Dniówka: Kto do All-Star Game z Zachodu? Czy Conley wreszcie się załapie?

3
fot. League Pass

Utah Jazz zaliczają kolejną długą serię zwycięstw, wygrywając dziewięć meczów z rzędu, mimo że od sześciu grają bez swojego podstawowego rozgrywającego.

Do momentu kontuzji Mike Conley był zdecydowanym liderem całej NBA pod względem wskaźnika plus-minus i wydawało się, że jego świetna gra jest kluczowym elementem tej dominacji ekipy z Salt Lake City. Teraz okazało się, że również bez niego mogą to kontynuować, co osłabiło narrację, która miała zapewnić Conleyowi pierwszy w karierze występ w Meczu Gwiazd. Jego indywidualne osiągnięcia są bardzo dobre, ale nie krzyczą All-Star! Miał już lepsze cyferki w przeszłości. Miał chociażby sezon na 20 punktów, a teraz zalicza średnio 16.5, dokładając do tego 5.8 asyst, co też nie daje mu czołowego miejsca na liście najlepszych podających. Przede wszystkim imponuje efektywnością (drugi najwyższy w karierze wskaźnik TrueShooting 59.3%) i tym jak dużą różnicę robi w swoim zespole, bo nadal z nim na parkiecie są średnio aż o 15.7 punktów na sto posiadań lepsi niż gdy siedzi na ławce. Dlatego to miejsce Jazz na szczycie ligi jest najmocniejszym argumentem za jego kandydaturą. Tylko że teraz te statystyki jego wpływu na postawę drużyny nie robią już takiego wrażenia, kiedy bez niego też cały czas wygrywają. Co więcej, nadal są to zdecydowane zwycięstwa i pięć ostatnich kończyli z dwucyfrową przewagą.

Jeszcze przed chwilą można było dyskutować czy to Conley nie jest obecnie bardziej wartościowym zawodnikiem dla Jazz niż Donovan Mitchell, ale Mitchell po mało zachwycającym starcie, coraz bardziej się rozkręca, a pod nieobecność Conley zajął się też w większym stopniu kreowaniem kolegów. Podczas obecnej serii zwycięstw zalicza 27 punktów, 4.8 zbiórek i 5.9 asyst. Znowu wygląda jak All-Star i najlepszego strzelca najlepszej drużyny ligi nie będzie mogło zabraknąć w Atlancie obok Rudy’ego Goberta, który na pewno tam pojedzie. Francuz jak zwykle jest jednym z najmocniejszych kandydatów do Defensive Player of the Year, bo to na nim opiera się druga w tym momencie najlepsza obrona NBA i to on też jest uważany za MVP swojej drużyny.

Tak więc Conley może się załapać tylko jako trzeci reprezentant Jazz, głównie w uznaniu za ich fantastyczny wynik (24-5) i jako wyróżnienie za całokształt kariery. Bo podczas gdy tytułem All-Stara może pochwalić się taki D’Angelo Russell, Mike nigdy nie doczekał się tego wyróżnienia. Miał kilka świetnych sezonów na poziomie All-Stara, ale nie udało mu się przebić z tłumu świetnych guardów na Zachodzie, w czym też nie pomagało to, że grał na małym rynku w Memphis. Dlatego pozostaje jednym z najlepszych zawodników w historii NBA, którzy nigdy nie wystąpili w Meczu Gwiazd. Może nawet najlepszym? Przeszukałem bazę danych Basketball-Reference/Stathead i sprawdziłem jak to wygląda jeśli weźmiemy pod uwagę występy w playoffach, bo robienie ładnych statystyk w sezonie regularnym to jedno, a prawdziwą wartość zawodnika najlepiej pokazują playoffy. W całej historii jest tylko dziewięciu nie-All-Starów, którzy w karierze w playoffach zdobyli ponad tysiąc punktów i zaliczyli wskaźnik PER ponad 16. Najwyższą średnią punktów (16.8) i najwyższy PER (18.4) w tej grupie ma właśnie Conley (co ciekawe, drugi jest Josh Smith).

Patrząc na całą jego dotychczasową karierę, spokojnie można nazwać Conleya All-Starem, dlatego dużo od początku sezonu mówi się, że to może być wreszcie ten moment. Niemal na pewno to jego ostatnia szansa, bo w wieku 33 lat już raczej lepszych indywidualnych cyferek nie będzie wykręcał, a na kolejny tak imponujący start sezonu w wykonaniu swojej drużyny też trudno liczyć. Albo teraz, albo pozostanie najlepszym nie-All-Starem. Tylko czy wystarczy miejsca w składzie na trzech graczy Jazz?

Póki co, pewne jest, że do Atlanty pojedzie Quin Snyder, bo Jazz mają już zagwarantowaną jedynkę na Zachodzie na dwa tygodnie przed ASG. Co ciekawe, będzie on pierwszy trenem Jazz w Meczu Gwiazd czasu Franka Laydena w 1984 roku, bo Jerry Sloan mimo że na ławce w Salt Lake City spędził 20 lat i dwa razy doprowadzał drużynę do wielkiego finału, nigdy nie załapał się do ASG.

Spójrzmy teraz na to, kto jeszcze z Zachodu powinien znaleźć się wśród All-Starów.

LeBron James, Kawhi Leonard, Nikola Jokić, Stephen Curry, Damian Lillard i Luka Doncić to zawodnicy, o których kandydaturach nie ma co dyskutować. Mają już bilety do Atlanty. Pewniakiem powinien być także Paul George (średnio 24.4 punktów, aż 3.8 trójek ze skutecznością 47.8%, najlepsze w karierze 5.5 asyst i PER na poziomie 23, jak w sezonie, w którym był w wyścigu po MVP) i Anthony Davis, który ma co prawda nieco gorsze statystyki niż w poprzednich latach, ale jest drugim najlepszym zawodnikiem drugiej drużyny ligi i kluczową postacią najlepszej defensywy. Choć AD jest kontuzjowany, więc nie zagra w Atlancie.

Razem z dwójką gwiazdorów Jazz mamy już łącznie 10 zawodników, więc z zastępstwem dla AD zostają tylko trzy wolne miejsca. Najlepszą drużyną, która nie ma jeszcze swojego reprezentanta są Phoenix Suns, znajdujący się obecnie na piątej pozycji na Zachodzie. Patrząc na statystyki wydaje się, że głównym kandydatem jest tu Devin Booker (24.4 punktów, 4.4 asyst), który pozostaje pierwszoplanową postacią drużyny, ale ma nieco słabszy sezon niż poprzednio gdy debiutował jako All-Star (chociażby jego PER wynosi 17.2, po dwóch kolejnych latach na poziomie 20). Uczy się dopiero funkcjonować u boku Chrisa Paula, który przejął rolę lidera drużyny i to kandydatura CP wydaje się nieco mocniejsza. Utrzymuje świetną formę z poprzedniego sezonu, a ostatnio jego rewelacyjna dyspozycja pomogła Suns zanotować serię zwycięstw. W ostatnich 12 meczach zaliczał 21.8 punktów, 42% za trzy i 7.6 asyst (miał też w tym czasie zdecydowanie najwyższy plus-minus w zespole).

Na szóstym miejscu w tabeli są San Antonio Spurs z efektywnym DeMarem DeRozanem w roli point-forwarda. Zalicza najlepsze w karierze 6.9 asyst, do tego rzuca 19.8 punktów i kiedy nie gra u boku LaMarcusa Aldridge jest plusowym zawodnikiem. Jest liderem tych zaskakująco dobrych Spurs, nie jest jednak sexy wyborem i tak efektownym zawodnikiem jak chociażby Zion Williamson. NBA na pewno bardzo chciałby mieć Ziona w ASG, natomiast jego świetna gra w ostatnim czasie może zapewnić mu głosy trenerów. Obecnie jest siódmym strzelcem Zachodu zdobywając 25 punktów i robi to przy skuteczności aż 61.8% z gry, a teraz dołożył do tego jeszcze playmaking. Więcej gra z piłką, kreuje kolegów (średnio 4.4 asyst w 11 meczach, wcześniej tylko raz zaliczył 4) i to daje bardzo dobre efekty, bo ofensywa New Orleans Pelicans śmiga. Na początku sezonu to jeszcze Brandon Ingram był najlepszym zawodnikiem drużyny (jego też trzeba wymienić wśród kandydatów do ASG, bo trzyma poziom z poprzedniego roku), teraz Zion już go wyprzedził, ale czy to wystarczy, żeby dostać się do Meczu Gwiazd? Na jego niekorzyść działa kiepski wynik Pelicans (12-16) i druga najgorsza obrona ligi, w czym Zion ma swój udział.

Bilans drużyny przeszkadza też De’Aaronowi Foxowi (23.2 punktów i 6.8 asyst), tym bardziej, że po chwilowym gorącym okresie, teraz Sacramento Kings mają serię porażek. Do tego Fox nabawił się niedawno kontuzji i w ostatnich meczach już tak nie błyszczał.

Kto więc na te dwa ostatnie miejsca i zastępstwo dla Davisa? Postawiłbym na Paula, DeRozana i Ziona, ale nie miałbym nic przeciwko gdyby zamiast któregoś z nich wyróżniono Conleya za całokształt.


(13-15) Toronto @ (16-12) Milwaukee 1:30

Milwaukee Bucks przegrali cztery kolejne mecze po raz pierwszy od finałów Wschodu 2019, kiedy pozwolili sobie odebrać 2-0 w pojedynku z Toronto Raptors. I teraz też grają z Raptors. Dzisiaj będą próbowali zrewanżować się za wtorkowy pojedynek i przerwać tę serię porażek, ale ponownie będą bez Jrue Holidaya.

Nieobecność Holidaya może w jakieś części usprawiedliwiać problemy Bucks, ale w tych ostatnich meczach było też widać to, z czym zmagają się od początku sezonu, czyli z kłopotami na finiszu wyrównanych spotkań. W starciu z Raptors przegrali ostatnie pięć minut 4-12 i są obecnie są drugą najgorszą drużyną w crunch time. W meczach, w których zaleźli się w sytuacji clutch mają bilans 2-8. Gorsi pod tym względem są tylko tylko Pistons (3-13). Co więcej, Bucks jeszcze ani razu w tym sezonie nie wygrali meczu, w którym przegrywali po trzech kwartach (0-9).

Raptors natomiast mieli wreszcie z powrotem OG Anunoby’ego, który opuścił 10 meczów, a Nick Nurse zdecydował się na niską piątkę bez centra. Ale długo nie pograli w swoim najmocniejszym składzie, bo Kyle Lowry skręcił kostkę i nie wiadomo czy dzisiaj pojawi się na parkiecie.

3w4 (18-12) Brooklyn @ (22-7) LA Lakers 4:00

To miał być wielki pojedynek gwiazd i nadal będzie, tylko że liczba gwiazd się zmniejszyła. Zabraknie Anthony’ego Davisa, a także Kevina Duranta, który nie zdążył wyleczyć kontuzji ścięgna udowego i opuści trzeci mecz z rzędu. Nie będzie więc pierwszego od ponad dwóch lat spotkania KD z LeBronem Jamesem. Dalej musimy czekać. Będzie za to pojedynek LeBrona z Kyrie’m Irvingiem. Kyrie po rzuceniu 40 punktów w Sacramento, opuścił wizytę w Phoenix z powodu urazu pleców, ale dzisiaj ma zagrać. W tej rywalizacji byłych kolegów z Cleveland jest 4-2 dla Króla.

To będzie też spotkanie Jamesa Hardena z drużyną, która zakończyła jego karierę w Houston. Dosłownie, bo jego dwa ostatnie występy w barwach Rockets to przegrany blowoutami dwumecz z obrońcami tytułu. Ale ten koniec ery Hardena w Houston wydarzył się już w bańce, kiedy Lakers zmiażdżyli projekt microballu. To wtedy rozpoczął się rozpad i kiedy przyjechali do Houston na początku stycznia, tylko przypomnieli Hardenowi, że ma już tego dosyć. Wtedy pokazał, że nie chce mu się dłużej grać w Rockets, powiedział też o tym na konferencji i w końcu doczekał się wymiany. Obecnie to zupełnie inny gracz niż miesiąc temu. Na Brooklynie odzyskał energię, wrócił do formy i teraz jako jedyny z tercetu gwiazd wystąpił we wszystkich meczach podczas serii 4 zwycięstw, ostatnio niemal samodzielnie wyrywając je w Phoenix.

3w4b2b (11-17) Miami @ (12-15) Sacramento 4:00

Jimmy Butler został pierwszym zawodnikiem w historii Miami Heat z triple-double w dwóch kolejnych meczach, ale to nie uratowało jego drużyny przed dwoma bolesnymi porażkami. Przegrali z rezerwami Clippers, a wczoraj oddali 19-punktowe prowadzenie w San Francisco. Dzisiaj w Sacramento spróbują się odbić i poprawić nastroje przed sobotnią wizytą u Lakers.

Sacramento Kings mają problemy z kontuzjami starterów i zaliczyli 4 porażki z rzędu. De’Aron Fox opuścił jeden mecz, Marvin Bagley dwa, dzisiaj po raz drugi nie będzie Richauna Holmesa, a do tego zabraknie Harrisona Barnesa.


(13-15) Toronto @ (16-12) Milwaukee 1:30
3w4 (18-12) Brooklyn @ (22-7) LA Lakers 4:00
3w4b2b (11-17) Miami @ (12-15) Sacramento 4:00

Poprzedni artykułWake-Up: Trwa Dame Time! Warriors wrócili i zaskoczyli Miami
Następny artykułNBA przekłada jutrzejsze derby Teksasu

3 KOMENTARZE

  1. Pelicans mają 29 obronę i 7 atak. Chyba nikt przed sezonem nie spodziewał się, że będą bronić tak słabo. Bilans też jest sporo poniżej oczekiwań, ale wiadomo jak jest z tym Zionem. NBA zrobi wszystko, żeby upchnąć go do meczu gwiazd.

    Do listy kandydatów można jeszcze dopisać Moranta, bo Memphis są jednak lepsi od Pelicans mimo nieobecności Jackson Juniora.

    0