1 września ruszają Mistrzostwa Europy. Przy okazji poprzednich edycji tej rywalizacji, tuż przed startem nastroje wokół reprezentacji Polski były bojowe. W kadrze mieliśmy godnych zaufania liderów i perspektywę na dobry wynik. Obecna atmosfera w żaden sposób nie nawiązuje do tego, czego doświadczyliśmy wcześniej. Zapanował żal, wywołany nawarstwiającymi się skandalami. Gdzie się nie obrócimy, to słyszymy o patologiach, które w żaden sposób nie pomagają tej drużynie budować zainteresowania. Sprawy nie polepsza także fakt, że obecnie nie mamy nawet zalążka kolektywu.
Polacy są w trakcie przygotowań do EuroBasketu. Za nimi cztery mecze kontrolne i pomimo wyszarpanego zwycięstwa z Turcją, na tym etapie trudno o optymizm. Przegraliśmy wcześniej z Ukrainą, Turcją w pierwszej potyczce oraz Grecją. W grupie D mistrzostw zagramy z Finlandią, Holandią, Czechami, Izraelem oraz Serbią. Turniej dla biało-czerwonych rozpocznie się 2 września w Pradze. Kadra trenera Igora Milicicia na początek zagra z gospodarzami, Czechami, a dzień później zmierzy się z Finlandią. Kolejnymi rywalami w fazie grupowej będą: Izrael (5 września), Holandia (6 września) oraz Serbia (8 września). Do kolejnej fazy w Berlinie awansują cztery najlepsze drużyny z grupy.
Czysto teoretycznie jesteśmy w stanie nawiązać rywalizację o awans do kolejnej fazy, ale oprócz szczęścia, będzie to również wymagało usystematyzowanej gry w koszykówkę po obu stronach parkietu. Odnoszę wrażenie, że z tym Polacy mają do tej pory największy problem. I nie wiem kogo za to winić, bo całość nie może spaść wyłącznie na Milicicia. Wchodził z ambitnym projektem i niewykluczone, że odrobinę się przeliczył. Na domiar złego co chwilę dostaje w pysk od tej szorstkiej rzeczywistości, jaką w kadrze zastał.
Zacznijmy od braku oczywistego lidera. Powinniśmy go upatrywać w osobie 28-letniego Mateusza Ponitki. Problem polega na tym, że Mateusz to postać bardzo kontrastowa. Na przestrzeni ostatnich miesięcy mierzył się z potężnym hejtem, głównie spowodowanym jego stosunkami z młodszym bratem Marcelem. Ten ma wystarczająco dużo umiejętności, by pomóc drużynie narodowej, ale okazuje się, że panowie są do tego stopnia ze sobą skłóceni, że gra obok siebie jest wykluczona. Mówili o tym bardzo otwarcie przy okazji ostatnich interakcji z mediami.
W kadrze nie ma Adama Waczyńskiego. To kolejna toksyczna historia związana z tym, że nasz super-strzelec nie chce mieć nic wspólnego z ociekającym cynizmem Radosławem Piesiewiczem. Waca byłby naturalnym kandydatem na lidera, ale wiele wskazuje na to, że jego czas w reprezentacji dobiegł końca. Można przypuszczać, że Waczyński zdecydowałby się na powrót do drużyny narodowej tylko i wyłącznie w przypadku zwolnienia lub zastąpienia Piesiewicza.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Nie śledzę tematu kadry, ale czy liderem może być gość, co z własnym bratem nie może się dogadać?
a czy kierownikiem kadry może być gość, który sie slowem nie odezwal, gdy PiSiewicz zakazal wjazdu Waczyńskiemu? tutaj przykladow na poziom zjebania tego srodowiska jest mnóstwo, oni sie powinni cieszyc, że ktokolwiek sie nimi interesuje i to ogląda (ja też oglądam, żeby nie bylo, ale nóż w kieszeni otwarty all the time xd)