Jedna z najbardziej inspirujących historii tego sezonu to asasyn z Denver, który okazał się zabójczo skuteczny w eliminowaniu kolejnych przeciwników. Jamal Murray cały sezon cierpliwie czekał na ten moment. Uporał się z wszystkimi mentalnymi przeszkodami po tym, gdy w 2021 roku doznał kontuzji więzadła i nie tylko dobił do poziomu, jaki reprezentował w bańce – potrafił go przebić, przedstawiając się jako topowy guard NBA. Lekceważenie tego, w jaki sposób Murray wpływa na grę swojego zespołu jest zbrodnią. I ma rację mówiąc, że poświęcamy Denver Nuggets za mało uwagi.
Murray trafił do NBA w drafcie 2016 roku wybrany przez Nuggets z siódmym pickiem. Miał za sobą sezon spędzony w Kentucky u trenera Johna Calipariego. W 36 meczach koszykówki uniwersyteckiej notował na swoje konto średnio 20 punktów, 5,2 zbiórki i 2,2 asysty trafiając 40,8% za trzy. Nie był klasycznym play-makerem. Miał naturalne inklinacje do wykańczania akcji rzutem, więc wyrastał na typowego go-to-guya, który potrzebuje piłki, dobrej zasłony albo mis-matchu pasującego jego preferencjom. W tym właśnie kierunku się rozwijał, nie zaniedbując przy tym zadań defensywnych, bowiem po tej stronie parkietu również był bardzo aktywnym zawodnikiem, o czym w ostatniej akcji G4 serii z Lakers na własnej skórze przekonał się LeBron James. Żaden freshman w historii Kentucky nie notował średnio 20 punktów na mecz.
Kentucky miało w sezonie 2015/16 siedmiu przyszłych graczy NBA. Byli najlepsi w konferencji SEC, ale odpadli w drugiej rundzie March Madness z Indianą, co było dużym rozczarowaniem. Pozostanie na kolejny rok w NCAA nie miało dla Murraya sensu. W kwietniu zgłosił swoje nazwisko do draftu i spodziewał się selekcji w TOP 10. Debiutancki sezon z Nuggets skończył w drugiej piątce All-Rookie. Jako młody zawodnik świadomy swojego potencjału potwierdził snute wobec niego oczekiwania. Dał się lubić, był pewny siebie, ale nie arogancki, od początku gotowy do ciężkiej pracy. Miał dużo szacunku do miejsca, w jakim się znalazł i chciał wykorzystać wskazówki weteranów oraz dobrze skrojonego pod jego potrzeby sztabu szkoleniowego.
Już w swoim drugim sezonie zrobił potężny skok jakościowy, ale prawdziwe umiejętności drzemiące w Kanadyjczyku zobaczyliśmy przy okazji gry w bańce, gdy świat chronił się przed COVID-em. Nuggets wówczas odpadli w finale konferencji z Los Angeles Lakers, ale Murray błyszczał notując na swoje konto średnio 26,5 punktu, 4,8 zbiórki i 6,6 asysty trafiając fantastyczne 50,5% z gry i 45,3% z dystansu. Ekipa z Kolorado musiała przełknąć wówczas gorycz porażki, ale dla Murraya to była impreza powitalna. Kibice Nuggets nie mogli się doczekać kolejnego sezonu, w którym mieli oglądać tak grającego Jamala u boku Nikoli Jokicia. Rozgrywki 2020/21 układały się dla wychowanka Kentucky relatywnie dobrze. Był drugą opcją i zespół mógł na nim polegać.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Ładny wpis.
Tylko technicznieszosty graczu. . Dlaczego jie jest podlinkowany do artykułu wpis o historii Murraya i stawianiu wózka przy boisku.
W 3 od końca akapicie jest mowa o drugim finaliście czyli Heat…
Wiem, że wczoraj było 3-0, a dzisiaj jest tylko 3-1 but
Don’t poke the bear
Don’t poke the bear
Kiedyś musi się to stać…
Dlaczego nie tym razem
Go CELTICS👍💪👍