Dniówka: Must-win Warriors bez zawieszonego Greena

Golden State Warriors pod wodzą Stephena Curry’ego nigdy wcześniej nie przegrali dwóch pierwszych meczów serii. Ale już nową sytuacją nie jest dla nich nieobecność zawieszonego Draymonda Greena w kluczowym meczu playoffów.

Świetnie pamiętamy 2016 rok, kiedy Dray musiał opuścić Game 5 Finałów po tym jak uderzył LeBrona Jamesa poniżej pasa, ponieważ było to już jego drugie takie zachowanie w tamtych playoffach. To okazało się punktem zwrotnym rywalizacji. Golden State Warriors byli o krok od mistrzostwa, ale przegrali bez Geena, a potem też dwa następne mecze i zakończyli swój rekordowy sezon z pustymi rękoma.

Teraz jego kolejny wybryk może nie tylko przyczynić się do szybkiego odpadnięcia Warriors, ale też być początkiem końca tej wspaniałej ery. Wizja ewentualnego rozpadu wielkiej trójki już od dawna wisi nad nimi. Green w wakacje może zostać wolnym agentem, tymczasem ogromne wydatki na drużynę dużo trudniej będzie utrzymać jeśli nie będzie kolejnego pucharu.

Póki co, Warriors nadal jeszcze walczą o obronę tytułu, ale po rozczarowującym sezonie, playoffy nie przyniosły oczekiwanego przełączenia wajchy na mistrzowskie granie i już na początku pierwszej rundy znaleźli się pod ścianą. Zamiast koszykarskiego przebudzenia, mamy tylko powrót demonów Greena.

Znowu pokazała się ta najgorsza strona jego charakteru. Przeważnie jest sercem Warriors i jego niesamowita energia odegrała kluczową rolę w sukcesie drużyny. Bez niego byłoby tych czterech mistrzostw. Ale równocześnie jego wybuchowa natura potrafi sprawić poważne problemy. I to już kolejne w tym sezonie, bo przecież na samym starcie uderzył Jordana Poole’a podczas treningu. Teraz w Game 2 nie potrafił pohamować frustracji i przekroczył kolejną granicę, wchodząc na klatkę piersiową leżącego rywala. Wyleciał z boiska osłabiając Warriors w crunch time, a NBA uznała, że to nie wystarczy.