Flesz: Miami jak polscy gangsterzy nie ma tego luzu

2
fot. NBA League Pass

Problemy ze spacingiem i wiekiem pierwszej piątki Miami Heat tym bardziej zmniejszają margines błędu dla liderów tabeli sezonu regularnego w Konferencji Wschodniej. Suma wszystkich części szybko potrafi zamieniać się w sumę wszystkich strachów.

Ten margines wcześniej i tak już nie był duży, z uwagi na niski wzrost Heat w kontekście poprzednich bitew w playoffach przeciwko Milwaukee Bucks, czy w przyszłości z Boston Celtics czy nawet Philadelphia 76ers. Po porażce w poniedziałek =z Sixers właśnie – bez Embiida, bez Hardena, gdy Tyler Herro dał się zabić w obronie – starterzy Miami oddali w swojej hali w środę na starcie trzeciej kwarty błogosławiony run 0-19 “MIP” Jordanowi Poole’owi – 30 punktów; 25.2 punktów w poprzednich 10 meczach – i drugiemu garniturowi dołujących w ostatnim miesiącu (6-12) Golden State Warriors i w efekcie przegrali 104:118.

Heat zagrali bez Herro i bez Gabe’a Vincenta, więc Victor Oladipo po powrocie z dwumeczowej rehabilitacji pleców mógł dalej dotykać piłki. Natomiast to będący w back-2-backu Warriors – po porażce w Orlando – dopiero gralibez, bo grali bez Stepha Curry’ego, Klaya Thompsona, Draymonda Greena, Iguodali, Otto Portera i Jamesa Wisemana.

Oczywiście obie te porażki Heat można zrzucić na karb rozprężenia weteranów, kiedy zobaczyli kogo nie ma na rozgrzewce po drugiej stronie boiska. Może to na końcu wywołało ten stres między Udonisem Haslemem i właścicielem Big Face Coffee, ale pewne inne procesy dzieją się już w Heat od dłuższego czasu

Starterzy Miami są już od dawna lekko pogubieni przez osobiste kłopoty jutro już 36-letniego Kyle’a Lowry’ego, które w tym roku wykluczyły go z gry w kilkunastu meczach. Wcześniej miałem wrażenie, że zbyt dużo grają przez szukanie trójek dla Duncana Robinsona. Choć 32-letni Butler wyjątkowo oddał i trafił dwie trójki w pierwszych minutach tego meczu, to trafia zaledwie 33% rzutów poza polem trzech sekund, co wg niezawodnego Johna Schuhmanna z nba.com jest jednym z czterech najgorszych wyników w lidze, i jeden z nich ma też wciąż nierzucający Bam Adebayo, który gra obok.

36-letni PJ Tucker zawsze będzie tylko jako tako pilnowany z rogu – nawet jeśli trafiał będzie 70% stamtąd, czyli tylko trochę więcej niż trafia – ale jeśli zdecydujesz się na face-guarding Robinsona, co w poniedziałek zrobił doskonały Mathisse Thybulle, to sprawy rzutowe dla Miami zaczynają wyglądać licho. Butler, Adebayo i czasem  nawet Lowry komplikują spacing. Wystarczy że dwóch to robi.

Oczywiście, w pewnym sensie krycie ciasno D-Roba, otwiera więcej przestrzeni innym, ale otwiera ją zwłaszcza Adebayo, zamieszanemu najczęścieh w dwójkowe z nim akcje, podczas gdy już zdziadziali nieco Butler, Lowry i Tucker zamiast patrzeć się w stronę zasłon, muszą częściej pomyśleć o swoim. A tam Jordan Poole mógłby ich wszystkich wziąć na bok i nauczyć coś o tych sidestepach i tych stepbackach, które teraz są w modzie.

Starterzy Miami na przestrzeni całego sezonu – 28 meczów – to niby sprawny unit, który gra z Net-Ratingiem +12.8, rzuca 110.4 punktów na 100 posiadań i traci 97.6. Ale poziom rzucanych 110.4 punktów nikogo nie przerazi i Heat muszą się napracować, żeby rzucać je przeciwko topowym obronom – atak pozycyjny Miami to cały czas tylko poziomy ligowej średniej. Miami nie ma Top-7 gracza zdolnego kreować wszystko i wszędzie. Najbliżej tego jest, gdy wchodzi z ławki Herro. Starterzy Lowry, D-Rob, Tucker i Adebayo są lepsi o 3.9 punktów na 100 posiadań, gdy grają bez Butlera, niż z nim razem.

Ta łatwość generowania punktów im dalej w sezon jest bardziej premiowana. Powiększa po prostu margines błędu – albo inaczej: pozwala zdmuchnąć kogoś nagle w trzecim czy czwartym meczu serii już w pierwszej połowie lawiną trójek i 75 punktami, tak by przeciwnicy już w szatni myśleli o kolejnym meczu.

Miami sumą swoich wszystkich strachów nie przerazi tych, którzy są w stanie zamrozić to back-2-back trójkami w transition z kozła, jak Poole, czy jego niegrający w środę koledzy. Fajnie się starasz, ale nara – geriatria jest tam.

Tak myślą ci, którzy nie widzą w Miami drużyny z realnymi szansami na tytuł. Że skończą jak stary człowiek krzyczący do chmur, gdy liga minie ich lub przeskoczy w playoffach. Że są po prostu starzy i grubi i jak polscy gangsterzy nie mają tego luzu.

Poprzedni artykułWake-Up: Nerwy na ławce Heat. Dominacja Celtics. Irving będzie mógł grać na Brooklynie
Następny artykułMiędzy Rondem a Palmą (1076): Od awansu dzieli nas 90 minut