W jaki sposób obejrzeć każdy mecz sezonu regularnego? Od czegoś trzeba zacząć, gdzieś trzeba postawić pierwszy krok – inaczej, gdzieś trzeba postawić go wstecz, z czegoś zrezygnować, coś poświęcić.
“Nie wiesz jak zła potrafi być koszykówka NBA dopóki jej nie oglądasz” – ta fraza. Ta fraza powtarzała się i powtarzała się tutaj na tych łamach na ogół gdzieś w okolicy pierwszego timeoutu w drugiej kwarcie, Milwaukee (Wes Matthews i Jevon Carter chyba nie pograją w finałach konferencji z Celtics). Na boisku praktycznie sami rezerwowi, często fragmenty tej nawet trzeciej piątki. Poziom gry potrafi nagle w trzy minuty polecieć na łeb na szyję.
Jeszcze kiedyś kiedyś, kiedyś, gdy w naszym słowniku nie istniało “Load management”, potrafiliśmy się już w grudniu z Bobem Voulgarisem na Twitterze rzucić na rezerwowe rotacje Doca Riversa i gnębić go i łajać za to kim nie gra, a kim gra w trzecim meczu w ciągu czterech dni na wyjeździe, w dodatku back-2-backu. To dopiero był sport! To dopiero były zawody suflerów w to, jak wygrać sezon regularny. W końcu sam Voulgaris w którymś z podkastów później przyznał, że był zbyt cięty na trenerów w tych nie aż tak kluczowych momentach (to robi dla Ciebie komentowanie na Twitterze meczów, które obstawiłeś w doskonały analitycznie sposób). “Load management” sprawiło, że dziś, no, nie da się przez dwa tygodnie grać tą samą rotacją, a jeśli się uda, to przeważnie, gdy skład jest zdrowy i gra przez sześć-osiem kolejnych meczów w domu, najlepiej jeszcze co drugi dzień. A później w playoffach i tak ścinamy tę 10/9-osobową rotację najpierw do ośmiu, głębiej w serii do siedmiu, a Mike D’Antoni do sześciu.
Bycie rezerwowym, bycie 6th Manem powoli traci swoją dotychczasową markę, zyskując jednak inną. Lepszą?
Tę nagrodę zwykli wygrywać przede wszystkim gracze, jak Manu, czy zwłaszcza Jamal Crawford i Sweet Lou, którzy kiedyś wchodzili z ławki ze swoim instant-offense do ligi, w której czwórki jeszcze nie wszystkie umiały rzucać, a na skrzydłach nadal jeszcze premiowano obrońców bez rzutu, zamiast ofensywnych graczy. Ostatni zwycięzcy od czasu Lou w 2018 i 2019 roku to wciąż instant-offense: Harrell, Clarkson i Herro. Ale już za Tylerem Herro byli na drugim i trzecim Kevin Love i Cam Johnson, szósty starter Suns. Dziś instant-offense to NBA. Dziś instant-offense to NBA od pierwszej minuty meczu. Zwłaszcza ten sezon to skok w efektywności ofensywnej ze 112 punktów na 100 posiadań na aż 114.8. Jeszcze dziesięć lat temu w sezonie 2011/12 rzucaliśmy tylko 104.6 punktów na 100 posiadań, dziś poziom najgorszego ataku ligi. To skok o aż 10 punktów w ledwie ponad dziesięć lat.
Na końcu zaczyna to jednak zyskiwać pewien plus. Niektórzy przestali lubić tę nagrodę, bo z reguły wybierało się tak, że patrzyło się w punkty i koniec.
Nie było miejsca na przyznanie ją np. Andre Iguodali z lat superteamu Warriors. Dziś to się mam wrażenie zmienia. Jesteśmy w trakcie tej zmiany. Dziś, gdy z automatu myślę o najlepszych rezerwowych, myślę o Bobby’m Portisie z Milwaukee, o Brucie Brownie z Denver, o Tyusu Jonesie z Memphis, o De’Anthony’m Meltonie z Sixers, o Immanuelu Quickleyu z Knicks, o Nicu Batumie z Clippers, o Bogdanie Bogdanovicu z Atlanty, o Austinie Reavesie z Lakers – o szóstych starterach, o graczach nie tak jednowymiarowych, o graczach bardziej uniwersalnych niż poprzedni zwycięzcy-minus-Manu. Właśnie Manu był przykładem tych graczy dziś – Manu to przecież kompletnie inna liga niż tu wymienieni, Hall-of-Famer – dlatego jest w naszym logo. Dziś myślę z automatu nie o najlepszych strzelcach z ławki, jak Norman Powell (16.6 punktów, ale tylko w 55 meczach), czy Benny Mathurin (16.6 punktów, ale na tylko 43%), ale o najlepszych graczach grających z ławki. Widać to mam wrażenie dobrze w tym, kto wchodzi z ławki w trzeciej kwarcie i zostaje na boisku do końca meczu na ogół już z graczami, o których punkty martwić się nie trzeba.
Bycie dobrym zmiennikiem potrafi być sztuką bardziej skomplikowaną niż get-yours – na początku meczu ocenić czego skład potrzebuje, zasugerować coś coachowi w pierwszym timeoucie, podpowiedzieć np. inną kolejność zmian, być w gruncie rzeczy jednym z asystentów, być takim graczem, jak np. Immanuel, Melton, Batum czy Brown, który może wejść na kilka pozycji, w zależności od tego, kto ma np. kłopoty z faulami, i spełniać kilka różnych ról. Być nominalnym kreatorem – jak Bruce Brown ostatniej nocy na początku drugiej kwarty przeciwko Pelicans – ale też nim nie być, umieć być jedynką na boisku, dwójką, trójką, być nominalnym obrońcą. Przede wszystkim być obrońcą, a nie kimś, na kogo od razu po wejściu na boisko się poluje. Gdybyśmy się wgryzali kiedyś mocniej w to właśnie, to Sweet Lou czy Jamal mogliby którejś ze swoich nagród nie dostać. Ale nawet wyżej – nie tylko jedynki, dwójki, trójki. Nawet Bobby Portis, jeden z chyba tylko dwóch kandydatów z pozycji 4/5 – Naz Reid to ten drugi – poprawił się w ostatnich latach w obronie, a w ataku gra inaczej w zależności za kogo wchodzi i kto jest w składzie. Czasem idzie masować się pod obręcz na blok, gdy na boisku nie ma Giannisa. Innymi razy zostaje dalej od kosza, gdy Giannis na nim jest. Może jesteśmy właśnie na krawędzi zmiany i odejścia od nagradzania instant-offense z ławki. Przewrotnie. Bo dzieje się to mniej lub bardziej przez stawianie NBA na to, że punkty punkty, to coś co sprzedaje bilety. Zobaczymy.
Immanuel Quickley z Knicks – 36% za 3, 14 punktów, 4 zbiórki, 3 asysty i przechwyt na mecz – jako jedyny z tej grupy miał mecz na 40 punktów, ale kiedy zastępował kilka dni temu w piątce Brunsona. Czy więc liczyć statystyki zmienników, którzy wyszli akurat w piątce, jako osiągi do tej nagrody? Oczywiście, że tak. Wyżej napisaliśmy dlaczego. Quickley w środę przeciwko Miami – 24 punkty, 5 asyst, 3 przechwyty – znalazł się podwojony w rogu boiska, ale dłuuugim podaniem kozłem znalazł od razu w polu trzech sekund rolującego dużego. Za chwilę ciasno przeszedł w obronie pick-n-roll. Thibs dwa dni temu powiedział o nim po prostu “dobry koszykarz, umie wszystkiego po trochu”.
Ale Quickley to przede wszystkim ostatni miesiąc, dwa, a jeśli już – ten sezon. Gra po pięć minut więcej, gra po blisko 29 minut w meczu, z których 17 rozpoczął w piątce. Grał w aż 76. Tyus Jones – 38% za 3, 11 punktów w mniej minut, bo 24, 75 meczów, 5 asyst, 3 zbiórki i przechwyt – to tymczasem już od trzech lat, w 76-letnim kontekście, legenda NBA w nietraceniu piłki i ratio asyst do strat. Statystyki gonią statystyki. Choćby ostatnia:
Tyus Jones last night: 13 PTS 5 AST 0 TOV 0 PF It’s the 19th time he’s tallied at least 10p/5a without committing a turnover or personal foul, tying Tony Parker for the most such games since the NBA began tracking turnovers in 1977-78
Najlepszy rezerwowy rozgrywający ligi – Grizzlies płacą mu za to już 15 mln dol. rocznie – który w pierwszych połowach zmienia eksplozywność strzelecką Ja Moranta i jego słabą-do-średnią obronę, a zastępuje ją statecznością, opanowaniem, dobrym rzutem za trzy po koźle i dobrą-do-bardzo dobrą obroną. Tyus “Stones” jest tak dobry, że to nie jest tak strasznie szalony pomysł, że Grizzlies mogliby w pojedynczych meczach playoffów być lepszym zespołem, gdyby – dla zaskoczenia rywali – to Tyus zaczął mecz, grał po 30 minut, a Morant wchodził z ławki, grał też po 30 i lepiej wypoczęty wygrywał je na końcu. Może gdzieś kiedyś Grizzlies o coś takiego się po prostu potkną – podkręcona kostka Ja w pierwszej minucie meczu i powrót po przerwie? Kto wie. W 7695 minut – od 2019 roku, gdy grają razem, wliczając w to playoffy – Morant bez Tyusa na boisku ma Net-Rating +3.2 Tyus w 5322 minut bez Ja jest +2.1.
Kwartet Jones-Bane-Brooks-Jackson w 516 minut bez Moranta jest aż +6.8, not-a-typo. Trade his ass!
Ale kwartet Morant-Bane-Brooks-Jackson w 602 minuty bez Jonesa jest aż +11.3. Maybe not.
Drugą siłą Jonesa jest to, jak wygrywali przed rokiem w playoffach, przy 2-2, piąty mecz z Minnesotą w comebacku/choke’u Minny w drugiej połowie. 37-24 w czwartej kwarcie do 111-109. Czyli Tyus grający w parze z Morantem. Z Morantem w wersji “go get a bucket Ja”. Wtedy Jones jest graczem komplementarnym, spot-up shooterem, najczęściej jednak to on wyprowadza piłkę i za połową oddaje ją do Ja. W tych niskich lineupach, w których Memphis zmuszone będzie w playoffach dalej być – bez kontuzjowanego Clarke’a i raczej też bez Adamsa – Tyus i Morant grali będą razem większość tych minut, w których to Jackson będzie centrem w smallballu. To być może będzie najlepszy lineup Memphis na czas playoffów: Tyus, Morant, Bane, Brooks i Trips. Szokująco – zagrał dotychczas razem tylko 3 minuty w życiu (Net-Rtg +50.0, okej okej okej – fun and games). 17 minut grał kwartet Jones-Ja-Bane-Brooks bez Jacksona: +37 na 100 posiadań. Przeróżne kwestie – głównie zdrowotne w obu ostatnich sezonach – sprawiły, że tego jest tak mało. Tyus akurat jednak praktycznie zawsze był i jest dostępny. Patrzmy na najbliższe playoffy i przyszłość. Memphis traci tutaj zbiórki w ataku, ale zyskuje to, czym Boston wczoraj pokonał Milwaukee, czyli koronkowość z tyłu i lepszy spacing, i niekoniecznie traci w obronie, zamieniając Adamsa na Jonesa.
Quickley bez “Jerzego” ma za to Net-Rating +3.8. Nawet gdy odejmiemy z tych ustawień Josha Harta, jest to +2.3 na 100 posiadań. Quickley i Hart to właśnie są przykłady tych graczy, którzy wchodzą na boisku w ósmej minucie trzeciej kwarty za starterów Grimesa i RJ’a Barretta i potrafią na nim zostawać. W środę przeciwko Miami, po tym jak Julius Randle już kontuzjował kostkę, mecz wygrał smallball Knicks, w którym RJ grał niską czwórkę i na boisku zostali do końca Quickley i Hart.
Vegas widzi to następująco: Quickley -360, Brogdon +280, Portis +5000, Monk +10000, Reaves +10000.
STS: Quickley 1.22 (!) czyli superfaworyt dziś, Brogdon 3.8, Portis 35 za postawioną złotówkę, Monk 50 za 1, Austin Reaves 80 za 1 i Westy 150 za 1.
Brogdon rzuca po 15 punktów na mecz, trafia 44% za trzy (trójki to 41% jego rzutów – career-high i skok z 34% w poprzednim sezonie – nie dziwne, bo wreszcie ma z kim grać), dopiero w drugiej części sezonu zaczął dla Celtics kończyć te ciasne, zacięte mecze. To jest dopiero ofensywny potencjał, który ma Boston – spytaj Milwaukee – że wystarczy Celtics grać tylko 2.2 pick-n-rolle na mecz Brogdon/Horford – a przecież to doskonała pick-pop kombinacja na drive’y pierwszego i trójki drugiego – choć zdobywają z nich 1.57 punktu na 100 posiadanie, czyli tyle ile rzucaliśmy w sezonie 2054/55, ale już po tym jak wprowadziliśmy linię za cztery.
Celtics mają mnóstwo kombinacji ustawień z tyłu – Smart, Brogdon, White, może Pritchard – i bez Roberta Williamsa III na boisku genialny spacing, ale bez Horforda na parkiecie mogą grać zwykłe 4-1 z Robbie’em, Tatumem, Jaylenem i dwoma guardami, gdy np. Bucks zejdą do gry Giannisem na centrze bez Lopeza i Portisa, za to z Patem Connaughtonem na cztery, który w czwartek nie zagrał.
Ciężko wybrać. Brogdon w końcu ma rodzinę pod Słupskiem, a chciałem, jak widzisz, Tyusowi Jonesowi dać tę nagrodę, tylko że ewidentnie chcę wziąć też pod uwagę ten poprzedni sezon, gdy Grizzlies wygrywali te mecze bez Ja Moranta. Na końcu liczymy jednak ten sezon, więc: 1. Quickley 2. Jones 3. Brogdon. Portis rzuca po 14 punktów i zbiera absolutnie rewelacyjne 9.5 piłek z ławki, ale zagrał w 65 meczach i zleciał z poziomu 39 do 35% za trzy. Brogdon zagrał w 63. Jones w 75. Quickley w 76.
Dziękuję za przeczytanie.
Manu Quickley!
Brogdon dla mnie na jakiś czas zniknął w Indianie, więc kiedy przychodził do Bostonu spodziewałem się elitarnego czytania tego co dzieje się w okolicach obręczy, rozrzucania piłki do rogów i dużego spokoju w ball-handlingu. Nie spodziewałem się, że będzie miał wciąż, po tylu kontuzjach, aż tyle gazu w atakowaniu close-outów. Rozgrywa rewelacyjny rzutowo sezon (44% 3P vs 31% w zeszłym sezonie), ale co zdziwiło mnie najbardziej to jak dobrze trzyma się w obronie, gdzie w zasadzie często gra SF, mając obok siebie White’a, Smarta czy Prticharda. O ile obrona vs szybkie jedynki jest tylko so, so, o tyle potrafi ustać nawet 4 co sprawiło, że Boston nie był aż tak zdesperowany podczas trade deadline w szukaniu swojego Crowdera. Plus jest jednym z najlepiej zbierających na defensywnej desce guardów.
Od dłuższego czasu gdy Maciek mówi, że Jones jest najlepszym rezerwowym rozgrywającym zastanawiam się jak to możliwe, skoro zdrowy Brogdon to niewątpliwie poziom startującego PG w naszej lidze.
Czy redaktor chciał tym tekstem oznajmić: April is coming! I wszem i wobec zajawić play-offową formę pisarską?