W 2003 roku Detroit Pistons spektakularnie zmarnowali swój drugi numer w drafcie i zamiast sięgnąć po jednego przyszłych Hall of Famerów, za bardzo uwierzyli w wielki potencjał nastolatka z Serbii. Ale mimo że Darko Milicić nie rozegrał w ich barwach nawet stu meczów i jest to jeden z najgorszych wyborów w historii NBA, w tamtym czasie w Detroit nie musieli specjalnie przejmować się tym błędem, bo mieli jedną z najlepszych drużyn w lidze. Od 2003 przez sześć kolejny lat meldowali się w finałach konferencji, dwa razy wygrali Wschód, a w 2004 zdobyli oczywiście pamiętne mistrzostwo.
To były dobre czasy dla koszykówki w Detroit, ale w ostatnich latach pozostawały tylko wspomnienia, bo rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej. Teraz przez 12 kolejnych sezonów Pistons tylko dwa razy zagrali w playoffach i nie wygrali w nich żadnego meczu. Próbowali różnych sposób na odbicie się od dna, ale nic nie wychodziło, bo albo przepłacali takich graczy jak Ben Gordon czy Josh Smith, albo nie mieli szczęścia w drafcie i jak już zdobyli All-Stara to był to tylko Andre Drummond, albo zrobili transfer po rozpadające się kolana Blake’a Griffina.
Na dobre utknęli w gronie z najgorszych drużyn ligi, ale rok temu wcisnęli kolejny reset, oddali drużynę w ręce GMa Troya Weavera i chyba wreszcie coś zmienia się na lepsze. Weaver przede wszystkim postawił na młodość i już podczas swojego pierwszego draftu pozyskał trzech zawodników w pierwszej dwudziestce. Dwóch z nich znalazło się w gronie najlepszych debiutantów sezonu – Saddiq Bey (#19) w pierwszej drużynie All-Rookie, Isaiah Stewart (#16) w drugiej. A przecież największe nadzieje wiążą z wybranym z siódmym numerem Killanem Hayesem, który stracił dużą część sezonu przez kontuzję, na koniec jednak pokazał próbkę swojego potencjału.
Nowy GM też mocno przemeblował cały skład i po oddaniu kolejnych weteranów, ustawił zespół do tankowania w drugiej części sezonu, dzięki czemu przystępowali do loterii na drugiej pozycji. Wreszcie mieli więcej piłeczek, choć po reformie loterii nie aż tyle, żeby być spokojnym o któryś z najwyższych numerów. Tym bardziej, że dotychczas los im nie sprzyjał. Przez ostatnie lata wiele razy byli w loterii, ale ani razu nie zdobyli wyższego numeru niż siedem. Teraz w końcu im się poszczęściło i zgarnęli główną wygraną. Będą wybierali jako pierwsi. Będą mogli wziąć uważnego za najlepszego w tegorocznej klasie debiutantów Cade Cunningham. Zawodnika, który może stać się franchise playerem, którego od bardzo dawna Detroit nie było i który sprawi, że koszykówka Pistons wreszcie odżyje. Nagle przyszłość wygląda tu bardzo obiecująco.
* Houston Rockets nie zgarnęli jedynki, ale również mogą czuć się wygranymi loterii, bo groziło im, że kilka miesięcy po oddaniu Jamesa Hardena, będą musieli oddać też swój pick. Ten czarny scenariusz na szczęście dla nich się nie spełnił. A nie dość, że zachowali swój pick, to będą mogli wybrać drugi największy talent draftu. Nowego gwiazdora, wokół którego zaczną obudowywać drużynę.
Od razu dodajmy, że Rockets w sumie mają trzy picki w pierwszej rundzie draftu. Będą wybierali także z numerem 23 (od Blazers) i 24 (od Bucks).
* Dla Cleveland Cavaliers to będzie czwarty draft w procesie przebudowy po kolejnym odejściu LeBrona Jamesa i trzeci numer jest najwyższym jaki udało się zdobyć w tym okresie. W dwóch poprzednich latach wybierali z piątką.
GM Koby Altman przekonuje, że każdy z pięciu najlepszych zawodników najbliższego naboru ma potencjał All-Stara, ale warto zwrócić uwagę, że trzech graczy najczęściej wymienianych po Cunninghamie to center (Evan Mobley) i guardzi (Jalen Green, Jalen Suggs). To może oznaczać, że Cavs zaczną się poważnie rozglądać za przehandlowaniem Collina Sextona albo Dariusa Garlanda, albo po drafcie przestaną szykować pieniądze na dużą wypłatę dla Jarretta Allena. Przypomnijmy, że Sexton oczekiwał będzie teraz przedłużenia debiutanckiego kontraktu, więc jeśli nie są przekonani do inwestowania w niego, mogą rozwiązać ten dylemat oddając go i przejmując nowego guarda w drafcie.
Mogą też oczywiście handlować trzecim pickiem, próbując zdobyć doświadczonego zawodnika, który pomoże im jak najszybciej wygrywać.
* Oczywiście najwięcej spekulacji transferowych będzie dotyczyło Golden State Warriors, którzy przejęli siódmy numer Minnesoty Timberwolves, a do tego mają swój 14 pick.
Celem w San Francisco jest powrót do walki o mistrzostwo, a stawianie na kolejnych młodych zawodników wymaga cierpliwości i czasu, o czym też przekonali się z Jamesem Wisemanem, który nie spełnił pokładanych w nim oczekiwań. Rok temu, jeszcze zanim go wybrali, bardzo aktywnie sprawdzali możliwości przehandlowania picku. Ostatecznie postawili na młodego centra, ale czy są gotowi dodać kolejnych graczy przyszłości w sytuacji, w której już teraz chcą wygrywać? Potrzebują zawodników, którzy od razu pomogą Stephenowi Curry’emu, Draymondowi Greenowi i wracającemu do zdrowia Klay’owi Thompsonowi, a też będą gotowi do playoffowej koszykówki. Dlatego wielu oczekuje, że Warriors ponownie będą szukać wymiany w dzień draftu i nie wierzą w zapewnienia Boba Myersa, że nie mają nic przeciwko dodaniu do składu dwóch debiutantów.
Cały czas też spekuluje się o ewentualnej wymianie Wisemana, choć Warriors przekonują, że nie zamierzają go oddawać i nadal bardzo w niego wierzą. Ale jeśli na rynku transferowym pojawi się jakiś niezadowolony gwiazdor, Warriors będą atrakcyjnym partnerem do rozmów ze swoim pakietem przyszłości zawierający drugiego gracza zeszłorocznego draftu i dwa picki w tegorocznej loterii.
* Minnesota Timberwolves na koniec sezonu korzystali, że wreszcie ich najważniejsi zawodnicy byli zdrowi i walczyli o wygrane zamiast tankować. Postawili na budowanie zgrania i chemii, ale równocześnie osłabili swoją pozycję w loterii, co teraz przyczyniło się do utraty picku. Nie mieli szczęścia w losowaniu i nie dostaną kolejnego młodego gracza z czołówki draftu.
Oddając #7 nie muszą się już martwić, że w przyszłym roku straciliby swój pick bez żadnej protekcji, ale to małe pocieszenie, bo dużo lepiej byłoby znaleźć się teraz w Top3. Bo przecież nie mogą sobie pozwolić na kolejny stracony sezon i wizytę w loterii 2022, jeśli nie chcą, żeby Karl-Anthony Towns za chwilę miał dość swojej lojalności. Muszą wreszcie zacząć wygrywać, więc kolejny talent z draftu mógłby tylko pomóc.
GM Gersson Rosas jednak już przed loterią uspokajał, że są przygotowani na ewentualną utratę picku. Przypomniał, że rok temu wybrali obiecującego Leandro Bolmaro (#23), który spędził sezon w Hiszpanii, więc teraz nawet bez wyboru w pierwszej rundzie, mogą nadal mieć w bardzo dobrego debiutanta.
* Swój pick stracili także Chicago Bulls i Orlando Magic zyskali dwa wybory w pierwszej dziesiątce (5 i 8), co jest świetną pozycją dla drużyny, która zdecydowała się na (kolejną) mocną przebudowę stawiając na młodzież. Oby tylko lepiej udało im się wykorzystać te picki niż w poprzednich latach, bo przecież w ośmiu ostatnich draftach pozyskali pięciu zawodników w Top10, a tylko jeden z nich został All-Starem… w dodatku dopiero po odejściu z Orlando.
* Toronto Raptors są jednymi z największych wygranych loterii, ponieważ z siódmej pozycji wskoczyli do pierwszej czwórki. Ładne pocieszenie po bardzo trudnym sezonie, w którym na koniec zrezygnowali z walki o play-in, żeby jak najszybciej móc opuścić Florydę i wreszcie wrócić do swoich domów… Ale przede wszystkim wybierając los na loterii zamiast udział w play-in. Opłaciło się. Co prawda z czwartym numerem raczej nie dostaną super gwiazdora, którego najbardziej im brakuje, żeby wrócić do grona kontenderów, ale to będzie bardzo istotne wzmocnienie dla drużyny, która pewnie znalazłaby się w playoffach gdyby nie te wszystkie zawirowania covidowe. Nie zapominajmy też, że trzon Raptors to nadal młodzi zawodnicy (Siakam i FVV mają po 27 lat, OG niespełna 24), więc dodanie kolejnego młodego talentu pasuje do tej koncepcji.
* Największymi przegranymi loterii są Oklahoma City Thunder, którzy mogli wylosować nawet dwa wybory w pierwszej piątce… Ale nie przejęli picku Rockets, natomiast ich ekstremalne tankowanie w drugiej części sezonu dało ostatecznie tylko szósty numer. Na szczęście dla Thunder, Sam Presti potrafi znajdować ciekawe talenty nawet bez najwyższych picków. A na pocieszenie mają jeszcze dwa wybory w pierwszej rundzie – #16, który dopiero co przejęli od Celtics i #18 od Heat, którego nie udało im się zamienić z Rockets.
Podczas gdy Phoenix Suns już tylko dwa mecze dzielą od awansu do wielkiego finału, na Wschodzie dopiero dzisiaj rozpoczynają się finały konferencji.
Milwaukee Bucks mieli aż trzy dni przerwy, żeby przygotować się na to kolejne starcie, a przede wszystkim, żeby zregenerować siły po niezwykle trudnej, długiej i męczącej serii z Brooklyn Nets. W ostatnich meczach ich starterzy niemal nie schodzi z parkietu, dlatego ta chwila odpoczynku na pewno bardzo się przydała. Atlanta Hawks mieli dwa dni przerwy.
LA Clippers mogą tylko pomarzyć o takim komforcie. Oni zakończyli swój półfinałowy pojedynek na sześciu meczach, ale zamiast zyskać dzięki temu nieco odpoczynku, mieli jedynie dzień przerwy na podróż do Phoenix, gdzie czekali na nich wypoczęci Suns. I tak już od połowy pierwszej rundy Clippers grają co drugi dzień, bez dłuższej chwili wytchnienia.
Atlanta @ Milwaukee 2:30
Nasza zapowiedź serii wkrótce.
Bogdan Bogdanović kończył poprzednią rundę z bolącym prawym kolanem i spisywał się bardzo słabo. Łącznie w ostatnich trzech meczach uzbierał tylko 17 punktów przy 28.6% z gry i 1/14 za trzy. Nie wiadomo czy dzisiaj zagra, ale nawet jeśli pojawi się na parkiecie, czy będzie w stanie dać z siebie więcej niż poprzednio?
Dobrą wiadomością w Hawks jest natomiast poprawa statusu Cama Reddisha, który został zmieniony na “questionable”. To oznacza, że jest spora szansa jego powrotu, nawet jeśli nie na mecz otwarcia, to w dalszej część serii. Teoretycznie może być to bardzo istotne wsparcie przy nieobecności De’Andre Huntera i problemach Bogdanovica, ale trzeba pamiętać, że Reddish leczył Achillesa od końca lutego. Bardzo długo nie grał, dlatego po takiej przerwie na pewno będzie na jakimś limicie minut i będzie musiał być ostrożnie wprowadzony do gry. Trudno więc oczekiwać, żeby był w stanie od razu pomóc Hawks.
Nie wierzę, że Warriors nie wykorzystają tych picków i Wisemana do transferu po jakąś gwiazdę. Biorąc pod uwagę wiek Currego i sypiące się zdrowie Greena nie będą czekać na rozwój debiutantów.