Koszykówka wreszcie wróciła do Jamesa Hardena i znowu w jego wykonaniu wygląda, jakby grana była na uwspółcześnionych o analitykę kodach. Nikt inny w naszej lidze nie potrafi rzucić 39 punktów i mieć 15 asyst i wyglądać przy tym, jakby się nie spocił.
Nie to, że ludzie czekali na to z wywieszonymi językami – czekają cały czas aż wszystko potwierdzi w playoffach – ale wróciła artystyczna strona gry Hardena, odpowiadanie na wszystko co robi obrona i łatwość z jaką jeden gracz potrafi kontrolować cały mecz. Potrzeba mu było do tego dwóch tygodni przerwy od gry w grudniu i zanim wrócił, umieszczenia Kevina Duranta w protokole covidowym.
W świąteczną noc Brooklyn Nets prowadzili w starej Staples Center już 107-84 na 10 minut przed końcem, zanim pokonali Los Angeles Lakers 122:115. Harden rzucił 36 punktów, miał 10 zbiórek i 10 asyst.
Ostatniej nocy, ponownie w L.A., Nets jechali z Los Angeles Clippers bez Paula George’a już 71-55 do przerwy i 100-78 pod koniec trzeciej kwarty. Stepback Hardena z faulem, z prawego skrzydła, przy 110-100, skończył próbę pościgu Clippers. W poniedziałek trafił 15 z 25 rzutów, w tym 4 z 9 trójek, rzucił season-high 39 punktów, miał season-high 15 asyst i popełnił tylko trzy straty w kontrolowanym blowoucie 124:108. Gra była bardzo prosta dla Nets i Harden znów miał wszystkie rozwiązania. Dał nawet z góry – ledwo, ale dał.
Te dwa tygodnie przerwy jakby pomogły mu wreszcie wyleczyć ścięgno podkolanowe, które kurował przez cały offseason i jeszcze na początku tego sezonu. Niby wspominał o tym, gdy wyglądał jak buła i spóła, ale świat wokół nabył po latach jego niepowodzeń niesamowitą łatwość jechania Jamesa Hardena.
Szeroko otworzyłem oczy dziś – w święta były nieco przymrużone przez blask bombek na świątecznej choince, oczywiście – widząc jak inaczej, jak lepiej wygląda pod kątem fizycznym.
To był prawdziwy eyeopener, po nie oglądaniu go od 11 grudnia, gdy zagrał po raz ostatni przed wylądowaniem w protokole covidowym. Do tego czasu, w pięciu meczach tego miesiąca, miał takie na 4/11 z gry i 6 strat z Minnesotą (110-105, 5/21 z gry z Chicago (107-111), czy 4/16 z gry i 8 strat w przedostatnim przed przerwą meczu z Houston (104-111). Dziś wreszcie wygląda fit.
Gra była w obu meczach w Staples Center znów przeraźliwie prosta dla Hardena.
W izolacjach – nie tylko jakby mające więcej świeżości w podskokach i drobieniu stepbacki za trzy, ale w jego głębokim zakozłowywaniu się schodzenie bardzo nisko w koźle – tego brakowało! – i mijanie głównie w prawo, ale i w lewo, i dostawanie się do pola trzech sekund. Był 22 razy na linii w meczach w starej Staples.
W normalnej obronie pick-n-roll – wjazdy do środka i loby do startującego znowu Nicolasa Claxtona, który sam opuścił blisko dwa miesiące w tym sezonie na walce z mononukleozą.
W przypadku podwojeń – odegrania do Bruce’a Browna na linię rzutów wolnych, a stamtąd łatwe, niekryte floatery kieszonkowego centra Nets lub odegrania z tego short-rolla do wiszącego na obręczy Claxtona. Podobne konfiguracje z Blake’em Griffinem w obu tych rolach w akcjach 4-na-3.
Harden jest od soboty odświeżony, wyraźnie szybszy i to dopiero dwa mecze po powrocie, ale w obu był klasyczną swoją wersją. Czego nie można było powiedzieć o nim przez cały ten sezon.
Kontuzja pleców Brooka Lopeza w Milwaukee, spodziewany powrót Kyrie’ego Irvinga zamiast jakiś hec i żądań transferu, a wcześniej poprawiony latem skład, w tym bardzo dobrze poruszający się bez piłki i czyszczący cały czas siatkę Patty Mills – wszystko zaczyna się powoli układać po myśli Brooklyn Nets, który są wciąż na #1 w Konferencji Wschodniej.
No i mają szybciej 20 zwycięstw niz 10 porażek.
To raczej jest słynne 40 przed 20.
To Phila Jacksona? To miałem na myśli.
Gosc caly czas piszczal, ze mial kilka m-cy przerwy.
Pisanie ze jest fit to juz grube naduzycie, natomiast he got game.