Stephen Curry za chwilę ponownie zapisze się w historii NBA.
Za chwilę wyprzedzi Raya Allena i zostanie liderem wszech czasów pod względem największej liczby celnych trójek. Do osiągnięcia, które Allen ustanowił w swojej 18-letniej karierze brakuje mu już tylko 15 trafień.
Ray rozegrał 1300 meczów, Steph wyprzedzi go nie mając jeszcze 800 występów na swoim koncie i mając o kilkaset rzutów oddanych mniej, co tylko po raz kolejny przypomni jak bardzo wyjątkowym jest zawodnikiem i fenomenalnym strzelcem.
Od dawna jest niekwestionowanym królem trójek, ale teraz pozostaje pytanie, kiedy formalnie stanie się też rekordzistą NBA w tej kategorii?
Ostatnio trafił 7, w sezonie notuje ich średnio 5.5, więc wydaje się niemal pewne, że przegoni Allena w ciągu najbliższych trzech meczów. Ale jeśli chciałby ten rekord świętować ze swoimi kibicami w Chase Center, musiałby to zrobić już dzisiaj, bo Golden State Warriors zaraz wyruszają w 5-meczową trasę na Wschód.
To wręcz idealna sytuacja, żeby na własnym parkiecie trafił 15 trójek i dogonił Raya, równocześnie pobijając rekord swojego kolegi. Klay Thompson rozstrzelał się kiedyś na 14 trójek i to chyba ostatni rekord związany z trójkami, który nie należy jeszcze do Curry’ego.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Lillard taki wierny i lojalny… Ale 50 baniek musi zgarnąć…
Do Indiany go za Turnera i Laverta.
Niech siedzi w dziurze przez najbliższe 4 lata
To cena za marnowanie jego kariery. Nie dziwię się, że gość chce bonus za pozostanie.
To paradoksalnie dobra sytuacja, żeby rozstać się w zgodzie. Jak Westbrook i Oklahoma gdzie pozostanie legendą.
No słuchaj Dame, nie damy ci tych 100 baniek ale możemy pracować, żeby wysłać cie gdzie chcesz. Warriors? Philly? Lakers? Coś wymyślimy. I wszyscy prawie happy.
– – –
Co do Luki Pączkicia to nie może być wina samego długiego lata i relaksu. Misiek musi się źle prowadzić, bo w takim reżimie meczów NBA powinien chudnąć w oczach. A tu waga w górę, siłowni też raczej nie odwiedza.
Widziałem go dziś pierwszy raz od ponad miesiąca i pierwsze wrażenie było “rany jaki gruby”. Krótsza fryzura nie pomogła, łydki takie serdelkowate max. Jest niekwestionowanie zajebisty, ale wejdzie na wyższy poziom jak zadba o ciało. Siła rzeczy musi mu brakować kondycji w drugich połowach, bo traci energię na wożenie tych kilogramów.
Fit Doncic trafił by ta trójkę na remis, co żem rzekł, rzekłem.