9 lat później Warriors nadal robią kółka zwycięstwa

22
fot. apnews.com

To dziewięć lat już minęło od kiedy młodzi Steph i Klay robili kółka wokół Denver Nuggets George’a Karla. Carl Landry grał wtedy jeszcze dla Dubs, Jarrett Jack wychodził w piątce obok Splash Brothers i Jarrett Jack rzucał 19 punktów na mecz, jeden czy dwa wygrał nawet na końcu. Mi udało się przewidzieć to “4-2” w pierwszej rundzie wtedy, bo Nuggets, choć sezon regularny skończyli na 3 miejscu, choć Ty Lawson i Kenneth Faried jechali sobie przez środek NBA jak ekspres, to nie bronili dobrze trójek – to zresztą jeszcze było generalnie poza skalą zainteresowania przeciętnej obrony ligi – a już w ogóle Nuggets pojęcia nie mieli jak poradzić sobie z Curry’m i jego bratem z innej matki.

Lata minęły i Jason Kidd pomyślał, że ze Stephem Curry’m poradzi sobie dziś miękkie podwajanie, że ogarnie to im dalej w mecz coraz słabszy “hedge”, i cała ta miękkość w dodatku naprowadzi na obręcz, pod którą nie ma nawet choćby Kenny’ego Farieda, o Anthony’m Randolphie nie mówiąc.

Daj spokój Dallas. Tak broniło się Stepha w 2016. Grające podobnie Houston przed kilkoma laty miało to wszystko wymyślone i poukładane sto razy lepiej.

GOLDEN STATE 126, DALLAS 117 (2-0)

Od dziewięciu, dziesięciu lat już jedną z najbardziej “NBA!” chwil w naszej lidze jest to, kto wreszcie na minutę przed końcem zgasi światło w hali Golden State Warriors. Kto przy nieuniknionym prowadzeniu sześcioma-ośmioma punktami, urwie się – w trakcie trwającego od dobrych minut już koszykarskiego kołowrotka – urwie się i wpakuje tę dużą trójkę z dziewięciu metrów.

W to polowanie na końcu zamienił się mecz nr 2 finałów Zachodu. Warriors niemal powtórzyli Mecz nr 4 Ala Horforda i trafili 15 z 19 rzutów w czwartej kwarcie, pięciu różnych ludzi trafiło po jednej trójce i już w pierwszej akcji ostatniej części meczu Warriors wyszli na pierwsze prowadzenie po odrobieniu 19 punktów straty z drugiej kwarty i 14 punktów z przerwy.

Mavericks trafili w pierwszej połowie rekordowe dla klubowej e-gablotki 15 trójek i prowadzili 72-58, zanim nie wyszli grać w ataku na trzecią kwartę, i po dziesięciu minutach mieli tyle strat, co celnych rzutów i później w czwartej przestali grać w obronie. Luka Doncić 24 ze swoich 42 punktów rzucił do przerwy, kontrolując ten mecz, nie kontrolując go po przerwie. W trzeciej kwarcie szukał, polował, ale nie mógł upolować Curry’ego, który nigdy w swojej karierze nie bronił tyle, co w tej części meczu.

To była akcja po akcji. Gdy Draymond Green głupio łapał swój czwarty, a jeszcze głupiej w połowie trzeciej kwarty piąty faul, Curry od sześciu minut już zaprzęgany był do obrony praktycznie każdej zasłony i walczył i biegał, i stawiał się. Stawiał się tak bardzo, i taki był w tym alvarado, że Doncić nie był w stanie z nim za plecami dokozłować do post. Był nawet pomysł w tym, jak Curry bronił zasłonę stawianą najpierw przez Bullocka, potem przez Finneya-Smitha. Ale pracował dziś ciężko, bo mógł, bo Warriors mają wielki skład i pomóc mógł mu ktoś.

Curry 10 ze swoich 32 punktów rzucił w czwartej kwarcie szaleństwa, które jednak rozkręcił wcześniej – gdy Curry i Green siedzieli na ławce na początku ostatniej części – Jordan Poole. Prawdziwy Most Improved Player tego sezonu rzucił wtedy 12 ze swoich 23 punktów, a Otto Porter dodał 11 punktów, 7 zbiórek, 4 asysty i to on urwał się po zasłonie, spauzował na linii i ruszył dalej do obręczy i Warriors 58-72 z przerwy zamieniali na 99-92 na 7 minut przed końcem. Praktycznie czwarty i może szósty najlepszy gracz Warriors byli w stanie od kilku minut kreować w meczu nr 2 finałów Konferencji Zachodniej.

Mavericks przestali już bowiem wtedy grać w obronie, a w ataku przestali grać od razu po przerwie i to lebronowe wyzwanie okazało się dziś zbyt długie dla Doncicia, który nie przytrzymał meczu w trzeciej kwarcie i w czwartej rzucał już, gdy Mavericks gonili, nie umiejąc poradzić sobie z siłą w numerach, dla której 21 punktów i 12 zbiórek miał obsługiwany pod obręczą Kevon Looney, 16 punktów i 5 asyst dołożył Andrew Wiggins, a Thompson 15 punktów i też 5 asyst. Piłka kochała ten sport po przerwie.

Aż 5 ludzi w składzie Warriors miało 5 asyst. Leciały też podania w aut, do rąk graczy Dallas, były popełniane w pierwszej połowie kroki, ludzie wpadali po prostu w obrońców Mavericks. Strat było bez liku, lub 9 po 15 minutach gry, ale to wpisane jest w zagrożenie inferno, które rozpętać się może w każdej chwili i ostatniej nocy, czy dziś rano, tornado to znów zawisło nad ligą.

Dla Mavericks 31 punktów dodał Jalen Brunson, ale tylko 11 po przerwie, 21 rzucił Bullock.

To będzie trudne dla Dallas w niedzielę u siebie. Mecz nr 3 o godz. 3 w nocy.

22 KOMENTARZE

  1. Jak mówił Pat Riley “No rebounds, no rings”
    Dzisiaj Mavs przegrali zbiórki 30 do 43, a w pierwszym meczu 35 do 51.
    I o ile na atakowanej tablicy jeszcze jakoś to wygląda, to w defensywie jest fatalnie.
    Do poprawy szczególnie Maxi Kleber.

    0
      • Ten kto z całego serca kibicował Nowemu Jorkowi przez te cztery sezony Rileya ten grając samemu w koszykówkę po prostu nie mógł grać czysto.
        Ciągnąłem za koszulkę jak ktoś był szybszy, w tłoku pod koszem szczypałem po miękkim, przydeptywałem stopę jak ktoś wychodził w górę do zbiórki. No i oczywiście niemiłosiernie bluzgałem…
        W trzeciej klasie, na początku rozgrywek licealnych, zostałem zawieszony za oplucie zawodnika ławki przeciwnej drużyny, zrobiła się afera i nawet ojca wezwali do szkoły.
        Widocznie tak miało być bo na jesieni z nudów zapisałem się na kurs sędziowski :)

        0
  2. Szokujące jest to, że te dwie drużyny w RS dzieliło tylko jedno zwycięstwo.
    Warriors są tak bardzo lepsi niemal pod każdym względem. Niesamowita głębia składu. Teza Maćka w jednej z palm o tym jakoby Warriors mieli krótką kołdrę kiepsko się zestarzała.
    Jest dokłądnie odwrotnie : Warriors mają zajebiście szeroki skład, a dziś od swoich najlepszych graczy nr 4,5,6 i 7 dostali 71pkt.
    Nikt w tej lidze nie ma takiej jakości poza top 3 swoimi największym gwiazdami. Nikt.
    A tam przecież można wyliczać dalej graczy mogących w każdej chwili wskoczyć do rotacji i w otchłani zapomnienia wciąż czeka nr2 draftu James Wiseman.
    Zdrowi Warriors są nadal superteamem z podkreśleniem teamu, bo to gra drużynowa jest ich siłą, a nie siła gwiazd.

    Oglądałem ten mecz od 3 i nawet jak wpadały te wszystkie trójki Mavs w pierwszej połowie mówiłem sobie: “Spokojnie, cały mecz im tak wpadać nie będą, a przed nami TRZECIA KWARTA imienia GSW”.
    I co? I ku zaskoczeniu wszystkich w q3 Warriors odrobili, a w q4 ograli Mavs.
    I to wszytsko przy bardzo słabym meczu Draya i przeciętnym Klaya.
    Luka może sobie rzucać 40+, Brunson 30+ a to i tak będzie za mało na te wszystkie strzelby GSW i zbiorowy gwałt w paint.
    Warriors w 6 to był optymistyczny typ dla Mavs i nadal możliwy, ale coraz bardziej mi ta seria wygląda na GSW w 5.
    Głębia składu Warriors jest niedozajebania – jak to mawia pewien twitterowicz ;-)

    Sam finał konferencji dla Mavs jest ogromnym sukcesem Jasona Kidda i teraz trzeba sypnąć groszem Panie Cuban i dać sensowną pomoc Luce, bo z tą ekipą to on mistrzostwa nie wygra.

    0
    • Tacy, piękni i wspaniali a jednak potrafili z Miśkami bez Moranta przegrywać w meczu 55 punktami. Spokojnie z tymi zachwytami, seria się nie skończyła i to nie są jeszcze finały NBA.
      Ale Dallas faktycznie ma problem, to nie Phoenix, które powoli buduje każdy atak, tylko trzeba biegać i biegać i biegać. Bardzo ciężko będzie im obrócić tą serię.

      0
  3. 1. Dallas nie pokonało Suns. To Suns przegrali z Dallas
    2. Nie wiem co Curry żeby być taki zajadły przez cały mecz ale wiem czego nie robi. Nie wpierdala ciastek z masłem o drugiej w nocy.
    3. Jeśli Luka nie popracuje nad swoim ciałem to nie wyjdzie poza poziom innego grubego – tego z brodą.
    4. Następny w kolejce jest Ja – sorry Luke.

    0