Weekendówka: Joe Lacob i wkurzeni kibice Warriors

3
fot. YouTube.com

Joe Lacob stał na środku parkietu w Oracle Arena słuchając głośnego buczenia, gwizdów i krzyków kibiców swojej drużyny, które nie ustawały nawet kiedy legendy klubu prosiły o cieszę i trochę szacunku. Nic nie było w stanie uspokoić rozzłoszczonych fanów. Jeszcze kilka miesięcy temu Lacob obiecywał im, że Golden State Warriors zagrają wreszcie w playoffach, a teraz nie dość, że odpuszczają resztę sezonu, to jeszcze przehandlowali ich ulubieńca.

Była połowa marca 2012 roku. To był dopiero drugi sezon Lacoba jako współwłaściciela Warriors. W składzie drużyny był już młody Stephen Curry, ale jeszcze nikt nie widział w nim przyszłego MVP, za to wszyscy mieli duże obawy o jego kostki. Nikt też w Oakland nie myślał wtedy o mistrzostwach, bo byli przecież jedną z najgorszych organizacji w całej NBA. Przez poprzednie 17 lat tylko raz awansowali do playoffów, więc sama walka o najlepszą ósemkę to byłoby już coś. Przed sezonem Lacob zagwarantował kibicom, że dostaną playoffy. Obiecywał to również nowy trener Mark Jackson, który za główny cel postawił sobie nadanie Warriors defensywnej tożsamości, choć przez wcześniejsze lata byli jedną z najgorzej broniących drużyn i nie nie mieli personelu, żeby to poprawić.

Skrócony przez lokaut sezon Warriors rozpoczęli od dwóch zwycięstw w pierwszych trzech meczach, ale to był ostatni moment, kiedy byli na plusie, bo zaraz zanotowali serię porażek. Z wielkich planów nic nie wyszło, a nastrojów w Oakland nie poprawiało to, co w lutym działo się w Nowym Jorku, gdzie rozbłysła gwiazda Jeremy’ego Lina. Chłopaka pochodzącego z Bay Area, który jeszcze niedawno siedział na ławce Warriors, ale przed sezonem został zwolniony…

Po 38 meczach mieli tylko 17 zwycięstw i znajdowali się na 13. miejscu w tabeli Zachodu, a Curry dopiero co znowu doznał kontuzji kostki. Playoffy pozostawały tylko odległym marzeniem, zbliżał się natomiast trade deadline i właśnie wtedy Warriors zdecydowali się na poważną zmianę w składzie. Zrobili transfer z Milwaukee Bucks, w ramach którego oddali Montę Ellisa, Kwame Browna i Ekpe Udoha w zamian za Andrew Boguta i Stephena Jacksona.

Ten trade oznaczał, że kibice Warriors stracili swojego ulubionego Ellisa. Zawodnika, który grał w drużynie od początku kariery i był ich dużym odkryciem, bo w drafcie 2005 wybrali go dopiero w drugiej rundzie. Był też ostatnim zawodnikiem z tamtego pamiętnego składu We Believe, otrzymał nagrodę Most Improved Player i przez kilka sezonów był najlepszym strzelcem drużyny. Drużyny, która ciągle przegrywała, ale przynajmniej można było przyjść do Oracle Arena pooglądać popisy Ellisa. Był ich gwiazdą i właśnie został wytransferowany.

Co gorsza, oddali go w zamian za wiecznie kontuzjowanego Andrew Boguta, który pod koniec stycznia złamał kostkę i miał opuścić resztę sezonu. Po Udohu nikt raczej nie płakał, bo przez półtora sezonu nie spełnił pokładanych w nim oczekiwań. Choć w drafcie 2010 był szóstką, więc można jeszcze było mieć nadzieję, że coś z niego będzie. Stephen Jackson mógł przypomnieć piękne czasy We Believe, ale był już u schyłku swojej kariery i Warriors zaraz zrobili kolejną wymianę, odsyłając go do San Antonio w zamian za rozczarowującego Richarda Jeffersona.

Sześć dni później, w przerwie meczu odbyła się uroczystość zawieszenia pod kopułą hali koszulki Chrisa Mullina. Ostatniego prawdziwego gwiazdora Warriors, który rok wcześniej został uhonorowany wyborem do Hall of Fame. To była noc Mullina, ale kiedy na parkiecie pojawił się Lacob, atmosfera zupełnie się zmieniała. Kibice nie mogli nie skorzystać z tej rzadkiej okazji, żeby ‘prosto w twarz’ pokazać właścicielowi co myślą o jego decyzjach i o tym jak potraktował ich ulubionego gracza. Emocje po transferze były bardzo świeże, a oni byli wściekli na władze klubu i wyrazili swoje niezadowolenie. Buczeniem popsuli ceremonię Mullina, ale to przecież nie oni, tylko Lacob psuł ich ukochaną drużynę. Tak wiele zdążył już obiecać, wreszcie miało być lepiej po latach fatalnych rządów Chrisa Cohana, ale nic nie wydawało się poprawiać. Nadal były tylko porażki i niezrozumiałe decyzje kadrowe.

Zagłuszany prze kibiców Lacob nie był w stanie wygłosić swojej mowy i sytuacja zrobiła się niezręczna, dlatego Mullin postanowił interweniować. Podszedł do właściciela klubu, pokazując mu swoje wsparcie i starając się uspokoić kibiców.

„Czasami zmiana jest nieunikniona i wyjdzie na dobre.… Sprawy zmierzają we właściwym kierunku. Mam wielkie zaufanie do Joe, Marka Jacksona i wszystko dobrze się poukłada. Trochę cierpliwości.”

Chris myślał, że to załatwił, ale jak tylko wrócił na swoje miejsce, znowu w hali rozległo się głośnie buczenie. Kibice nie zamierzali odpuścić, więc głos zabrał też inny legendarny zawodnik Warriors, którego koszulka wisi w hali. Rick Barry przekonywał, że najwspanialsi kibice na świecie muszą pokazać klasę i szacunek Lacobowi, ponieważ on na to zasługuje.

„Ten człowiek odmieni klub.”

Mullin i Barry mieli rację. Lacob zmienił jedną z najgorszych organizacji w lidze w mistrzowski klub. Wystarczyło trochę zaufania i cierpliwości. Już rok później Warriors byli w playoffach, a trzy lata później sięgnęli po pierwszy z trzech tytułów. Natomiast wymiana, która tak rozwścieczyła kibiców i początkowo nie wyglądała najlepiej, odegrała kluczową rolę w budowie ich potęgi. To był duży krok w stronę nowej ery i sukcesów, o jakich kibicom w Oakland nawet się nie śniło.

Bogut w końcu się wyleczył i okazał centrem jakiego potrzebowali, stając się niezwykle ważną postacią zespołu. Duet niskich guardów nie miał przyszłości, a odejście Ellisa otworzyło miejsce w pierwszej piątce dla debiutanta Klaya Thompsona. Natomiast osłabienie drużyny i zatankowanie pomogło zachować wybór w drafcie, z którym pozyskali startera swojej pierwszej mistrzowskiej drużyny i tej rekordowej na 73 zwycięstwa. Straciliby wtedy swój pick, gdyby wypadł poza pierwszą siódemkę, dlatego bardzo postarali się, żeby do tego nie dopuścić. Nie tylko Bogut nie grał, odsunęli także Curry’ego, żeby zająć się jego kostkami, a na finiszu posadzili też Davida Lee. Zakończyli sezon przegrywając 17 z ostatnich 20 meczów, dzięki czemu zajęli siódme miejsce w odwróconej tabeli, zdobyli siódmy numer w drafcie i wybrali Harrisona Barnesa.

Nawet fatalny kontrakt Richarda Jeffersona nie przeszkodził w pozyskaniu wzmocnień w offseason, bo przehandlowali go w ramach sing-and-trade Andre Iguodali (oczywiście w pakiecie z pickami).

A co z zawodnikami, których wtedy oddali? Stephena Jacksona nie było już w składzie Spurs, kiedy rok później grali w wielkim finale, o Kwame Brownie nie ma nawet co wspominać, Ekpe Udoh pozostał bustem, a Monta Ellis nieefektywnym strzelcem, który swój ostatni mecz w NBA rozegrał zanim Warriors sięgnęli po drugie mistrzostwo.

Trzy dni po transferze Ellis ponownie wyszedł na parkiet w Oracle Arena, ale tym razem nie miał już na sobie koszulki gospodarzy. To był jego debiut w Bucks. Został przywitany przez kibiców gorącymi owacjami, a potem rzucił 18 punktów w blowoucie na byłej drużynie. Kilka dni później siedząc w hotelowym pokoju oglądał ceremonię Mullina i jak po latach wspomina, miał wtedy mieszane uczucia. Śmiał się i płakał, ale co do jednego nie miał wątpliwości – Lacob zasłużył na takie potraktowanie. Monta miał żal do Warriors. Nie tylko za to, że go przehandlowali, ale przede wszystkim za to jak go potraktowali. Jeszcze kilka godzin przed wymianą zapewniali, że zostanie w Oakland, a potem nawet nie poinformowali, że coś się zmieniło i o wymianie dowiedział się ze SportsCenter w ESPN.

3 KOMENTARZE