Flesz: Phoenix i rezerwowi do Meczu Gwiazd z Konferencji Zachodniej

11
fot. apnews.com

Coraz bardziej widoczne staje się to, że Phoenix Suns są po prostu najlepszym teamem w lidze. Zeszłoroczni, trochę niedoceniani po fakcie, finaliści NBA kojarzą mi się coraz bardziej z 2013-14 wersją San Antonio Spurs, bo nie mają Top-7 gracza (i startera w Meczu Gwiazd), za to są maszyną w klasycznym pick-n-rollu, mają duet Hall-of-Fame guardów, są jedyną drużyną w Top-5 ataku, obrony i są także w samym topie crunchtime i “prawdziwego crunchtime”, a jedynym kłopotem jest to, jak my teraz podzielimy ten tort na części.

Czy Chris Paul jest bardziej ważniejszy dla wygrywania w tym sezonie, czy może już ważniejszy jest trafiający 38% trójek Devin Booker? (ligowa średnia to tylko 35%). Mecze mają różne flow i różnych przeciwników, więc nie zawsze opowie o tym dobrze zwyczajny plus-minus i to jak jeden gra bez drugiego, bo to też kwestia z kim dokładnie gra. Albo to pytanie: czy Deandre Ayton wart będzie maksymalnego kontraktu, czy też znaczną część jego pracy są w stanie wykonywać niegrający w poprzednim sezonie debiutanci, centrzy niepodpisani przez Charlotte Hornets i ludzie o polsko brzmiącym nazwisku?

Poszedłem na ekonomię, żeby jej nie skończyć, bo bardzo takiego dzielenia tortu nie lubię (“Czy dodanie Khema Bircha do wymiany sprawi, że teraz ma ona sens?”). W końcu świętym graalem w tym sporcie jest to co jest między ludźmi, nie tylko to jak się wyszkolili indywidualnie, i akurat w Phoenix wygrywa to, że zespół jest lepszy niż suma talentów. Wygrywa tutaj nieprzyjemnie dla młodych aspirujących matematyków Generalny Menedżer James Jones i to jak ułożył puzzle, poświęcając po drodze łatwo pionki, takie jak TJ Warren czy Kelly Oubre, i na początku za to mocno obrywając.

Asencja 40-9 Phoenix Suns do poziomu, na którym można się zastanawiać czy mamy w NBA wreszcie jedną elitarną drużynę, odbywa się z dwóch prostych przyczyn: CP3 przed trzema laty przestał jeść mięso, w jakiś magiczny sposób pozostał cholerykiem, ale stał się też nagle okazem zdrowia, a druga sprawa to, że młodzi Booker, Cameron Johnson i Mikal Bridges po prostu stają się lepsi w obrębie rozwijającego się drugi sezon, ale takiego samego systemu gry. Pytanie pozostanie: czy możesz zdobyć tytuł, nie mając gracza z Top-7 (Miami? Boston? Chicago?) i czy Chris Paul w playoffach będzie jeszcze w stanie kombinować na poziomie, na którym był jeszcze w swoim pierwszym sezonie w Houston. Jest to dosyć brutalne postawienie sprawy w kontekście teamu, który gra dziś z nieporównywalną kulturą i przede wszystkim z głodem wygrywania. Są jednak też cały czas (wertykalne) powody, dla których tytułu nie wygrywają drużyny z klasycznym, niewysokim rozgrywającym, jako najlepszym graczem.

Nr 1 ligi w asystach i nr 1 w zwycięstwach – razem z Bridgesem (40) – Chris Paul (49/35/83 15/5/10) oraz Devin Booker (44/38/86 25/6/4) – kolejność tutaj będzie cały czas nieprzypadkowa (jeszcze chwilę temu byli ustawieni odwrotnie!) – to dwa moje pierwsze wybory wśród rezerwowych Zachodu i zajmą dwa pierwsze miejsca guardów (#6, #7). Przypomnę swoją pierwszą piątkę: Ja Morant, Steph Curry, Nikola Jokić, LeBron James i Draymond Green (świat ma Andrew Wigginsa).

Wybrałem do pierwszej piątki Greena w dużym skrócie dlatego, że Warriors są 28-6 w tym sezonie kiedy gra i 10-7, gdy nie gra. Green jest zdecydowanie najlepszym obrońcą Warriors, a także rozgrywającym Warriors i nr 11 w asystach w lidze. Mam tendencję być może do przeceniania obrony i podań, ale robię to zdaje się od piętnastu lat i cały czas to robię, więc są to chyba właściwe tendencje. Najważniejszym powodem, dla którego nie wybrałem w to miejsce 42 meczów Rudy’ego Goberta (ilość meczów ma w tym sezonie duże znaczenie, zaraz zobaczysz) – który ląduje jako pierwszy gracz rezerwowego frontcourtu (#8) – to fakt, że so-called najlepszy obrońca ligi został wydymon (o jest z francuską kreską) w ostatnich playoffach przez mikroball Clippers. Dlatego nie można myśleć już o Gobercie jako najlepszym obrońcy w lidze. Plus Jazz nadal nie wrzucają mu piłki, gdy roluje do kosza z mismeczem po switchu (71/0/69 16/15/1). Obecnie nie mogą nawet tego próbować, bo leczy już drugą w ostatnim miesiącu kontuzję. Bez niego są teamem na Play-In z miejsc 9-10, z nim semikontenderem do tytułu.

To jest dokładnie moment, w którym moglibyśmy pozastanawiać się kto powinien być ponad Greenem (w końcu zagrał tylko 34 mecze i dziś mógłbym już go nie wybrać jako startera, bo czas mija i cały czas nie gra) i Gobertem, i poprzypominać, co musiałoby się stać, żeby byli tutaj Paul George, albo Kawhi Leonard, albo Anthony Davis. Na końcu wszystkim zabrakło rozegranych meczów, Davis zdołał też nagle w grudniu przed kontuzją stać się większym kozłem ofiarnym Lakers niż Westy – a to niebywała sztuka – z kolei George przed swoją kontuzją był już kolejny tydzień pochłaniany przez blitzowanie i podwajanie.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.
Poprzedni artykułDniówka: Kontuzja Inglesa zmusza Jazz do szukania wymiany przed trade deadline
Następny artykułWake-Up: Suns nie przestają wygrywać. Warriors przedłużyli serię zwycięstw w rezerwowym składzie

11 KOMENTARZE

      • Bez urazy dla Townsa ale to ze wrzucił kilka trojek Sacramento czy innym Pelicans nie czyni go najlepiej rzucającym wysokim w historii. Ok, Dirk rzucał na niższym procencie ale byl pierwsza opcja w zespole który przez lata byl jednym z głównych kandydatow do tytułu. Niech Towns zrobi jeden sezon na poziomie 50-40-90 i to jako pierwsza opcja playoffowego zespołu to wtedy może się ustawić w kolejce.

        0
        • No tak, bo Dirk rzucał trójki tylko przeciwko dobrym zespołom.
          Ale jeśli spojrzysz na to z tej strony, że Dirk był w dobrym zespole, więc miał wokół siebie lepszych zawodników, to było mu łatwiej rzucać z dobrych pozycji i zapewne miał ich więcej. KAT gra w zespole wszyscy wiemy jakim i z kim gra wokół i robi to po prostu lepiej od Dirka.

          0
          • A kogo to miał Dirk? Pomijając początki z Nashem to potem są tylko takie asy jak Jason Terry czy Monta Ellis. Po 2012 r to w ogóle mial wokół siebie armię przeciętniaków a i tak cały czas trzymał poziom.

            Generalnie chodzi mi o to, że nie można sprowadzić dyskusji pt “najlepiej rzucający wysoki w historii” tylko do procentów. Dirk przez lata był wybitnym strzelcem, który oddawał masę ważnych i trudnych rzutów a przede wszystkim zrewolucjonizował patrzenie na wysokich w NBA. KAT może oczywiście kiedyś go prześcignąć, ale dawanie mu wg stanu na dzis tego tytułu jest wg mnie nieporozumieniem.

            0
          • To w końcu grał w kontenderze? Czy miał wokół siebie przeciętniaków? Bo najpierw piszesz jedno, a potem wychodzi drugie.
            Mówimy tu o czystym skillu, nie o tym czy był lepszym czy gorszym zawodnikiem całościowo. Patrząc na Twój tok myślenia to Dirk rzucał lepiej niż Kyle Korver, bo był liderem drużyny, a Korver nie. Co z tego, że statystki pokazują co innego.

            0
  1. Ja mam trzy pytania o Phoenix:
    1) kto tam jest go to guyem w ostatnich minutach meczu i czy jest w stanie punktowac na NAJLEPSZYCH obroncach (i obronach!) w PO? Dla przypomnienia rok temu Millewauke ich zgasilo jak peta.
    2) Kto tam idzie do dziury i wymusza FT?
    3) Kiedy ostatnio misiaj zdobyl team BEZ wchodzenia do dziury i FT?

    Jesli Pho ma/znajdzie odpowiedzi na powyzsze to moze byc ciekawie.

    0