Tam gdzie Phoenix Suns latami (dwoma) napracować się musieli na status powszechnie respektowanego kandydata do tytułu, Golden State Warriors już gonią narrację o sobie, bo poważnym kandydatem zostali już po drugim meczu tych playoffów. Tymczasem z meczu na mecz serii przeciwko Denver Nuggets grali nie lepiej, tylko gorzej, w środę długo bez życia – mecz sam nie potrafił się wygrać.
Nikola Jokić piąty faul złapał już na początku czwartej kwarty, Jeff Green grał znów 29 minut i był oczywiście najgorsze -13 na boisku, Stephen Curry wrócił wreszcie do pierwszej piątki, ale Warriors dopiero po wygranej 32-20 czwartej kwarcie pokonali Denver Nuggets 102:98, 4-1 w serii i w drugiej rundzie zmierzą się z wygranym serii Memphis-Minnesota (3-2), w której, niezależnie z kim zagrają, powinni być faworytem.
GOLDEN STATE 102, DENVER 98 (4-1)
Ale znów spali Warriors. Po dwóch blowoutach w pierwszych dwóch meczach i wygranej w końcówce w trzecim, w czwartym pościg się nie udał, a w piątym Warriors rzucili ledwie 40 punktów razem przez drugą i trzecią kwartę.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Fajne te playoffy (jak zawsze zresztą), ale trochę letnie. Gsw, dal, mem, phx. Ten zestaw drużyn drugiej rundy na zachodzie nie grzeje zbyt mocno w obecnej formie tych zespołów. Jeśli Booker nie wróci a gsw się nie obudzi, to do bos, mil i mia nie mają podjazdu.
Nie mają podjazdu? A kto ostatni raz miał podjazd do zdrowych GSW? Toronto i to tylko dlatego, że wąż Durant zagrał 12 minut w finałowej serii.
Po drugie Nuggets, to nie byle jakie bolki, w dodatku przetrzebieni kontuzjami.
Otto Porter powinien wypaść z rotacji.
Może jakby MVP z Samboru grzał ławę w crunchtime, to pewnie pokazałby komuś palcem, że trzeba bronić przy obręczy layupu Stepha na 30 sekund przed końcem przy 94-97 dla Warriors. Jemu najwyraźniej nikt nie pokazał, więc nawet nie oderwał swojej tłustej dupy od ziemi i zrobiło się 94-99. Po meczu i po serii.
Wild ending tego meczu wygląda jak koniec 3 kwarty w amatorskiej lidze, gdzie połowa z chłopaków nie ma już siły biegać, bo grają w 5 bez zmiany