Dniówka: Wolna agentura, kiedyś to było…

3
fot. @CP24

Lipiec Freda VanVleeta dobiega końca.

Kolejny już lipiec, potwierdzający, że przeminęły czasy świetności wolnej agentury. Czasy, gdy na rynku odbywała się prawdziwa walka o najlepszych zawodników, który podpisując kontrakt z nową drużyną zmieniali układ sił w lidze. Obecnie tego nie ma, ponieważ brakuje prawdziwych, wielkich gwiazd wśród wolnych agentów, a jeśli nawet już pojawią się w tym gronie, to raczej tylko po to, żeby podpisać umowę ze swoim zespołem.

W rezultacie, to Fred VanVleet był teraz najlepszym wolnym agentem, który zmienił barwy klubowe i zarazem jedynym, który za przeprowadzkę otrzymał kontrakt na ponad $100 milionów. Bardzo dobry gracz, ale tylko jednorazowy All-Star, któremu daleko do grona największych gwiazd.

Mogło być nieco ciekawiej, gdyby przenieśli się Kyrie Irving i James Harden (opt-in i żądanie wymiany się nie liczy), choć to też podstarzali gwiazdorzy z problemami i w ostatnich latach nie byli już wybierani do All-NBA Teams. Tak więc nawet to nie zmieniłoby trendu, który oglądamy od kilku wakacji. Wolna agentura straciła na znaczeniu. Gwiazdorzy nie potrzebują już wchodzić na rynek, żeby otrzymać maksymalne pieniądze i zmienić drużynę. W największym stopniu przyczyniły się do tego zmiany w systemie przedłużeń kontraktów, poprawienie ich warunków i zwłaszcza opcja super-maxa dla najlepszych. Jeśli można wcześniej zgarnąć gwarantowane pieniądze, nie ma sensu czekać na wolną agenturę. Tym bardziej, że podpisanie przedłużenia wcale nie oznacza, że kolejne długie lata trzeba będzie spędzić w swojej drużynie. Wystarczy potem zażądać wymiany. Dlatego największą historią offseason są transfery.

Przehandlowany do Phoenix Bradley Beal jest najlepszym zawodnikiem jaki teraz zmienił zespół. Do tego Chris Paul, Marcus Smart, Kristaps Porzingis czy Jordan Poole – lista wytransferowanych zawodników prezentuje się znacznie lepiej niż wolnych agentów, którzy dołączyli do nowych drużyn (VanVleet, Dillon Brooks, Max Strus, Grant Williams, Donte DiVicenzo). A przecież jeszcze czekamy na największy trade, Damiana Lillarda.

Rok temu wyglądało to tak samo. Najlepsi zawodnicy w nowych drużynach to byli ci, którzy zostali do nich wytransferowani (Donovan Mitchell, Rudy Gobert, Dejounte Murray), podczas gdy największym nazwiskiem przejętym na rynku był tylko Jalen Brunson. W sumie to już czwarty offseason z rzędu, w którym żaden aktualny All-Star nie zmienił barw klubowych jako wolny agent. Brak gwiazdorskiej jakości wśród zawodników „do wzięcia” z rynku dobitnie pokazuje także fakt, że w tym czasie było w sumie tylko trzech, którzy otrzymali umowę na sto milionów za przeprowadzkę. Poza wspomnianymi już VanVleetem ($129mln/3) i Brunsonem ($104mln/4), w 2020 był to przenoszący się z Bostonu do Charlotte Gordon Hayward ($120mln/4).

Offseason 2019 pozostaje ostatnim momentem, kiedy wolna agentura naprawdę miała duże znacznie. Wtedy to było wręcz zatrzęsienie gwiazdorskiego ruchu.

Świeżo upieczony MVP Finałów Kawhi Leonard opuścił Kanadę, Kevin Durant i Kyrie Irving połączyli siły na Brooklynie, Jimmy Butler przeniósł swoje talenty do Miami, All-NBA Kemba Walker wybrał Boston, Al Horford podpisał kontrakt z Sixers, a All-Star D’Angelo Russell trafił do Warriors. Każdy z tej siódemki zmieniając drużynę otrzymał kontrakt za ponad $100 milionów. W jedne wakacje. Po czym przez kolejne cztery lata mieliśmy już tylko trzy takie kontrakty, mimo że salary cap rośnie i pensje są wyższe.

A to nie wszystko, bo w 2019 mieliśmy również wielkie transfery. To wtedy Anthony Davis i Paul George wylądowali w Los Angeles. Ale tamta wymiana George’a zapoczątkowała nową modę. Z punktu widzenia zawodnika – podpisanie nowego kontraktu i już rok później prośba o trade. Z punktu widzenia drużyny – oddanie dużego pakietu picków za gwiazdora. Teraz tak to głównie działa.

Tamte wakacje były naprawdę gorące, choć już wtedy było widać, że wolna agentura się zmienia. Mieliśmy mnóstwo gwiazd na rynku, ale wszystko toczyło się w ekspresowym tempie. W przypadku Irvinga i KD już przed otwarciem okienka było niemal pewne, że przeniosą się na Brooklyn, a ze wspomnianej wyżej siódemki tylko jeden gracz do drugiego lipca nadal nie wybrał nowej drużyny. Tylko Kawhi Leonard nie spieszył się z podjęciem decyzji. Robił to w “starym stylu”. Najpierw w Los Angeles porozmawiał z przedstawicielami obu lokalnych drużyn, a kilka dni później poleciał do Toronto, wywołując tam istne szaleństwo. Jego przylot i przejazd z lotniska transmitowano na żywo w telewizji, a przed hotelem, w którym spotkał się z Masai’m Ujiri’m, tłumnie zgromadzili się kibice Raptors… To był ostatni moment, kiedy mogliśmy poczuć klimat gwiazdorskiej wolnej agentury.

Kiedyś normą było, że minęło kilka dni zanim gwiazdor podjął decyzję z kim podpisze kontrakt, ponieważ wcześniej musiał spotkać się z kolejnymi drużynami. Twarzą w twarz, nie przez Zooma. To oczywiście dotyczyło tylko tych najlepszych zawodników, którzy mogli sobie na to pozwolić, bo cała liga czekała na to co zrobią. Teraz nie ma gwiazd, które mogłyby w ten sposób wstrzymywać ruch na rynku i w tym roku już po trzech dniach właściwie wszyscy najlepsi wolni agenci byli podpisani. Ale jeszcze zanim wolna agentura przestała być używana przez gwiazdy, już wcześniej zaczęto odchodzić od tego przeciągania całego procesu free agency. Było to widać w 2019, a także rok wcześniej, kiedy LeBron James wyjątkowo szybko podjął swoją decyzję. Zaraz po otwarciu wolnej agentury spotkał się z Magicem Johnsonem i jeszcze pierwszego lipca agencja Klutch Sports wydała krótkie oświadczenie, informując, że podpisze on kontrakt z Los Angeles Lakers.

Cztery lata wcześniej, w 2014 musieliśmy czekać aż do 11 lipca zanim potwierdziły się spekulacje o powrocie Jamesa do Cleveland. Pamiętacie jak internet śledził samolot Dana Gilberta w drodze na południową Florydę, na jak się później okazało pojednawcze spotkanie z LeBronem? Pat Riley leciał do Vegas, mając nadzieję, że jeszcze przekona swojego gwiazdora do pozostania, ale w tamtym czasie wszystko już było przesądzone. Jeszcze tylko Lee Jenkins ze Sports Illustrated kończył pisanie słynnego listu w imieniu LeBrona.

W tym samym czasie Carmelo Anthony podróżował po całym kraju, witany niczym potencjalny zbawca w kolejnych drużynach i słuchał pięknych opowieści o gwiazdorskich składach, którym może pomóc sięgnąć po mistrzostwo. W Chicago oczywiście Derrick Rose nie bawił się w rekrutowanie, ale nawet on przerwał swój trening, żeby się przywitać. I Melo już miał wybrać Bulls, zanim ostatecznie postanowił zostać w Nowym Jorku, żeby kontynuować swój spór z Philem Jacksonem. Ale jeszcze przed podpisaniem nowego kontraktu był też między innymi w Los Angeles na spotkaniu bez Kobiego Bryanta, który jednak zadzwonił, żeby wytłumaczyć swoją nieobecność (nie zdążył wrócić z wakacji w Europie). I pojawiały się doniesienia, że Melo poważne bierze pod uwagę Lakers. Bardziej niż Houston Rockets, gdzie przy okazji jego wizyty powrócił cichy konflikt z Jeremy’m Linem. Bo w Toyota Center umieszczono zdjęcia Anthony’ego w koszulce Rockets z numerem 7, czyli ówczesnej koszulce Lina. Jeremy poczuł się urażony. Daryl Morey nie widział problemu. Tłumaczył, że wolna agentura rządzi się swoimi prawami. Przypominał, że rok wcześniej też prezentowali Dwightowi Howardowi zdjęcie w „koszulce Pata Beverleya” (choć to nie było prawdą) i nikt się nie obraził. Bev w kolejnym sezonie oddał koledze #12, a sam grał z #2. Natomiast w tym przypadku nie byłoby sporu o #7, ponieważ gdyby Melo wybrał Houston, Lin musiałby zostać wytransferowany, żeby zrobić miejsce w salary cap.

Działo się mnóstwo rzeczy wokół, zanim dotarliśmy wreszcie do momentu decyzji.

Można jeszcze przypomnieć 2016 rok, kiedy Kevin Durant najpierw jeszcze w Oklahomie zjadł obiad ze swoimi kolegami z Thunder, po czym poleciał do Hamptons, gdzie wynajął rezydencję specjalnie po to, żeby gościć tam delegacje drużyny. Potem dostawaliśmy kolejne doniesienia o spotkaniach, które wszyscy opuszczali z wielkim nadziejami, że przekonali KD do siebie. Zwłaszcza Boston Celtics czyli się bardzo mocno. Zaskoczyli Kevina przyprowadzając ówczesnego gwiazdora New England Patriots Toma Brady’ego, a do tego mieli już prawie dogadany kontrakt z Alem Horfordem, którego wcześniej Kevin namawiał do przeprowadzki do OKC. Ostatecznie jednak kluczowa okazała się druga godzina spotkania z Golden State Warriors, kiedy wyszli właściciele, trenerzy, managerowie, agenci i zostali sami zawodnicy. To wtedy Steph Curry, Klay Thompson, Draymond Green i Andre Iguodala zaprezentowali siłę swojej grupy, sprawiając, że Durant postanowił zostać jej częścią.

Jeszcze w 2017 te spotkania podczas free agency nadal były dużą historią. Gordon Hayward zrobił sobie wtedy tour i nawet on był traktowany niemal jak super gwiazda (był po swoim debiucie w All-Star Game). Zanim zdecydował się dołączyć w Bostonie do swojego trenera z uniwerku, był między innymi w Miami. Przywitał go tam Pat Riley wraz ze sztabem trenerskim i zawodnikami. Był nawet rozłożony dla Haywarda czerwony dywan prowadzący do hali, a całe spotkanie trwało kilka godzin. Bardzo się starali. Chcieli sprzedać mu swoją kulturę i pokazać jak im zależy, rozwieszając w mieście jego zdjęcia w koszulce Heat…

Klimaty szalonej wolnej agentury. Tak kiedyś wyglądał początek lipca.

Teraz to miesiąc VanVleetów, Brunsonów i przede wszystkim transferów.

Poprzedni artykułTop-10: Przerwane i przełożone mecze w historii NBA
Następny artykułMiędzy Rondem a Palmą (1215): Nie kupuje do końca serca Bronny’ego

3 KOMENTARZE

    • z tego co pamietam nie chcieli dac mu maxa (ktorego dali Tobias’owi), takze chyba nie bylo wcale tematu Jimmy’ego w Philly (sic!), wiec praktycznie byl wolnym agentem, po prostu ostatecznie zrobili zeby S&T bo dostali Richardsona
      swoja droga wiele bylo wtedy glosow, ze Butler nie jest wart maxa, pytan o to jak sie zestarzeje itp… niesamowite

      0
    • Tak, to było S&T, ale taka transakcja to jak najbardziej część wolnej agentury, nie jest to podpisanie kontraktu i czekanie na transfer. LeBron też przeszedł do Heat w S&T, ale nikt nie wspomina, że został wytransferowany przez Cavs, bo to tylko kwestia techniczna, kluczowa była jego decyzja jako wolnego agenta

      0