Jeszcze tylko cztery tygodnie potrwa maraton w służbie podnoszenia wartości meczów sezonu regularnego, która maleje i przestać nie może. Twórcy przekonywali, że turniej Play-in zachęci do kompetytywnego udziału w walce o playoffy, nie wziąwszy pod uwagę faktu, że zespoły z miejsc 9-10 obu konferencji, a zwłaszcza tej jednej, zwykle przejawiają trudności w… wygrywaniu właśnie. To po pierwsze. Po drugie: skondensować można mleko, a nie 72 spotkania, z których każde wciąż trwa przynajmniej 48 minut. Co to natężenie powoduje, widać nie tylko na przykładzie, jak się okazało, wcale nie rekordowej liczby urazów i opuszczonych meczów z powodu odpoczynku, ale w intensywności gry w obronie. O tej porze zwykła wyglądać gorzej niż w poprzednich miesiącach, natomiast nie pamiętam, kiedy po raz ostatni tak często czułem obrzydzenie na widok błędów absurdalnie najprostszych. Dobrze, że są Knicks. Cóż. Wygląda na to, że dopóki gracze będą przechodzić playoffy bez szwanku, a NBPA pozostanie związkiem raczej pacyfistycznym, dopóty nie będzie problemu z tą niesmaczną już ucieczką Adama Silvera i miliarderów przed kompromisem, o który aż się prosi.
VanVleet: “The NBA is a great balance of the pure love and joy of one of the best sports in the world mixed with a billion dollar industry, and I think this year the industry side is taking precedent over some of the love and the joy… But there are good days and bad days.”
— Josh Lewenberg (@JLew1050) April 17, 2021
Do rzeczy jednak serdeczniejszych.
Killian Hayes: nie przegap
Mierzący 6 stóp i 5 cali rozgrywający w zasadzie stracił debiutancki sezon – na początku stycznia doznał poważnego urazu biodra. Poprzedzające to wydarzenie mecze nie były dobre. Ich fragmenty też nie. Pojedyncze akcje – prędzej.
Wyróżniał się Hayes przede wszystkim tym, że nie podlegający dyskusji talent pokazywał na niewielkiej próbie, od razu czyniąc z tego wyjątkowe zjawisko. A to z tego powodu, że nie dało się o Hayesie zapomnieć nawet po meczach na 0 punktów, na 10 punktów z 12 rzutów, i po tych, w których straty przewyższały asysty.
Z jednej strony to wtedy ujawniły się konsekwencje ekstremalnie krótkiego off-seasonu, który zakłócił etap przejściowy z ligi amatorskiej do profesjonalnej, a w przypadku Hayesa tranzycję fizyczną, pod kątem intensywności, siły i decyzji – trzeba pamiętać, że Hayes przychodził do NBA po dwóch latach gry dla francuskiego Cholet i po roku spędzonym w ratiopharm Ulm. Z drugiej jednak strony w leworęcznym rozgrywającym dało się zobaczyć zapowiedź „następnej dużej rzeczy”. I porównania do Jamesa Hardena, zdaje się, że podczas wakacyjno-jesiennej aury rzucane na lewo i prawo, nie miały znaczenia.
Rzecz pierwsza, i być może kształtująca karierę tego gracza, to pozytywny wpływ na flow zespołu, na grę podaniem, na funkcjonowanie spot-up strzelców w ataku pozycyjnym, na rolujących do obręczy, na wysokich skaczących do lob-pasów. Minimalne mrożenie piłki grając poza nią, to być może mała, nieekscytująca rzecz, ale ekstra-passy i proste podania w tempo, nigdy nie przestaną być wartościowe. Hayes posiada zmysł do tego rodzaju działań, który bywa jeszcze równoważony przez naturalne dla pierwszoroczniaka błędy dotyczące timingu podań.
Rzecz druga to step-back z dystansu. Dzieje się zapowiadane: ten rodzaj rzutu musi znajdować się w repertuarze perspektywicznych kozłujących, w przypadku których oczekiwania sięgają przynajmniej regularnych występów w pierwszej piątce. Jeżeli rozgrywasz, a precyzyjniej: prowadzisz atak – musisz opanować step-back. Hayesowi będziemy w tej podróży towarzyszyć, bo o ile przejawia inklinacje do rzucania, to skuteczność (a i może sama technika) wymaga szlifów.
Rzecz trzecia: floater. Bardzo często stosowane przez niego zagranie występuje nie tylko w centralnej strefie przed obręczą, ale pod różnymi kątami i z wykorzystaniem tablicy. Ile Hayes floaterów trafia? W tym przypadku statystyki rzutowe są mało istotne. Rozegrał za mało spotkań i do końca sezonu będziemy operować na niewielkiej próbie. Jest to jednak już teraz znak rozpoznawczy i umiejętność do poprawy zamiast nauczenia od podstaw.
I rzecz czwarta, ostatnia: lewa ręka. Potrafi ustawić na niej posiadanie jakie chce, co z jednej strony świetnie wróży na przyszłość, za to z drugiej niepokoi. Jest graczem stricte leworęcznym, ekskluzywnie mija w lewą stronę i także podania wykonuje z lewa do prawa, aczkolwiek widać, że nie zmarnował okresu rehabilitacyjnego, ponieważ coraz odważniej szuka gra w pick-and-rollu z lewego skrzydła do środka.
Jest jeszcze graczem surowym. Kto wie co gdyby nie przerwa? Tak czy inaczej zostały cztery tygodnie świetnego z perspektywy Pistons sezonu (mają 52% szans na wybór w Top4 draftu), podczas których Hayes powinien rosnąć. I prowokować pytania o dobranie do siebie Cade’a Cunninghama, Jalena Suggssa, Evana Mobleya, Jalena Greena, Jonathana Kuminge.
Atlanta Hawks walczą o przewagę parkietu
16 z 22 meczów wygrali Hawks Nate’a McMillana w tym czasie generując 6. najlepszy NetRating, 8. najlepszą efektywność ofensywną i 13. najlepszą efektywność defensywną. Kłopoty zdrowotne nie zostały wypłaszczone, poprawie uległo zarządzanie zespołem, zwłaszcza graczami z kolejnych miejsc w rotacji, a ustawienia bez Trae Younga zyskały na jakości dzięki świetnej formie Bogdana Bogdanovicia, który po spokojnym powrocie do gry na początku marca, w ostatnich dwóch tygodniach stał się jednym z najlepszych koszykarzy Konferencji Wschodniej.
Wszyscy w Atlancie skorzystali na typowym dla McMillana podejściu do koszykówki. Nowy trener powołał w miejsce wolności, przede wszystkim ofensywnej, dobrze opisującą swoją karierę schematyczność i uporządkowanie spraw. Gracze, którzy miewali problemy z szybkim podejmowaniem decyzji, popełniają półtorej straty mniej na 100 posiadań, bo zwolnili grę w ataku aż o trzy posiadania (tempo gry spadło z 99 posiadań do 96). Gracze, którzy odczuwali ciężar free-flow gry, dzisiaj podążają śladami nie tylko rozrysowanych zagrywek, ale powierzonych przez trenera zadań.
Nie oznacza to jednak tego, że Hawks wyzbyli się takich prostych narzędzi, jak rzuty w 7 sekundzie akcji, pull-upy z 8-9 metra i kontry bezpośrednie. Nie. Symplifikacja nastąpiła z powodu klarownego podziału ról. Mówił o tym niedawno wspomniany Bogdanović. Parafrazując: otrzymał więcej zagrywek, w których może samodzielnie kreować rzut. Czyli więcej pick-and-rolli na szczycie, przez to więcej okazji, żeby też piłkę podać. Większy USAGE%, ale wyższy współczynnik asystowanych rzutów – wciąż niższy niż za kadencji Lloyda Pierce’a. I rzecz być może najważniejsza: kiedy 2Bogd gra wspólnie z Youngiem naturalnej zmianie ulega USAGE% oraz liczba punktów per 100 posiadań, za to stałą jest skuteczność z gry.
Motto tego zespołu zawiera się w niedawnej wypowiedzi McMillana: „One of the things I talk about with our guys is getting organized.” Ów organizację gry widać także w obronie. Hawks tracą mniej punktów drugiej szansy, mniej punktów w kontrach i mniej punktów w pomalowanym. Clint Capela długo wchodził w sezon, ale ostatnie tygodnie w jego wykonaniu odznaczają się stabilizacją defensywny Hawks pod obręczą i w pick-and-rollach. Zwłaszcza tych, w których broni Trae Young. O robiącym różnice Capeli napisał Adam:
Dniówka: Capela robi różnicę w ATL. Mocne tankowanie Thunder
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Piotrze, kawał dobrej analitycznej roboty. Wysoki poziom. Chcemy tego!
Lubię.
No myślę że Atlanta pierwszą rundę może przejść. Ciekawi mnie ten team.
4:2 dla Bostonu.