Dniówka: Bańka należy do Jimmy’ego. Emocje w szatni Celtics i must-win Game 3

9
fot. YouTube/ ESPN

Miami Heat mają już w swoim dorobku trzy mistrzowskie puchary, ale jeszcze nigdy nie rozpoczęli trzech kolejnych serii dwoma zwycięstwami. To już 10-1 dla drużyny prowadzonej przez Jimmy’ego Butlera, który wcześniej w swojej karierze ani razu nie rozegrał w jednych playoffach więcej niż 12 meczów. Dopiero po raz pierwszy udało mu się dostać do finałów konferencji, a teraz już tylko dwa zwycięstwa dzielą go od wielkiego finału.

W Game 2 Butler miał tylko 14 punktów, 4 zbiórki i 3 asysty. Nie są to osiągnięcia na miarę gwiazdora. Normalnie, patrząc na takie cyferki powiedzielibyśmy, że lider nie przyszedł do gry, ale Jimmy był w grze i po raz kolejny odegrał kluczową rolę w zwycięstwie. Bam Adebayo zmienił mecz, Goran Dragić znowu był najlepszym strzelcem, a Erik Spoelstra ograł Brada Stevensa, ale to Jimmy jak zwykle był sercem drużyny. To on na finiszu rozpoczął decydujący run Heat 17-7, mając swój bezpośredni udział przy sześciu pierwszych punktach. Wtedy też zaliczył jeden ze swoich trzech przechwytów w czwartej kwarcie. Nie wypełniał box score’a, ale wypełniał parkiet swoją energią i tym, co nazywamy hustle. W całym meczu zanotował 4 przechwyty i 7 deflections. W obu tych kategoriach jest liderem playoffów (w przechwytach z zawodników, którzy nadal są w grze).

Jimmy nadal rządzi w bańce. Nikt nie czuje się tu tak dobrze jak on. Wygrywa mecze i sprzedaje kawę, a ten dodatkowy biznes też chyba nieźle się kręci, bo Jimmy złożył właśnie wniosek o zastrzeżenie znaku towarowego “Big Face Coffee”. Tu nie chodzili tylko o kawę. Przed każdym meczem prezentuje się w koszulce czy bluzie z nazwą swojej kawiarni prowadzonej w hotelowym pokoju i jak donosi Nick DePaula z ESPN, jest coraz bliższy sfinalizowania długotrwałej współpracy z marką Lululemon Athletica, która dostarcza mu te ubrania. Ma zostać ich twarzą. Natomiast w przyszłości może otworzy kawiarnię pod szyldem “Big Face Coffee”. Podobno chciałby się tym zająć po zakończeniu kariery. Tak przynajmniej mówił miesiąc temu Rachel Nichols, opowiadając jej o swoim bańkowym biznesie. Zabrał ze sobą do Orlando zaparzacz do kawy, a jako, że kawa dostępna na kampusie nie spełnia oczekiwań i wszyscy mocno na nią narzekali, postawił skorzystać z okazji. Było zapotrzebowanie, a ma do czynienia z bogatymi klientami, dlatego sprzedaje kawę po 20 dolarów. Nie ma zniżek dla kolegów z drużyny. Płatność tylko gotówką i bez opcji brania na kredyt. W ofercie ma różne rodzaje kaw, trzy rozmiary kubków i jedną cenę.

Ale na razie to tylko dodatkowy biznes, dlatego czasami klienci odchodzą z kwitkiem


Boston Celtics dopadł syndrom Clippers i w drugiej połowie przestali grać, oddając dwucyfrowe prowadzenie. Trzecia kwarta przegrana 20 punktami jest ich najgorszą kwartą w całym sezonie. Od razu też przypomniały się ich problemy na starcie drugich połów, z którymi zmagali się w poprzedniej rundzie. W siedmiu pojedynkach przeciwko Toronto Raptors ani razu nie wygrali trzeciej kwarty. Tę niemoc udało się przełamać w meczu otwarcia finałów konferencji, kiedy uzyskali dwucyfrowe prowadzenie. Teraz już na przerwę schodzili z wysoką przewagą i najwidoczniej poczuli się zbyt pewnie.

Po raz kolejny oddali dwucyfrową przewagę i po raz kolejny przegrali crunch time, a potem emocje wzięły górę po meczu. Zza zamkniętych drzwi szatni Celtics dziennikarze usłyszeli głośne przekleństwa Marcusa Smarta, a także krzyki innych zawodników i odgłos rzucanych przedmiotów o ścianę. Podobno było gorąco.

Ale kiedy już zawodnicy wyrzucili z siebie swoje frustracje, na rozmowę z dziennikarzami wyszli bardzo spokojni i wszyscy zachowywali się tak, jakby ściany szatni skutecznie zatrzymały hałasy. Kemba Walker udawał, że nic się nie stało. Jayson Tatum mówił o frustracji, ale przekonywał, że wszystko jest w porządku. Nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło, po prostu rozmawiali o meczu, a to co zostało powiedziane w szatni zostaje w szatni. Brad Stevens natomiast ograniczył się do stwierdzenia, że zawodnicy byli nieco emocjonalni po ciężkim meczu i porażce. Może Smart powiedziałby coś więcej, ale niestety nie spotkał się z dziennikarzami.

Niewątpliwie jest to najtrudniejszy moment w jakim znaleźli się Celtics w tych playoffach. Po raz pierwszy przegrywają w serii, a teraz to już 0-2. Może takie głośne rozładowanie emocji jest czymś, czego potrzebowali. Może to jest ta iskra, która rozpali ich grę, zmobilizuje do cięższej pracy i większego wysiłku. Potrzebują hustle, którego teraz zabrakło im w drugiej połowie. Ale istnieje też ryzyko, że mogło nastąpić jakieś pęknięcie w drużynie, którego nie uda im się już naprawić w tej serii. Choć biorąc pod uwagę, że ich chemia wydawała się dotychczas bardzo dobra, jest to raczej mało prawdopodobny scenariusz. To ma być tylko kłótnia w rodzinie, która wyjdzie im na dobre. Ale z takimi trudnościami jeszcze się nie mierzyli, więc dopiero przekonamy się jak z tego wyjdą. To sprawdzian dla charakteru i siły tego zespołu, a możliwe, że też kluczowy moment ich playoffów. Albo zapamiętamy to jako początek końca, albo początek przełamania, które pozwoli im odrobić straty i dalej walczyć o finał.

W Game 2 Celtics jeszcze byli w stanie podnieść się po tej fatalnej trzeciej kwarcie i w połowie czwartej zanotowali serię, którą odzyskali prowadzenie. Ale kiedy wydawało się, że ponownie przejmują kontrolę, Heat znowu odpowiedzieli. Potem jeszcze Jaylen Brown próbował ich uratować i mógł doprowadzić do remisu, gdyby trafił trzecią trójkę z rzędu. Spudłował, a te jego dwa trafienia były jedynymi całej drużyny przez ostatnie prawie cztery i pół minuty. Więcej mieli w tym czasie strat (3), a w całym meczu oddali aż 26 punktów rywalom po swoich błędach, co najbardziej ich pogrążyło. Nie byli też w stanie zatrzymać alley-oopów do Adebayo i mieli ogromne problemy z przebiciem się przez obronę strefową. Heat skutecznie trzymali ich z dala od kosza. W drugiej połowie Celtics zdobyli tylko 14 punktów w paint (32 do przerwy), a w czwartej kwarcie 11 ze swoich 18 rzutów oddali zza łuku.

Na koniec zabrakło też Jaysona Tatuma. To on jest liderem drużyny i powinien brać na siebie ciężar zdobywania punktów w najważniejszych momentach, ale zamiast pomóc Brownowi, zupełnie zniknął w końcówce. Przez te ostatnie cztery minuty nie oddał rzutu. Przez całą czwartą kwartę nie miał też ani jednej zbiórki. Przerwał serię pięciu kolejnych występów z double-double, miał najmniej w tych playoffach tylko 12 rzutów z gry i swój najgorszy w playoffach wskaźnik minus-11.

sobota Boston @ Miami (0-2) 2:30

Zobaczymy jak Celtics podniosą się po tych dwóch porażkach. Presja będzie bardzo duża, bo muszą wygrać, jeśli chcą utrzymać się w grze o awans. Dodatkowy impuls może zapewnić im powrót Gordona Haywarda. Podobno czuje się bardzo dobrze i ma nadzieję zagrać w sobotę.

Po Game 3 obie drużyny dostaną trzy dni wolnego. Czwarty mecz rozegrany zostanie dopiero we wtorek. W tym czasie na Zachodzie będą mogli nadgonić, bo startują dopiero dzisiaj.

Denver @ LA Lakers 3:00

Nasza zapowiedź. Typer

Denver Nuggets wracają do Finałów Zachodu po raz pierwszy od 2009 roku i ponownie zmierzą się w nich z Los Angeles Lakers. Wtedy prowadzeni przez Carmelo Anthony’ego i Chauncey’ego Billupsa w sześciu meczach ulegli przyszłym mistrzom. Dla Melo to była jego jedyna wizyta na tym etapie rywalizacji i też jedne playoffy w Denver, w których wygrał jakąś serię. Sześć pozostałych kończył na pierwszej rundzie. W sumie Anthony wygrał tylko trzy playoffowe serie w karierze, tyle samo co Nikola Jokić i Jamal Murray w dwa lata.

Lakers tylko rok krócej czekali, żeby zagrać ponownie w finałach konferencji, bo poprzednio byli w nich w 2010 roku, kiedy też po raz ostatni sięgnęli po mistrzostwo. Dla LeBrona Jamesa to oczywiście pierwsze Finały Zachodu. Walczy o to, żeby już po raz dziewiąty z rzędu swój występ w playoffach zakończyć dopiero w wielkim finale.

JR Smith brał udział w tej serii sprzed 11 lat.

Poprzedni artykułMiędzy Rondem a Palmą (904): Czy babcie mnie słyszą?
Następny artykułZapowiedź finału Zachodu (1) Los Angeles Lakers vs. (3) Denver Nuggets

9 KOMENTARZE