Lance znowu odnalazł swoje miejsce w Indianie, reszta weteranów wróciła tylko na chwilę

0
fot. NBA League Pass

Lance Stephenson jest jedną z najbardziej wyrazistych postaci ostatniej dekady w NBA.

Born Ready, który wcale nie urodził się gotowy.

Nieobliczalny i szalony zawodnik, który potrafi zachwycać i irytować. Gracz, który był królem triple-doubles (lider 2013/14 z pięcioma) tuż przed Russellem Westbrookiem i kluczową postacią najgroźniejszych na Wschodzie rywali gwiazdorskich Miami Heat. Rzucał wyzwanie LeBronowi Jamesowi, ale jeszcze zanim James zdążył ponownie wyrzucić Indianę Pacers z playoffów, to Lance stał się jednym z głównych powodów kryzysu i pęknięcia w dominujących przez chwilę drużynie. Za bardzo chciał być gwiazdą i robić swoje show. Czuł się niedoceniony, dlatego potem dla większej roli i pieniędzy opuścił Indianę… i jego obiecująca kariera zamiast dalej się rozwijać, zaczęła się sypać.

Indiana to jego miejsce. Tylko tu grał dobrze i teraz znowu o tym przypomniał, kiedy już po raz trzeci w karierze dołączył do Pacers.

Po dwóch latach nieobecności w NBA, w minione wakacje Stephenson próbował wrócić do ligi i organizował workouty, na których zaprezentował się kilku drużynom. Nie dostał jednak nawet zaproszenia na obóz treningowy, więc zdecydował się dołączyć do G-League, żeby tam potwierdzić, że nadal może się jeszcze przydać. Zdążył rozegrać 12 meczów w Grand Rapids Gold zaliczając średnie na poziomie 20-8-4, zanim NBA zaatakował omikron.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.