrywa większą rolę w ataku, ale jego najważniejszym zadaniem pozostaje defensywa i dalej zajmuje się pilnowanie najgroźniejszych zawodników rywali. Ostatnio Shai Gilgeous-Alexander w starciu ze Spurs zaliczył swój najgorszy występ sezonu, mając przez większość czasu właśnie Sochana na sobie. Nie mógł się wstrzelić i zdobywał punkty właściwie tylko w kontrze albo po switchu. Przeciwko Jeremiemu był 2/11 z gry, 5/10 przeciwko wszystkim innym. Na otwarcie sezonu Sochan nie pozwolił się za bardzo rozkręcić Luce Doncicowi, który też miał kłopoty ze skutecznością. W sumie, po czterech meczach pilnowani przez niego rywale mają skuteczność tylko 36.2%. Wczoraj zniechęcił Jordana Clarksona do atakowania, natomiast w dwumeczu z Houston Rockets prezentował swoją wszechstronność zajmując się bronieniem niemal wszystkich pozycji – Freda VanVleeta, Jalena Greena, Jabariego Smitha i Alperena Senguna.

Z rozgrywającym Rockets miał też małe starcie i słowną potyczkę zaraz po zakończeniu drugiego meczu. Obaj panowie nie chcieli zdradzić o co chodziło, ale dziennikarze z San Antonio sugerują, że weteran gości mógł mieć problem z wcześniejszym komentarzem Polaka. Pytany przed meczem, czy zawodnicy czują tę texańską rywalizację, stwierdził – “Yeah, fuck Houston.” Temperatura pojedynku była wyższa i Sochan zarobił również double-technical ze Smithem.

Już w poprzednich latach pokazywał tę swoją zadziorność. Lubi drażnić rywali i nie boi się zajść im za skórę. Teraz dalej to robi. Jak zwykle daje Spurs dużo energii, a Popovich chwali go za to, że zawsze zostawia serce na parkiecie. Ale teraz zostawia też bardzo ładne cyferki w box scorach.

 Świetny start sezonu, zupełnie co innego niż rok temu. Oby tak dalej.

Poprzedni artykułRzutówka: Pojedynki z playoffów. Raptors ustawieni do tankowania
Następny artykułWake-Up: Escape Artist z Memphis. Rockets zdali test w Dallas

2 KOMENTARZE