Po tym jak w 2016 roku do pierwszej piątki All-Star Game prawie załapał się Zaza Pachulia, NBA zdecydowała się odebrać kibicom pełen wpływ na wybór starterów. Zaza ostatecznie otrzymał tylko nieco ponad 14 tysięcy głosów mniej niż trzeci we frontcourcie Zachodu Kawhi Leonard. Nie był to nawet efekt popularności Golden State Warriors, bo wtedy jeszcze był podstawowym centrem Dallas Mavericks. Solidnym zadaniowcem przeciętnej drużyny, zaliczającym do końca stycznia średnie na poziomie double-double. Cała Gruzja na niego głosowała. Nawet my nie potrafiliśmy pokazać takiego wsparcia Marcinowi Gortatowi.
W kolejnym roku zmieniły się zasady wyboru starterów i poza kibicami (50%) do głosowania zostali włączeni też dziennikarze (25%) i gracze (25%). Ale jak się teraz okazało, nie jest to skuteczną ochroną przed wyborem do pierwszej piątki Meczu Gwiazd zawodnika, który gwiazdą nie jest.
Andrew Wiggins pozostaje bustem jako jedynka w drafcie. Nie spełnił ogromnych oczekiwań, nie podołał roli lidera w Minnesocie i po przeprowadzce do San Francisco w tej kwestii nic się nie zmieniło. Nie wyrósł na gwiazdora i nadal jest mocno przepłaconym graczem. Ale po transferze wreszcie odnalazł odpowiednie dla siebie miejsce, świetnie uzupełniając gwiazdorów Golden State Warriors. Jest jednym z lepszych 3-and-D zadaniowców w lidze. Aż tyle i tylko tyle, ale wystarczająco, żeby zostać starterem ASG.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Czekałem na tekst o tym że LeBron nie wybierze Wigginsa ponownie ;P
“ ale konkrecja wśród garudów na Zachodzie…”
Dzięki Adam za uśmiech przy kawie :)