Flesz: Jazz muszą zacząć odchodzić od Goberta, jeśli chcą wygrać tytuł

11
fot. AP Photo

Chciałem zaznaczyć, że wszystko to piszę z ciężkim sercem, bo jeszcze przed dealem Enesa Kantera do Oklahomy wytropiłem rewolucyjną wartość Rudy’ego Goberta, i lubię go nawet mimo tego, że jest Francuzem, a gdy pyta się często dużych – a pyta się często – “jak bardzo im zależy?!”, to nie ma wątpliwości, że Rudy’emu Gobertowi zależy bardzo.

W logo Jazz powinien być jednak Rudy Gobert domagający się piłki i nie dostający jej. Ostatni znak drogowy przed Bukowcem, strach na wróble po środku pola. Gobert opuszczający rękę na dół i tuż po zrolowaniu do obręczy wybiegający spod kosza to bardzo częsty obrazek w meczach Utah.


Nikt tak naprawdę nie daje Utah Jazz (5-1) szans na zdobycie tytułu – Donovan Mitchell po prostu nie jest tak dobry (nie był jeszcze nawet w All-NBA Teams), Gobert to grający hologram centra sprzed dziesięciu lat, a Dwyane Wade już nie gra.

Wade i nowy właściciel Jazz Ryan Smith próbują zmienić Salt Lake City w Amsterdam, a na boisku “Beautiful Game” Utah to wersja 2.0 – podróbka Spurs oparta bardziej na swingu piłki niż dozy niekonwencjonalności Hall-of-Fame guardów Tony’ego Parkera i Manu Ginobiliego. Ten skład został pokonany w drugiej rundzie ostatnich playoffów 2-4 przez mikroball Los Angeles Clippers bez Kawhia Leonarda w meczach 5 i 6, bo brakowało mu umiejętności technicznych.

Z jednej strony Jazz to próbujący nie wyginąć Gobert, z drugiej to 4-1 automat do rzutów za trzy. Najwięcej w NBA, bo aż 48% rzutów Jazz w tym sezonie to trójki. Dochodzą do nich, bez piłki slalomami przecinając podwójne zasłony, niskim kozłem i slalomem znajdując innych, a praktycznie każdy – Mitchell, Clarkson, Conley, Ingles, Bogdanović – naturalnie rzuca też po zatrzymaniu z kozła. Dwaj pierwsi dodają do tego stepbacki.

Niesamowite jak szybko zapomnieliśmy o teamie nr 1 sezonu regularnego 2020/21 (52-20).

Wystarczyło że Jazz odpadli z playoffów, a od razu kompletnie zniknęli z horyzontu bukmacherów. Są takie składy które nie rezonują. Czasem przez brak supergwiazd, a czasem przez to że grają ze sobą zbyt długo. Ten skład gra ze sobą już trzeci sezon. W pierwszym odpadł w pierwszej rundzie, w drugim odpadł w drugiej. Trzech z sześciu najlepszych graczy jest już jednak po trzydziestce i nie ma czasu czekać do 2024 roku, by wspiąć się po drabinie i zdobyć tytuł. Ten sezon to ostatni dzwonek.

Z potencjalnej zapowiedzi w niedzielę Finałów 2022 Jazz-Bucks wyszły nici. Ostatniej nocy w Milwaukee obrońcy tytułu wyszli na parkiet bez czterech swoich starterów. Jazz mieli ten mecz od startu i prowadzili dwucyfrowo w drodze do pewnego 107-95, dzień po porażce w Chicago, pierwszej w tym sezonie.

Czas mija, Grayson Allen jeszcze niedawno został wydraftowany przez Utah, dziś już siwieje na skroniach w koszulce Bucks. Mike Conley i Joe Ingles skończyli w październiku 34 lata. Dla drugiego i trzeciego kreatora ofensywnej potencji Utah to już ostatni dzwonek. Bojan Bogdanović ma 32 lata i za sobą rok kurowania nadgarstka po operacji. Gobert jakby od dwóch lat już stał nad koszykarską trumną.

Koszykówka byłaby tak łatwiejsza dla Jazz w ataku, gdyby Gobert z gościem na plecach pod koszem potrafił po prostu złapać piłkę i w płynnym ruchu opuścić ją do obręczy. Nie musi być Pau – wystarczy tylko gdyby jego 218 cm wzrostu umiało zrobić to w jednym ruchu, bez całego tego zbierania się. To już jednak kwestia genów, bo sam Gobert od lat mocno pracuje nad poprawą właśnie mobilności.

Porażka z Clippers była po cichu dla Goberta jednak jak mała Tunguska. Clippers zmieniali krycie, wielokrotnie więc Gobert rolował do kosza z o pół metra niższym obrońcą i nie potrafił tego wykorzystać – mam z tej serii w pamięci Goberta rolującego za ocean do Paryża, bez otrzymanej piłki. Kłopoty z kostką Mitchella w serii z Clippers nie puściły go ponad Paula George’a, który nagle smagał Jazz w tej serii (Paul George!), zanim Terance Mann miłością do sportu rzucił 39 punktów w szóstym, ostatnim meczu. Jazz tracili w ostatnich dwóch meczach tej serii dwucyfrowe przewagi – nie byli tak daleko. W dodatku zmagający się z kolanem Conley zagrał jeden tylko mecz przeciwko Clippers, więc dowiezienie w zdrowiu Conleya do playoffów i relatywnie wypoczętego Inglesa, to cel nr 1 Jazz na ten sezon.

Drugi to stworzenie sensownego ustawienia bez Goberta. Jazz poszli przed rokiem w niski skład obok niego, nie zauważając że zastępujący go z ławki Derrick Favors brzydko się zestarzał i że brak głębi skrzydłowych to problem.

W minione lato Jazz zamienili Favorsa (OKC) i nieatletycznego Georgesa Nianga (76ers) w kolejne monstrum na centrze czyli Hassana Whiteside’a, w nieco atletycznego mojo w niestarym jeszcze Ericu Paschallu i w to co zostało z zasięgu i pozycyjnej wszechstronności Rudy’ego Gaya. 34-letni Gay kuruje się po operacji lewej pięty i jeszcze w tym sezonie nie zadebiutował – Jazz prawdopodobnie liczą na to, że jest jeszcze w stanie wyjąć coś ze swojej gry 1na1 po słabym ostatnim sezonie w San Antonio i być może pozwolić skonstruować lineup na smallball, w którym Gay będzie niskim centrem. Podobnie rzecz ma się z Paschallem lub może kimś kto jeszcze trafi do Utah w tym sezonie.

W przeciwnym razie Jazz, kiedy natkną się na mikroballowy problem, zmuszeni będą umieć już bronić strefą, po to by w obronie trzymać Goberta jak najczęściej przy obręczy. To nie literówka – tracili 1.27 punktu na posiadanie w serii z Clippers. Żadna drużyna nie broniła gorzej w pojedynczej serii ostatnich playoffów.

Bucks w niedzielę blitzowali Jazz, podobnie jak Clippers kładąc nacisk na dogrywanie piłki do Goberta. I Jazz nie chcieli mu jej dogrywać. A to problem, bo z drugiej strony boiska Gobert jest od tego, by ratować dupę swoim guardom, zwłaszcza gdy dają się tak mijać jak w serii z Clippers. To psychologiczny problem do pielęgnowania przez cały zespół. Surowość w ataku Francuza to pięta Achillesowa Jazz w playoffach, a na posadzenie na ławce mógłby źle zareagować. Jazz jednak nie dochowali się jeszcze nawet alternatywy – Whiteside w ataku to praktycznie to samo co Gobert.


Jazz to dziś prawdopodobnie znowu najlepsza drużyna ligi w sezonie regularnym. Żeby wygrać cztery serie playoffów trzeba mieć jednak co najmniej jeszcze jedną twarz. Lakers i Bucks zaczynali mecze wysoko, lineupy z Giannisem i Anthony’m Davisem zmieniały jednak wymiar na szybkość, trójki, nie tracąc dużo atletycznie (Davis w niedzielę po raz pierwszy w sezonie regularnym – tym i w poprzednich – wyszedł w piątce jako center Lakers). To samo wcześniej wyprawiał smallballowy lineup śmierci Warriors.

Czy Jazz będą w stanie znaleźć wygrywający lineup bez Goberta? Czy ten skład i szatnię mentalnie stać na to? Czy jeden czy dwóch z trójki Clarkson-Bogdanović-Ingles nie musieli będą zostać w trakcie sezonu wymienieni? Czy Jonathan Isaac jest do pozyskania z Orlando? Albo Mo Bamba? Wendell Carter Junior? Nuggets wyprzedzili Jazz po Aarona Gordona.

Jazz dobrze zdiagnozowali latem to że muszą wstrzyknąć więcej atletyzmu do tego składu i dodali Paschalla, Whiteside’a i Gaya na pozycje 4/5. Powyżej luxury-tax nie ma już zbyt wielu możliwości. To jeszcze początek sezonu, ale musieli będą postawić kolejny krok w rozwoju jeszcze przed playoffami. Inaczej ryzykują powtórkę z zeszłego sezonu, zapomnienie i wyginięcie.

Poprzedni artykułKonkurs: Harden+Luka
Następny artykułDniówka: 75 lat od pierwszego meczu

11 KOMENTARZE