Wystarczył jeden telefon, by Cameron Payne odzyskał nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone. Długo walczył z narastającym przekonaniem, że liga postawiła na nim krzyżyk; że trenerzy wrzucili go do archiwum swoich projektów i nie zakładali, iż kiedykolwiek sprawę odświeżą. Przygoda koszykarza wydawała się zmierzać ku nieuchronnym kontraktom w Chinach lub Europie. Pozbawiony wszelkich nadziei, siedział na walizkach i rozważał, co będzie dla niego najlepsze.
Paradoksalnie, wielu koszykarzy chciałoby się znaleźć w równie komfortowej sytuacji. Payne był wystarczająco dobry, by podpisać wysoki kontrakt w Chinach lub w Europie. Jednak czuł niedosyt związany z faktem, że NBA okazała się dla niego szorstka i – jak sam twierdził – nie dała mu stosownej szansy. Wszedł w bardzo ostry życiowy zakręt i nie spodziewał się niczego. Mimo wszystko nie zboczył ze ścieżki prowadzącej z powrotem do NBA. Po jakimś czasie wrócił do Stanów, podpisał z Suns i pod okiem Monty’ego Williamsa wyrastał na solidny back-up dla Chrisa Paula, którego zdrowie od paru lat jest tykającą bombą.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Hej Michał, bardzo lubię twoje artykuły i wyciąganie takich historii! Dzięki
z historii wynika że robił trochę “jump around”