Z umiarkowanym optymizmem zareagowano na wieści o przekazaniu procesu przebudowy Memphis Grizzlies w ręce Taylora Jenkinsa. Dla środowiska NBA nie był postacią anonimową, dla kibiców eksperymentem, który w najgorszym wypadku kosztowałby zespół zaprzepaszczenie jednego lub dwóch sezonów. Po pierwszym etapie przeglądu faktycznych kompetencji trenera Jenkinsa, Grizzlies mieli mu dać kolejny kredyt zaufania lub poszukać odpowiedzi w innym kandydacie. Bieżące rozgrywki są trzecimi Jenkinsa na stanowisko i rezultaty jego pracy mówią same za siebie.
Przed 2019 jego metody uznawano za “niekonwencjonalne”, co siłą rzeczy rodziło obawy o ich skuteczność. Jednak zupełnie nowe podejście, zamiast surowego trzymania się ustalonych standardów, było znacznie korzystniejsze w budowaniu relacji z nowymi generacjami koszykarzy. By znaleźć dla nich skuteczny sposób rozwijania swoich karier, trener Jenkins musiał mieć pewność, że poświęcają mu wystarczająco dużo uwagi.
W szkole średniej nie był wyróżniającym się graczem. Występował dla prywatnego liceum Świętego Marka w Dallas i grał zarówno w kosza, jak i w baseball (z zespołem zdobył dwa mistrzostwa stanowe). Jego trenerem koszykówki był Scott Jolly, który pytany obecnie o Jenkinsa, wydaje się nie być zaskoczony wybraną przez niego ścieżką zawodową. Bo choć nigdy nie był gwiazdą składu, na parkiecie stanowił przedłużenie myśli szkoleniowca zawsze podejmując decyzję w obrębie game-planu. Był klasycznym koszykarskim geekem, w którego głowie rodziło się wiele fantastycznych pomysłów, ale jego ciało nie gwarantowało talentu i warunków fizycznych, by zastosować je w praktyce. W takiej sytuacji masz tylko jedno wyjście, jeśli nie chcesz zmarnować swoich umiejętności – znajdź grupę ludzi i prowadź ją wedle własnych wskazówek.
Jednak wielu przypuszczało, że inteligencja Jenkinsa zaprowadzi go nie na koszykarskie areny, a prosto na Wall Street lub do którejś z topowych prawniczych kancelarii Nowego Jorku, bo takie zdradzał kompetencje. Po ukończeniu liceum rozpoczął studia ekonomiczne w szkole Whartona Uniwersytetu Pensylwanii. Podczas nauki w college’u, pracował z młodzieżą w jednej z lig południowej części stanu. Jenkins podążał za karierą trenerską, bo nie chciał marnować swojej przewagi, a nią było szeroko pojęte rozumienie gry. Jego podejście oraz entuzjazm były do tego stopnia zaraźliwe, że w San Antonio chcieli sprawdzić, na co naprawdę go stać. Nie podejmowali żadnego ryzyka, wręcz przeciwnie – mogli wykreować ścieżkę dla fantastycznej kariery i zgadnijcie co… tak właśnie się stało.
Na sezon 2007/08 został włączony do struktur San Antonio Spurs jako stażysta w biurze generalnego menedżera. Wykryty przez wyjątkowo czułe i precyzyjne radary duetu Gregg Popovich – R.C. Buford. Zanim usiadł na ławce zespołu NBA, przeszedł solidną szkołę w G-League. Spędził pięć lat z satelitą Spurs – Austin Toros. Dopiero w ostatnim sezonie z drużyną pełnił obowiązki pierwszego trenera. Pod największym wrażenie Jenkinsa był zdecydowanie Mike Budenholzera. To on zabrał go ze sobą najpierw do Atlanty Hawks, a następnie do Milwaukee Bucks, gdzie Jenkins przejął rolę asystenta.
– Jego umiejętności organizacyjne są nie z tej ziemi – twierdzi Bud. – Nie znam nikogo innego, kogo mógłbym z nim porównać. […] Koszykarze są prostymi ludźmi. Jeśli widzą, że pomagasz im w organizacji treningu, organizacji podróży, organizacji gry w trakcie meczu, to bardzo to doceniają. Taylor ma duży wpływ na to, że gracze w jego zespole po zakończeniu dnia treningowego proszą o zajęcia indywidualne – dodaje obecny szkoleniowiec Milwaukee Bucks.
Zatem słowem klucz w przypadku Jenkinsa jest organizacja. Trudno nam się z tym nie zgodzić patrząc na sposób, w jaki funkcjonują obecnie Memphis Grizzlies. Do tego wątku jeszcze wrócimy. W procesie rekrutacyjnym Jenkins dysponował więc atutem, o którym zapewniało wiele znaczących osób ze środowiska NBA. Natomiast lekcję tego, jak odpowiednio zarządzać swoim czasem i obowiązkami nieustannie dawała mu rodzina. Jenkins ma bowiem czwórkę dzieci i gdy raz nie wrócił do domu na noc, ponieważ po opóźnionym locie wolał przespać się w Klubie, miał do siebie ogromny żal, iż nie złapał choćby krótkiego momentu, gdy dzieci śpią, a na lodówce wiszą przygotowane przez żonę instrukcje.
W gruncie rzeczy Jenkins wiele swoich zawodowych umiejętności zawdzięcza rodzinie. Potrafi skutecznie przenieść te doświadczenia, ponieważ dostrzega, gdy ktoś nie jest wobec niego do końca szczery. Wychodzi z założenia, że dla swoich graczy musi być w równym stopniu wsparciem mentalnym, jak i trenerem koszykówki. Bardzo ciekawym przykładem niuansów, na które coach Jenkins zwraca uwagę jest m.in. zachowanie ławki rezerwowych. Sezon 2018/19, Milwaukee Bucks w pierwszej rundzie play-offów grają z Detroit Pistons. Pierwsza kwarta meczu numer trzy. Andre Drummond i Sterling Brown wdają się w przepychankę pod koszem. Jest to absolutnie kluczowy moment sezonu, więc zespół nie chce tracić zawodników przez zawieszenia, a takie mogłoby spotkać każdego, kto wybiegnie z ławki na pomoc swojemu koledze. Co więc robi Jenkins? Zobaczycie na górze tego nagrania, że zaraz na starcie przepychanki podbiega przed rezerwowych i stając w rozkroku zasłania, by tylko żaden nie wybiegł.
Niektórzy powiedzą, że to zabawne i nie da się ukryć trochę groteski w tym jest. Jednak dla trenera Taylora bardzo ważne jest to, by eliminować wszelkie zagrożenie. Jego instynktowne reakcje, choć nie zawsze tak ekspresyjne w swej naturze, wielokrotnie ratowały zespoły z opresji. Podczas pracy w Memphis zdradził wiele cech swojej osobowości. Najciekawsze do odkrycia było jednak to, jakim de facto jest trenerem. Już w pierwszych miesiącach pracy Jenkinsa Grizzlies przyspieszyli tempo, a dużą część egzekucji w ataku skupili na rzutach za trzy punkty. Nowa szkoła pasowała Jenkinsowi, jednak by zespół dobrze w tej filozofii funkcjonował, gracze muszą być pewni siebie, a to nie zawsze reguła w środowiskach skupiających młodych sportowców.
Pewność siebie dobrze wpływa na funkcjonowanie systemu Grizzlies i nie przez przypadek pewność siebie to także drugie imię Ja Moranta. Wychowanek Murray State spadł Jenkinsowi z nieba. Spotkali się w odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie, a rezultaty tej współpracy są zdumiewające. Panowie wyznaczyli sobie bardzo jasne reguły. Co ciekawe – znacznie korzystniejsze dla Moranta. Niezwykle istotne było w tym zaufanie i to właśnie ono sprawia, że mimo braku Jenkinsa na ławce w ostatnich meczach zespołu, Grizzlies wcale nie zgubili kroku. Nie zgubili, bo Ja doskonale wie, jak utrzymać drużynę w ryzach po atakowanej stronie parkietu. Więcej obaw mieliśmy o to, jak wpłynie na zespół po drugiej stronie, ale czas pokazał, że te okazały się przesadzone.
Większym wyzwaniem dla Jenkinsa jest Jaren Jackson Jr, wobec którego nie dało się zastosować tak zero-jedynkowego podejścia. Coach wiedział, że JJJ może stanowić odpowiedzieć na potrzebę posiadania w składzie nowoczesnego centra. Gdy zaczął robić postępy, złapał uraz. Potrzebował trochę czasu, by wrócić do punktu, w jakim czuł się komfortowo. Nadal brakuje mu regularności i konsekwencji, na jakie liczy trener Jenkins, ale staje się coraz dojrzalszym defensorem, co powinno zbudować jego pozycję w rotacji Grizzlies. W międzyczasie pięknie skrzydła rozwija Desmond Bane, z ławki w swojej roli odnajduje się Tyus Jones, ogromny potencjał mają także Dillon Brooks i Ziaire Williams. Jenkins absolutnie nie może narzekać na warunki swojej pracy. Ta się broni wielowymiarowo, nie tylko w ostatniej rekordowej serii zwycięstw.
W sposób całkowicie naturalny Taylor Jenkins stał się jednym z głównych kandydatów do nagrody dla najlepszego trenera sezonu. Grizzlies chcą zabezpieczyć swoje miejsce w czołówce zachodniej konferencji i zbudować solidną podstawę pod play-offy, które przedstawiają zupełnie inny rodzaj rywalizacji. Do tej pory jednak wszyscy w Memphis Jenkinsowi ufali i się nie zawiedli. Nie ma więc podstaw, by wątpić w umiejętności trenera nawet, gdy znajdzie się pośrodku szalonej batalii o być albo nie być. W gruncie rzeczy Grizz w fazę posezonową wejdą jako kopciuszek – mogą, ale nie muszą, bo przed nimi jeszcze co najmniej kilka lat budowania składu, by faktycznie stać się “contenderem”. W trakcie ostatnich dwóch lat zdążyliśmy się utwierdzić w przekonaniu, że mamy do czynienia z coachem o bardzo ciekawej perspektywie na resztę kariery.
Bardzo fajny i ciekawy artykuł, pokazuje mniej znane i niezbyt głośne aspekty trenowania, gry i kultury pracy w organizacji. Super.
Do dziś nie znałem czlowiekaX dzieki temu artykułowi już mogę być prawie ze specjalistą. Dziękuję :)