Idź obrażaj sobie ludzie gdzie indziej – tak miał brzmieć komunikat NBA i tak ostatecznie wybrzmiał, ale ustami oburzonego środowiska, które nie potrafiło się pogodzić z faktem, że za rok ten bezczelny cynik i troglodyta miałby wrócić, triumfalnie wjeżdżając na białym koniu. Robert Sarver był najpodlejszą osobą w lidze i ta łatka została przyszyta wiele sezonów wstecz. Budowanie wokół siebie patologicznego otoczenia i stwarzanie pozorów tolerancji uchodziło mu na sucho. Tak się dzieje, gdy masz pozycję pozwalającą ci dyktować warunki. Liga doskonale wiedziała, jakim Sarver jest człowiekiem, ale nie mogła zrobić nic na bazie jego złej reputacji. W końcu dostała do ręki gotowy raport. Ten wnikliwie przedstawił tyrana w jego prawdziwej odsłonie.
Nawet wtedy, Adam Silver okazał litość i zostawił uchyloną furtkę. Jego błąd naprawiali inni poprzez bardzo głośny sprzeciw i wyrażone oburzenie. By osiągnąć skutek i chama wyrzucić, potrzebni byli ludzie mający realny wpływ na Sarvera. Do tego wątku wrócimy później, bo to kolejne fantastyczne zjawisko, które pokazuje, w jak dużym stopniu zespoły uzależnione są od pieniędzy. Sarver w międzyczasie planuje wyprowadzkę. Walizki jednak pakował będzie powoli, bo doskonale wie, że czasu na pożegnanie nikt mu nie zabierze. Dość przewrotnie ta roczna banicja pozwala mu czekać. Dla Suns to ogromna szansa na to, by trafić w ręce nowoczesnego biznesmena. Następna decyzja zdefiniuje przyszłość całego Klubu.
W trakcie tych osiemnastu lat, podczas których Sarver mianował się tytułem właściciela Phoenix Suns oraz Phoenix Mercury, doszło do niezliczonej liczby incydentów wytłuszczonych w potężnym raporcie sporządzony przez firmę specjalnie wynajętą (przez NBA) do zbadania tej sprawy. Głównie na tej podstawie podjęto decyzję o karze dla 60-latka. Na ligowych korytarzach od lat mówiło się, że Sarver to prostak – klasyczny przypadek porządkującego ludzi bogacza; wrzucającego ich do kategorii i w konsekwencji traktującego poszczególne jednostki jak przedmiot, służący jego chorej rozrywce.
Ze wspomnianego raportu wyłoniła się istota czerpiąca satysfakcję z poniżania – śmiejąca w twarz ludziom psychicznie niezdolnym do strawienia jego wulgarności. Zakładam, że część z Was jest w stanie taką postać zwizualizować, bo spotkaliście na swojej drodze kogoś, komu odrobina władzy odebrała poczucie empatii. Sarver nie miał “odrobiny władzy”, to on był władzą i rozdawał ją innym. Stał na szczycie piramidy, patrząc z góry na wszystkich, którzy przed nim odpowiadali. Przez wiele lat czuł się bezkarnie, ale w końcu dopadły go mechanizmy poprawności politycznej. Nie był na to gotowy, bo swojego postępowania nie zmienił, a wystarczyło by jedna osoba odważyła się mówić.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Jak już to przyssany do własnego cyca. To jego klub.