Dniówka: Game 2 w Bostonie. Wakacje w Philly, czyli co zrobi Harden?

0
fot. twitter.com/dmorey

Pierwszy mecz Finałów Wschodu był w pewnym sensie odzwierciedleniem historii tych playoffów dla obu drużyn, bo podczas gdy Miami Het znowu zaskoczyli rywali, Boston Celtics po raz kolejny nie stanęli na wysokości zadania.

Heat pokazali swoją nieustępliwość, odrobili straty, poczuli krew i rozszarpali gospodarzy.

Celtics znowu byli teoretycznie lepszą drużyną, która miała kontrolę, ale zamiast docisnąć rywali, pozwolili sobie wyrwać mecz. Heat zagrali fantastycznie w trzeciej kwarcie, ale też Celtics popełniali dużo błędów nie wracając do obrony, zostawiając wolnych strzelców na dystansie, czy gubiąc piłki. Wyglądali jakby za szybko poczuli się zbyt pewnie, zabrakło im intensywności i koncentracji. Podobnie jak to było w poprzedniej rundzie, kiedy w meczu otwarcia pozwolili się ograć drużynie bez Joela Embiida.

Teraz ponownie szybko dali sobie odebrać przewagę parkietu i od razu znaleźli się w sytuacji must-win. Ale poprzednio odpowiedzieli w drugim meczu i ostatecznie wygrali serię, więc nikt w Bostonie nie panikuje. Od razu można przypomnieć, że rok temu finały konferencji także rozpoczęli od porażki. Choć wtedy zaczynały się one w Miami. Hala TD Garden już drugi rok z rzędu w playoffach nie daje gospodarzom znaczącej przewagi. Co prawda to tutaj dopiero co wygrali kluczowy Game 7, ale w sumie od zeszłego roku przed własną publicznością mają bilans tylko 10-10.

Miami @ Boston (1-0) 2:30

Heat po defensywnej serii przeciwko New York Knicks, przypomnieli jak potrafią rozkręcić swój atak, którym rozstrzelali liderów ligi. To był jeden z ich najlepszych ofensywnych występów, oczywiście głównie dzięki tej genialnej trzeciej kwarcie. Znowu wpadały im trójki (16, najwięcej od końca pierwszej rundy), a też byli zabójczo skuteczni w półdystansie (10/15). Trudno oczekiwać, że uda im się to powtórzyć na tak wysokim poziom, ale w pierwszej rundzie też mieli przecież w końcu przestać trafiać, a dobrze pamiętamy ich rewelacyjną skuteczność zza łuku w całej tamtej serii.

Celtics natomiast nie mieli swoich trójek, które przez cały sezon są wyznacznikiem ich sukcesu. Łącznie z playoffami mają bilans 36-2 w meczach, w których wpadło im co najmniej 40% rzutów zza łuku. Równocześnie wygrali tylko dwa z 10 meczów, w których zanotowali nie więcej niż 10 celnych trójek. Dokładnie tyle mieli w Game 1, bo też dopiero po raz trzeci w całym sezonie oddali mniej niż 30 rzutów z dystansu. To oczywiście jest po części spowodowane zmianą ustawienia i poświęceniem spacingu dla lepszej obrony.

Przesunięcie Roberta Williamsa do piątki okazało się kluczowym usprawnieniem w serii z Sixers, dlatego Joe Mazzulla przy tym pozostał, jednak teraz ten świetnie spisujący się dotychczas lineup nie zadziałał przeciwko Heat. W dziewięć minut był minus-10. Najlepiej grali kiedy zamiast Williamsa był Malcolm Brogdon (+11 w 12min), dlatego teraz pozostaje pytanie, czy Mazzulla zdecyduje się na kolejną roszadę w wyjściowym składzie?

Trener Celtics ponownie znalazł się pod dużą presją, krytykowany za to, że w trzeciej kwarcie nie poprosił o timeout, żeby przerwać run Heat, ani też nie wrócił do tego najlepszego ustawienia, które pomogło gospodarzom uzyskać przewagę przed przerwą. Co prawda szybko wprowadził Brogdona w trzeciej kwarcie, ale za Ala Horforda. Dużo jest też pytań w Bostonie o nagłe wstawienie do rotacji Paytona Pritcharda, podczas gdy Grant Williams przesiedział cały kolejny mecz na ławce. Trener tłumaczy, że Grant jeszcze może się przydać, ale póki co stawia na Pritcharda ze względu na jego shooting (tego akurat zabrakło, 0/2), rozgrywanie i obronę pick-and-rolli.

Ale odpowiedzieć muszą również gwiazdorzy Celtics. Jayson Tatum i Jaylen Brown w drugiej połowie zdobyli razem tylko 3 punkty więcej niż sam Jimmy Butler, który ogrywał ich po obu stronach parkietu. Przez cały mecz zajmował się pilnowaniem Tatuma, trochę czasu spędził też przeciwko Brownowi i według danych z NBA.com/stats, łącznie zatrzymał obu na 2/8 z gry, wymuszając dwie straty. Jimmy rządził.


Gdyby jeszcze tuż przed pierwszym spotkaniem w Bostonie powiedzieć, że Philadelphia 76ers stoczą 7-meczowy pojedynek, można by uznać to za całkiem dobre osiągnięcie, biorąc pod uwagę, że MVP nie był gotowy na rozpoczęcie serii. A było jeszcze lepiej, bo przecież prowadzili po pięciu meczach. Prowadzili też w czwartej kwarcie szóstego… Było już tak blisko awansu, ale znowu nic z tego nie wyszło i skończyło się kolejnym dużym rozczarowaniem.

Doc Rivers znowu przegrał serię, w której był na prowadzeniu, po raz trzeci z rzędu nie przepchnął Sixers przez drugą rundę i został pierwszą ofiarą tego kolejnego niepowodzenia. Szybko stracił pracę, choć tym razem wydaje się, że to przede wszystkim gwiazdorzy zawiedli na finiszu. Joel Embiid co prawda grał na niewyleczonym kolanie, ale to nie tłumaczy jego zniknięcia w decydujących minutach Game 6. Natomiast w Game 7 razem z Jamesem Harden przeszli właściwie obok meczu.

Jak zwykle Embiid nie był zdrowy w playoffach i też Harden zakończył te playoffy jak zwykle… Chociaż to nie były typowe playoffy Hardena i to dzięki niemu Sixers w ogóle grali tak długo. On był ich MVP, miał dwa wspaniałe występy, dwa rzuty na zwycięstwo i kiedy grał dobrze, wygrywali. Niestety miał tylko trzy super/dobre mecze, a cztery pozostałe były fatalne.

Harden w serii z Bostonem:

3 zwycięstwa: 104 punkty, 60.7% z gry, 14 trójek, 25 asyst przy 6 stratach

4 porażki: 50 punktów, 21.8% z gry, 3/24 za trzy, 31 asyst przy 15 stratach

Pokazał, że jeszcze potrafi się rozstrzelać, ale też przypomniał, że nie można na nim za bardzo polegać.

James schodzi już ze swojej górki, w wakacje skończy 34 lata, ale miał znacznie lepszy sezon niż poprzedni. Był najlepszym podającym NBA (10.7), zanotował drugą najwyższą skuteczność za trzy w karierze (38.5%), a jego pick-and-rolle z Embiidem były jednym z najbardziej zabójczych zagrań w lidze. Udowodnił, że nadal jeszcze ma dużą wartość i teraz zgłosi się po wysoką wypłatę. Nie będzie już rabatów jak w zeszłym sezonie. Wtedy zgodził się wziąć mniej, żeby pomóc drużynie, ale teraz oczekuje, że to drużyna wynagrodzi go 4-letnim kontraktem.

Oczywiście można zastanawiać się czy warto inwestować ogromne pieniądze w starzejącego się gwiazdora, ale Sixers nie za bardzo mają inne wyjście, bo jeśli Harden odejdzie, nie będą mieć wolnych pieniędzy, żeby zatrudnić kogoś w jego miejsce. Dlatego zależy im na zatrzymaniu Hardena, czego potwierdzeniem jest także decyzja o zwolnieniu Riversa. Bo podczas gdy Embiid chwalił coacha (i podobno był zszokowany jego zwolnieniem), Harden pytany o Doca stwierdził tylko, że ich relacje są OK i nawet nie starał się, żeby było to przekonujące stwierdzenie. Pojawiły się plotki, że nie jest jego fanem i może nie chcieć zostać, jeśli Rivers dalej będzie trenerem, więc Daryl Morey szybko zareagował.

Sixers nie chcą stracić Hardena, a są straszeni perspektywą jego powrotu do Houston, dlatego tym bardziej zapewne będą musieli położyć na stole maksymalne $210mln w 4-letniej umowie. Od razu trzeba zaznaczyć, że w tym przypadku nie mają przewagi nad konkurencją w postaci piątego roku umowy, ponieważ ogranicza ich reguła Over-38. Tak więc pod względem finansowym Houston Rockets mogą zaproponować niemal tyle samo.

Maksymalny kontrakt Hardena będzie jednak oznaczał, że zapewne przesuną się ponad drugi tax apron, stracą jakąkolwiek elastyczność i utkną z tym samym składem. Chyba, że Moreyowi udałoby się pozbyć $39mln Tobiasa Harrisa. To będzie już schodzący kontrakt, więc wreszcie będzie można myśleć o wymianie, ale nadal przesunięcie tak przepłaconego zawodnika i to już w czasie wakacji, wydaje się mało realne. Tymczasem kiedy za rok umowa Harrisa dobiegnie końca, w życie wejdzie inny duży kontrakt – przedłużenie Tyrese’a Maxeya, które powinni z nim teraz podpisać. Oczekuje się, że dostanie umowę podobną do tych Tylera Herro i Jordana Poole’a.

Morey przekonuje, że Sixers są w świetnym położeniu, bo przecież mają MVP ligi. Wiemy też, że on świetnie potrafi kombinować, żeby poprawiać skład nawet nie mając wiele pola manewru, ale ograniczenia nowego CBA nie będą pomagały, a też będzie potrzeba czasu, żeby dobrze poznać te nowe przepisy i znaleźć jakieś luki, które Morey lubi wykorzystywać. Poza tym, kluczowe jest to, co zrobi Harden. Nad tym Sixers nie mają kontroli i dopiero jego decyzja określi dalsze działania.

Póki co, muszą znaleźć nowego trenera. Morey mówi, że nie będą się z tym spieszyć. Jednym z najważniejszych atutów nowego coacha ma być budowanie relacji z gwiazdami i umiejętność rekrutowania gwiazd. Równocześnie dodaje, że umiejętności czysto taktyczne to tylko jeden z elementów układanki, któremu przeważnie przywiązuje się za dużo uwagi.

W tym tygodniu mają spotkać się z Nickiem Nurse’m.

Wolnymi agentami w Philly będą też Georges Niang i Jalen McDaniels, którego przejęli przed trade deadline i który miał się bardziej przydać niż jednowymiarowy Thybulle, ale w playoffach wypadł z rotacji. De’Anthony Melton ma $8mln niegwarantowanego kontraktu, ale jego na pewno zatrzymają i mogą rozmawiać o przedłużeniu. Natomiast pozbyliby się chętnie Furkana Korkmaza, który prawie cały sezon przesiedział na końcu ławki, a ma jeszcze $5.4mln na kolejny.

Poprzedni artykułFlesz: Gdzie LeBron nagle stracił talent (nie TA akcja)
Następny artykułPowrót Jamesa Hardena do Houston coraz bardziej realnym pomysłem