Flesz: Sacramento tak bardzo pragnie iskry, czegoś

6
fot. apnews.com

Na końcu poniedziałkowego meczu Kayte Christensen wyglądała jakby ktoś umarł, Matt Barnes w schludnym garniturze próbował zachować powagę, trzy piękne kobiety w pierwszym rzędzie kibicowały do końca, ale ludzie z wyższych miejsc powoli opuszczali Golden 1 Center.

To był klasyczny DeAaron-Fox-rzuci-23-punkty mecz Kings, który Kings przegrają, chyba że Harrison Barnes zrobi coś wielkiego na końcu.

Nie zrobił. Najpierw w ostatniej minucie Buddy Hield po rozczytanej przez wszystkich zagrywce nie trafił za trzy, zaraz na 37 sek. przed końcem Fox zupełnie niekryty nie trafił z lewego rogu i jeszcze na koniec Barnes spudłował i Sacramento Kings przegrali w poniedziałkowy wieczór u siebie 94:102 z Philadelphia 76ers.

W pierwszym meczu po zwolnieniu Luke’a Waltona, Kings przegrali z Sixers, którzy zagrali bez Joela Embiida, Bena Simmonsa, Tobiasa Harrisa, Setha Curry’ego i Danny’ego Greena, czyli całej swojej pierwszej piątki. Żarty o Kings dziś już piszą się same.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.
Poprzedni artykułWake-Up: Clutch Grizzlies. LeBron zawieszony. Porażka Kings w debiucie Gentry’ego
Następny artykułTyrese Maxey świetnie wykorzystuje swoją szansę pod nieobecność Simmonsa

6 KOMENTARZE

  1. Jprd, zamiast brać z rynku jakiegoś czarnoskórego, młodego trenera, to Queens robią reboot “Alvin i wiewiórki”…

    Niech już zrobią też coś, cokolwiek, z tym rosterem, żeby tylko drgnęło w tej nijakiej organizacji, nie wiem … niech wyślą Foxa i Hielda w paczce do Philly, niech tylko coś się zmieni, bo zespół w którym najlepiej punktującym jest Harrison Barnes zmierza donikąd.

    #WeTakeStauskas

    0
  2. Wszystkiemu są winne ich legendarne już klęski w drafcie. Mogli być w zupełnie innym miejscu wybierając Doncicia, który był pewniakiem do supergwiazdy, ale woleli Bagleya (a to tylko jeden przykład wielu), więc nawet mi ich nie żal. Niech dalej będą największym memem NBA, przynajmniej jest śmiesznie.

    0
  3. Najśmieszniejsze jest to ze w ostatnich kilku latach, poza najważniejszych wyborem w 2018 r., nie wybierali tak źle.

    Fox z 5 nie był wcale oczywistym wyborem tak wysoko (pewnie większość klubów wzięłaby DSJ). Do tego Haliburton rok temu, w tym roku Mitchell też wygląda ok. Wszystko przez głupotę w 2018 r.

    0
      • Dlatego właśnie napisałem “w ostatnich latach”. Wczesniej było zreszta jeszcze kilka kwiatków typu Papagiannis.

        Fuks czy nie, ale ostatnie lata z wyjątkiem 2018 r ich bronią bo poza Donciciem raczej dobre wybory (2019 nie mieli picku). Dalej nie ma co sięgać moim zdaniem. Bo na tej zasadzie każdemu klubowi można znaleźć dość poważne pomyłki. Ale taka już natura draftu. Nawet GSW pomiędzy Stephem i Klayem wybrali Udoha z 6 pickiem.

        0