Po raz drugi z rzędu mecz Finałów Wschodu rozstrzygnął się w ciągu pierwszych 12 minut.
Teraz to Boston Celtics wyszli na parkiet z dużo większą energią, wyprowadzając pierwszy i jak się szybko okazało, nokautujący cios. Zrewanżowali się za pierwszą kwartę Miami Heat z poprzedniego spotkania i podobnie jak w Game 2, już nie pozwolili rywalom na comeback, zaliczając kolejny blowout w tej serii. W serii, która jak na razie odbywa się pod znakiem dominujących runów i w każdym z dotychczasowych meczów oglądaliśmy 20-punktowe prowadzenie.
Game 4 rozpoczął się od 26-4.
Heat potrzebowali ponad ośmiu minut, żeby trafić pierwszy rzut z gry, a pierwszą kwartę zakończyli z najniższym w playoffowej historii klubu dorobkiem 11 punktów. Celtics świetnie bronili, testując half-court ofensywę rywali i obnażając jej słabości. Dominowali też pod koszami, wykorzystując swoją przewagę wzrostu, bo mieli z powrotem Roberta Williamsa (zagrał bardzo dobrze, niestety w trzeciej kwarcie znowu utykał na lewe kolano). Nie pozwalali gościom dostawać się do obręczy, ani nie dawali szans na ponowienia akcji. Już w pierwsze kwarcie zebrali 12 piłek więcej, a ostatecznie byli lepsi na tablicach 60-39.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Wstawanie w nocy na II połowę meczu w tej serii to nieporozumienie. Mecz rozstrzygnięty, na dworze widno a do pracy jeszcze trzy godziny…
Oglądanie meczy na żywo dla mnie już od dawna nie ma sensu – jak nie blow out, to mecz trwa 3h.
Zatem tylko oglądanie rano z odtworzenia w aplikacji z przewijaniem przerw. Pol meczu do śniadania, drugie pol w drodze do pracy. Nawet mecze w niedzielę odpalam z godzinnym opóźnieniem bo szkoda czasu na przerwy. Przy licznym potomstwie inaczej by człowiek chodził nieprzytomny.
Z powodu wieku gispodaruję siłami i oszczędzam sen na rywalizacji wschodniej, gdzie te 20pkt runy w nocy nie są sexy. Za to w wersji wypoczętej świetnie ogląda się kopanie tyłka Mavs. Polecam tę metodę ;)
Liga blowoutow. Obrzydliwe.
Poszłem spać przy 63:35.
To był prawdziwy mecz walki – Miami walczyło z koszykówką. Wszyscy przegrali.
Ale przecież Lowry powrócił. Pewnie był myślami gdzie indziej.
Smutne te play-offy – walka o bohaterskie polegnięcie w finale z GSW. W sumie wyczuwam w tym taką polską nutę – bezsensowną walkę o z góry straconą sprawę.. Ale może po prostu jestem małej wiary i zdarzy się cud.
Boston kulnie GSW, żaden cud.
Parafrazując Mateusza: “GSW pośrednio żeruje na kontuzjach zawodników innych drużyn. To niesprawiedliwe, powinni się sami kontuzjować. Piszcie do waszych młodych przyjaciół w San Francisco, oni powinni się podzielić tymi nadmiarowymi pierścieniami”.
Wygląda na to, że Rob po jednym z dunków ledwo biega, więc można spodziewać się, że opuści 5 mecz. Do tej pory jego obecność ma ogromny wpływ na energię od startu. Siedem meczów na wschodzie? Warriors już zacierają ręce.