Game 5 Finałów zostanie zapamiętany jako mecz Andrew Wigginsa. Rozgrywa świetnie playoffy, teraz miał swój wielki moment, dlatego znowu przypomina się o drodze jaką przeszedł Wiggins i o transferze, który początkowo był krytykowany, a okazał się tak kluczowy dla Golden State Warriors.
W tamtej wymianie z Minnesotą Timberwolves dostali również pick, który stał się siódmym numerem w zeszłorocznym drafcie i pozwolił im pozyskać Jonathana Kumingę. Siadem numerów później znowu wybierali i wzięli Mosesa Moody’ego. Pojawienie się tej dwójki debiutantów było największą historią poprzednich wakacji w San Francisco. Dużo też było spekulacji czy zatrzymają ich, czy przehandlują za kogoś bardziej sprawdzonego, ale Warriors widzą w nich swoją przyszłość. Razem z leczącym się przez cały sezon Jamesem Wisemanem, mają w kolejnych latach pomóc przedłużyć dynastię i walczyć o następne mistrzostwa.
Póki co jednak, młodzież zbiera doświadczenie obserwując Finały z ławki i pojawiają się na parkiecie tylko w garbage time. Pomagali w sezonie zasadniczym, mieli też swoje momenty w playoffach, ale w rywalizacji z Boston Celtics nie przyczynili się do tego, że już tylko jedna wygrana dzieli Warriors od tytułu. Swoją rolę w tym odegrali natomiast inni zawodnicy, którzy zostali zatrudnieni przed obecnym sezonem.
W zeszłorocznym offseason Warriors nie mieli pieniędzy na wolnych agentów, dlatego uzupełniali skład minimalnymi kontraktami, co nie odbiło się jakimś wielkim echem, bo też głównym tematem w Bay Area były dyskusje o potencjalnej wymianie z udziałem młodzieży, której ostatecznie nie zrobili. W kontekście minimalnych kontaktów tymczasem dużą historią wakacji były te podpisane przez Los Angeles Lakers, gdzie do swoich gwiazd dodali grupę znanych weteranów. Skończyło się klęską. Pozyskali graczy za minimum i dostali co najwyżej minimalną wartość od zdecydowanej większości z nich. Lakers za bardzo chcieli i musieli polegać na weteranach, ale też za bardzo skupili się na znanych nazwiskach, zamiast odpowiednim dopasowaniu. Warriors zrobili to dużo lepiej. Nie pozyskali graczy, którzy zgarniali nagłówki, ale odpowiednich zawodników, którzy mogli dobrze wkomponować się do zespołu i rzeczywiście pomóc.
Idealnym przykładem jest oczyścicie ich decyzja o ostatnim miejscu w składzie. Niemal wszyscy, łącznie z liderami Warriors, chcieli Avery’ego Bradleya, ponieważ to uznany i doświadczony gracz. Management postawił na Gary’ego Pytona II. Wybrali 29-letniego journeymana, który przez lata nie mógł nigdzie w NBA na dłużej się zatrzymać i obawiając się, że także tym razem zostanie zwolniony, planował aplikować na wolne stanowisko koordynatora wideo w Warriors, żeby chociaż w takiej roli pozostać w lidze. Bradley zaraz potem wylądował w LA i długo był tam nawet starterem, ale to Payton stał się jedną z najlepszych historii obecnego sezonu.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Trzeba przyznać że management Warriors prace wykonuje wzorowo. Kiedy posypał się trzon drużyny nie było panicznych ruchów tylko spokojne planowanie przyszłości bliższej i dalszej. Skontrastowanie tego z sytuacją Lakers jest jak najbardziej na miejscu, dodałbym może jeszcze do tego Nets. Żeby coś w tej lidze osiągnąć to drużyna nie może być napakowana indywidualnościami tylko musi być zachowany odpowiedni bilans.
Light Years Ahead :)
“uważnie monotonizowali jego stan zdrowia,” sztosik :) monotonnie monitowali monetyzację – so Warriors