Dniówka: Król LeBron

7
fot. League Pass

Kiedy LeBron James przeniósł swoje talenty do Los Angeles i zdecydował się na to, mimo że od razu nie dołączył do niego żaden inny gwiazdor, dużo mówiło się o tym, że tu nie chodziło przede wszystkim o koszykówkę. Priorytetem była rodzina i większe możliwości biznesowe, zwłaszcza te w showbiznesie. W kolejnym sezonie LeBron po raz pierwszy od bardzo dawna nie był w drużynie walczącej o tytuł, potem po raz pierwszy w karierze doznał poważniejszej kontuzji i na koniec nawet nie znalazł się w playoffach, a wakacje spędził na planie “Space Jam 2”.

Na chwilę mogliśmy zapomnieć, że NBA to cały czas jest jego liga. Mogło się wydawać, że starzejący się Król musi pogodzić się z oddaniem swojego tronu, w którym podczas zeszłorocznych playoffów rozsiadał się Kawhi Leonard. Nie ma co ukrywać, takie też były moje odczucia, dlatego od początku sezonu to drużyna Kawhia była moim faworytem do mistrzostwa, co teraz oczywiście wygląda głupio. Bo to było tylko złudzenie, a przecież stara ligowa mądrość mówi – nigdy nie stawiaj przeciwko LeBronowi. On zrobił sobie tylko rok przerwy, na chwilę oddając pole innym, żeby przygotować sobie powrót na szczyt. W historycznym spojrzeniu będziemy pewnie określać tamten sezon jako fluke. Wyjątek potwierdzający regułę, bo Toronto Raptors są jednym mistrzem w okresie 10 lat, który ani nie miał w składzie Jamesa, ani nie pokonał jego drużyny w Finale.

James chciał mieszkać i grać w Los Angeles, chciał być częścią jednego z najbardziej rozpoznawanych na świecie sportowych klubów, chciał rozwijać swoje biznesy i chciał również nadal wygrywać. Wiedział co chce osiągnąć, ale też zdawał sobie sprawę, że wszystko nie wydarzy się od razu, dlatego dał sobie i Lakers czas na ściągnięcie Anthony’ego Davisa. To AD był tym drugiem gwiazdorem, którego chciał mieć obok siebie. Nie wiemy jak wcześnie to wszystko zostało zaplanowane, ale przypomnijmy, że dwa miesiące po tym jak James przeniósł się do LA, Davis zmienił agenta i zatrudnił Richa Paula, dołączając do ‘grupy’ LeBrona. Kilka miesięcy później Paul poinformował New Orleans Pelicans, że jego klient nie podpisze z nimi przedłużenia i chce wymiany. Chciał trafić do Lakers. Potem trzeba było jeszcze poczekać z transferem kilka miesięcy, ale w końcu dopięli swego i AD znalazł się w Lakers. James dostał do pomocy młodego gwiazdora, a zarazem jednego z najlepszych obecnie zawodników w lidze. Kogoś takiego brakowało mu, kiedy przeciwko niemu do nierównej walki stawiali Kevin Durant i Stephen Curry.

Po roku przerwy LeBron wrócił do playoffów i oczywiście, że znowu musiał dotrzeć do Finałów. To już nie była ta sama konferencja, która należała do niego przez poprzednie lata i na tym bardzo silnym Zachodzie miało być dużo trudniej, ale ostatecznie w każdej z trzech pierwszych serii rozegrał tylko po pięć meczów. Kolejne drużyny miały być niewygodnymi rywalami i sprawić problemy, ale kiedy zaczynała się gra, Lakers szybko ich rozpracowywali i okazywało się, że są po prostu znacznie lepsi. Bo nikt nie potrafi grać i wygrywać w tę playoffową grę tak jak LeBron, co dobitnie potwierdza 9 występów w Finałach w ciągu 10 ostatnich lat. Regularnie dominował w maju i czerwcu i teraz zrobił to też na przełomie września i października. Playoffy to po prostu jego czas. Także w ujęciu całej historii NBA, bo jest już samotnym liderem pod względem liczby rozegranych meczów w playoffach, ma również najwięcej punktów, przechwytów, pod względem asyst ustępuje tylko Magicowi Johnsonowi, a na liście najlepiej zbierających znajduje się na szóstym miejscu.

I teraz dołożył do tego swój czwarty mistrzowski puchar i czwarte MVP Finałów. Już tylko Michael Jordan ma więcej tych statuetek MVP, ale tu nawet nie chodzi o porównywanie ich, tylko o docenienie tego, co robi James i jak bardzo zdominował ligę na przestrzeni ostatniej dekady.


Kiedy w 2014 wracał do Cleveland, w swoim liście tak pisał o czasie spędzonym w Miami:

Miami, dla mnie, było niemalże jak college. Te ostatnie cztery lata wychowały mnie na tego kim teraz jestem. Stałem się lepszym zawodnikiem i lepszym człowiekiem. Nauczyłem się od organizacji, która była już wcześniej tam gdzie ja chciałem się znaleźć. Zawsze będę myślał o Miami jak o drugim domu. Bez tych doświadczeń nie mógłbym robić tego co robię dziś.

W Miami zdobył potrzebne doświadczenie, ucząc się od Pata Riley jak budować mistrzowską drużynę i jak wygrywać. Dowiedział się czego potrzeba, żeby wejść na szczyt NBA, a potem świetnie wykorzystał tę wiedzę, rozwijając swoje umiejętności i dyrygując kolejnymi klubami. Wrócił do Cleveland i wywalczył dla nich mistrzostwo. Przeniósł się do Los Angeles i również zapewnił im tytuł. Oczywiście nie stało się to od razu, były też porażki i niepowodzenia, ale w obu miejscach osiągnął ten najważniejszy cel. A zawsze pewne było to, że kiedy James gra w playoffach, regularnie melduje się w Finałach, dlatego od czasu gdy trafił do Heat trzeba było go pokonać w drodze po tytuł. A jak trudne było to wyzwanie i jak bardzo bała się go reszta NBA, świetnie pokazuje to, że rekordowi Golden State Warriors zastosowali „nieuczciwą konkurencję” dodając do składu Kevina Duranta.

Miami było dla niego niczym koledż, a teraz po latach spotkał się ze swoją byłą drużyną w tym decydującym pojedynku i pokazał im, że ma już tytuł profesora. Nie tylko na parkiecie potrafi zrobić właściwie wszystko, ale też jak mało kto umie grać w tę grę poza boiskiem.

Po zakończeniu swojego pierwszego, rozczarowującego sezonu w LA nie panikował, tylko trzymał się planu. Przemilczał zamieszanie w managemencie Lakers, gdy Magic Johnson nagle odszedł, pozwalając Jeanie Buss się tym zająć. Zdawał sobie sprawę, że magia Los Angeles i siła marki „Lakers” wiele ułatwiają i pomogą w ułożeniu składu, ale najpierw musi cierpliwie poczekać aż zrobią wymianę po AD, czym zajmował się jego człowiek Rich Paul. To był najważniejszy element tej układanki, dlatego od samego początku wziął Davisa pod swoje skrzydła. Był jego przyjacielem i mentorem. Motywował go, dzielił się swoim doświadczeniem i pomagał na boisku, przekazując pałeczkę pierwszego strzelca.

Od początku też zaufał trenerowi, zaangażował się mocno w defensywę, budując tożsamość zespołu i przejął na siebie nową rolę, będąc głównym rozgrywającym. Był prawdziwym liderem, który zadbał również o chemię w szatni i o odpowiednie nastawienie swoich kolegów, żeby przychodzili do gry w każdym meczu, nawet jeśli był to tylko kolejny teoretycznie mało znaczącym pojedynek długiego sezonu zasadniczego grany dzień po dniu. Dzięki temu „od początku do końca pozostali profesjonalnym teamem koszykówki”, jak to wiele razy podkreślał Maciek. To też odegrało kluczową rolę w powrocie po zatrzymaniu sezonu i przejściu przez okres gry w bańce.

W międzyczasie pojawiało się oczywiście wiele wątpliwości i pytań o Lakers. Przecież to oni podczas restartu byli osłabieni nieobecnością swojego startera Avery’ego Bradleya, do tego słabo grali podczas seeding games i przegrali mecz otwarcia playoffów, to też ich lider ma już 35 lat, podczas gdy Giannis Antetokounmpo zgarnął nagrody DPOY i MVP, Kawhi Leonard bronił tytułu, a LA Clippers wydawali się mieć najmocniejszy skład… Ale na koniec znowu wygrał LeBron. W Finałach znowu był najlepszym zawodnikiem, niekwestionowanym MVP i poprowadził za sobą Lakers. W Game 5 jego fantastyczny występ nie wystarczył, żeby zamknąć serię, ale postarał się, żeby kolejnej szansy Lakers już nie zmarnowali. Postarał się, żeby od samego startu przycisnęli rywali, dlatego od pierwszej minuty grał z dużą energią, agresywnie atakował pomalowane, a do tego pilnował Jimmy’ego Butlera. W całej serii zaliczał 29.8 punktów, 11.8 zbiórek i 8.5 asyst, a także swoje najlepsze w Finałach 59% z gry.

Mimo, że tak wiele już osiągnął, nadal miał coś do udowodnienia i nie ukrywa, że to go nakręcało. Musiał po raz kolejny przypomnieć, że playoffy to jego gra, a NBA to nadal jego liga. To on cały czas jest zawodnikiem, który gwarantuje Finały i dostarcza tytuły. Już cztery z trzema różnymi drużynami, teraz wprowadzając ponownie na szczyt wielki klub, który w ostatnich latach był symbolem niekompetencji. Znowu przekonaliśmy się jak wszystko nagle się zmienia, gdy w drużynie pojawia się LeBron.

Tyle wydarzyło się przez ostatni rok, w trakcie tego najdłuższego sezonu w historii, ale teraz znowu znaleźliśmy się w dobrze znanym nam miejscu, z Królem palącym cygaro na swoim tronie.

Poprzedni artykułMiędzy (Rajonem) Rondo a Palmą (910)
Następny artykułA.Davis: “Moja przyszłość wyjaśni się w kolejnych miesiącach”

7 KOMENTARZE

  1. “A zawsze pewne było to, że kiedy James gra w playoffach, regularnie melduje się w Finałach, dlatego od czasu gdy trafił do Heat trzeba było go pokonać w drodze po tytuł. A jak trudne było to wyzwanie i jak bardzo bała się go reszta NBA, świetnie pokazuje to, że rekordowi Golden State Warriors zastosowali „nieuczciwą konkurencję” dodając do składu Kevina Duranta.”

    Chwała Ci.

    Since the loss to the Mavs, LeBron has 4 rings.

    The years he didn’t win a ring, in the Finals he…
    •Scored 28ppg on 57% against Kawhi
    •Avg. 36/13/9 with Delly as his #2
    •Avg. 34/12/10 on 57% vs most talented team ever
    •Avg. 34/9/10 & had 51-8-8 in G1 of the Finals

    0