Był rok 1991, 23 września. Reprezentujący barwy francuskiej drugoligowej drużyny Proville, Richard Batum stanął na linii rzutów wolnych po faulu jednego z rywali. Jego żona wraz z 2,5-letnim synem oglądali mecz z trybun. Richard podchodząc do rzutu przewrócił się na parkiet. Pęknięcie tętniaka. Nie zdołano mu pomóc, nie przeprowadzono nawet autopsji. Życie rodziny zmieniło się, jak po pstryknięciu palcem. W wieku 2,5 lat Nicolas został bez ojca i z ogromnym czerwonym znakiem ostrzegawczym w swojej sportowej kartotece.
– Wszystko widziałem na własne oczy. Gdy jesteś świadkiem śmierci swojego ojca, dorastanie staje się znacznie trudniejsze – wspomina. – Został sfaulowany i podchodził do rzutu, po czym się przewrócił. Pamiętam, gdy upadł i pamiętam, że gdy się obudziłem, wokół mnie rozpętało się prawdziwe szaleństwo. Moja matka płakała bez przerwy. Miałem zaledwie 2 lata, a pamiętam te zdarzenia. […] Czasami wracam do tych okropnych wspomnień – dodaje.
Richard Batum był bardzo solidnym graczem, pracowitym. Z pochodzenia Kameruńczyk braki w talencie nadrabiał wysiłkiem i poświęceniem. Syn odziedziczył po nim wiele cech charakteru. Okazało się, że dołożył do tego talent, który znacznie ułatwił mu zawodową drogę. Nicolas chciał iść w ślady ojca i od najmłodszych lat szlifował umiejętności. Jego idolem był Scottie Pippen, gracz niemalże kompletny. “Nic” bardzo szybko wyrastał na jednego z najlepszych graczy w kraju. W wieku 12 lat trenerzy stworzyli dla jego potrzeb dedykowany program treningowy. Jeszcze wtedy myślał o piłce nożnej, ale szybko wybito mu to z głowy.
W wieku 14 lat przeniósł się do akademii Le Mans Sarthe Basket oddalonej o 90 kilometrów od rodzinnego Lisieux, które leży niedaleko kanału La Manche. Do matki wracał okazjonalnie. Wiele czasu zabierała mu młodzieżowa reprezentacja, odhaczał bowiem każdy kolejny rocznik. Wtedy też pod własne skrzydła wziął go Parker, panowie nawiązali niemal braterskie relacje. Niektóre lata bywały tak intensywne, że na 365 dni młody Batum maksymalnie 10 spędzał w domu. Mając zaledwie 16 lat zadebiutował w seniorskich rozgrywkach, co było podpowiedzią w kontekście skali talentu, jakim dysponował. Zwrócił na siebie uwagę, a determinacja, którą wówczas wykuł doprowadziła go aż za ocean.
Tony Parker, Boris Diaw, Mickael Pietrus oraz Ronny Turiaf utorowali drogę dla młodych utalentowanych graczy z Francji. Sześć lat starszy Parker był jednym z największych orędowników talentu Batuma. Ten zawsze powtarzał, że chciałby z nim zagrać w jednej drużynie. Skauci i generalni menedżerowie dobrze się Nicolasowi przyjrzeli. W 2008 roku pojechał na testy do Toronto Raptors. Sztabowi medycznemu nie spodobał się zapis EKG. Spytali go, czy były w rodzinie przypadki chorób sercowych. Wtedy opowiedział o swoim ojcu, co mogło zakończyć jego przygodę z NBA tak szybko, jak szybko się rozpoczęła.
Raptors wysłali sygnał dalej, od tego momentu wszystkie otwarte linie telefoniczne zostały dla Batuma zamknięte. Natychmiast przypięto mu czerwoną flagę. Przestał myśleć o NBA, myślał o przyszłości w ogóle. Czy dostanie szansę profesjonalnego uprawiania sportu, któremu poświęcił całe swoje życie? Po latach mówił o tym, jako momencie absolutnie najtrudniejszym. Wkrótce bowiem miało się okazać, czy nie będzie musiał utopić swoich marzeń.
Jego agent zaaranżował spotkanie ze specjalistami z Cleveland Clinic – topowej w Stanach Zjednoczonych. Spotkanie z drugim specjalistą załatwili San Antonio Spurs. Miał skonfrontować wyniki badań nie pozostawiając wątpliwości. W obu przypadkach nie znaleziono niczego, co uniemożliwiałoby Batumowi profesjonalną grę w basket. Specjaliści z Cleveland dzwonili nawet do chirurga, który potwierdził zgon jego ojca. Problem polegał na tym, że nie było żadnego oficjalnego zapisu potwierdzającego przyczynę śmierci. Szum mocno osłabił pozycję w drafcie młodego Francuza. Nie było jasności, czy zostanie wybrany w pierwszej rundzie, a przecież jego potencjał mieścił się w tym zakresie.
Spurs dysponowali 26. pickiem. Gregg Popovich miał słabość do Europejczyków, którzy wyróżniali się swoimi “fundamentals”, więc istniało podejrzenie, że Batum wkrótce spełni marzenie o grze z Parkerem. W ostatnim możliwym momencie przechwycili go Houston Rockets, którzy natychmiast wysłali Batuma do Portland. R.C. Buford był wściekły. Druga opinia w sprawie Batuma miała być rozstrzygająca dla ich wyboru w drafcie. Tymczasem… Rockets i Blazers zdołali ich przechytrzyć.
W debiutanckim sezonie grał mało i potrzebował czasu na adaptację. Jednak gdy Martell Webster doznał kontuzji, Batum wskoczył do składu i wyrósł na jednego z pewniejszych defensorów. W rozgrywkach numer dwa wyraźnie rozwinął skrzydła notując 10 punktów i 4 zbiórki w 25 minut. Wyrastał na uniwersalnego gracza, który radzi sobie bez względu na to, jaki zespół preferuje system. Poszedł za ciosem i przed rozpoczęciem sezonu 2009/2010 zadebiutował dla seniorskiej reprezentacji Francji, co było jego wielkim marzeniem.
Z jego występami z Les bleus wiążę się też jedna z najbardziej nieprawdopodobnych historii w karierze. Francuzi w ćwierćfinale Igrzysk Olimpijskich w Londynie (2012) grali z Hiszpanią. Na 25 sekund przed końcem gracze Sergio Scariolo prowadzili 63:57, Francuzi w bezradności rozkładali ręce. Nie Batum, bo Batum w napadzie frustracji podbiegł do Juana Carlosa Navarro i uderzył go pięścią w pachwinę. Nawet sędzia spojrzał na niego ze zdumieniem – Ty? ze wszystkich ludzi ty zrobiłeś coś takiego? Moment pozostaje ogromną wyrwą na wizerunku “przyzwoitego reprezentanta”.
Zachowanie było zaskakujące, ale Batum wyciągnął wnioski. Osiem lat po tym, gdy został wybrany w drafcie, po raz pierwszy zagrał przed swoją żoną Aurelią i synem Aydenem, którego drugie imię to Richard. Dla Nicolasa był to niezwykle ważny moment.
– Pomyślałem, wow! To było dla mnie trudne. Mój ojciec zmarł mając 30 lat. Nigdy w życiu nie miał żadnych problemów zdrowotnych, a tu nagle odchodzi. Moja rodzina cały czas powtarzała mi, że mam przestać o tym tyle myśleć; że mi się to nie przytrafi. Czasami jednak mocno mi to doskwierało, gdy byłem na parkiecie – dodaje.
Dopiero w swoje 31. urodziny Batum poczuł się wolny od strachu i niepewności, które wierciły mu dziurę w głowie przez całe dorosłe życie. Na szczęście nie zniekształciło to jego koszykarskiego wychowania. Dysponował rzutem za trzy, na którym trener mógł polegać i zapewniał podobny poziom energii w obronie, kryjąc graczy kilku różnych pozycji. Status 3-and-D stał się jego promocją w oczach kolejnych GM-ów szukających uzupełnienia dla swoich największych gwiazd.
– Z czasem stawał się coraz pewniejszym siebie graczem, wyrachowanym obrońcą posiadającym wiele różnych talentów – mówił o nim Nate McMillan, z którym Nic blisko współpracował w trakcie pobytu w Oregonie.
W międzyczasie Batum pozostawał lojalny wobec swojego kraju, zgłaszając się na każdy apel szkoleniowca. Dobrowolnie odbierał sobie szansę na odpoczynek, co niestety przełożyło się na wiele problemów zdrowotnych, a w konsekwencji niesatysfakcjonującą formę i bardzo słabe rozgrywki 2019/2020. Nawet, gdy sztab medyczny zalecał mu dłuższą przerwę na rehabilitację m.in. kontuzjowanej stopy, Nic w momencie, w którym otrzymał zielone światło, wsiadał w samolot i leciał na zgrupowanie, by pomóc drużynie Vincenta Colleta.
W Charlotte zaczęli się obawiać tego chorego przywiązania, zresztą słusznie. Teraz jest dla Batuma czas na odbudowę. W wieku 31 lat nadal ma wystarczająco dużo czasu, by przywrócić swoje ciało do odpowiedniej sprawności i powrócić do roli gracza, jakim był w sezonie 2016/2017, gdy notował 15 punktów, 6 zbiórek i 6 asyst. Niegdyś mówił, że bardziej niż na sobie, skupia się na sukcesie swojej drużyny. To jednak niebezpieczny sposób myślenia – może prowadzić do kwestionowania własnej wartości. Batum stoi na rozdrożu, bo musi zacząć wybierać. Dotąd po prostu tego unikał.
Fajny artykuł, nie wiedziałem że przeżył taką traumę w dzieciństwie :/
Nie rozumiem tylko przesłania w ostatnich 3 zdaniach.